Wczorajsze zawody drużynowe na dużej skoczni na pewno na długo pozostaną w pamięci polskich kibiców. Polscy skoczkowie podczas olimpijskiej drużynówki zajęli 5. miejsce, co jest najlepszym wynikiem w historii polskich występów w zawodach drużynowych podczas igrzysk.

Polacy w składzie: Stefan Hula. Kamil Stoch, Robert Mateja i Adam Małysz zaprezentowali się wczoraj bardzo doborze. Nasi skoczkowie z każdą kolejką prezentowali się lepiej. Po pierwszej kolejce byli na miejscu 9, po drugiej na 7, potem 6, by w ostatniej postawić kropkę nad „i” uzyskując 5. lokatę, tuż za Niemcami, którzy wyprzedzali naszych reprezentantów tylko o 0.8 pkt. Polacy w drugiej serii rywalizowali z Japończykami i choć różnice punktowe były niewielkie, nasi kadrowicze nie oddali 5 lokaty do końca zawodów.

Motywacji przed wczorajszymi zawodami naszej kadrze nie brakowało. Skoczkowie chcieli przede wszystkim pokazać, że skoro nie udało się w indywidualnych zawodach osiągnąć tego, na co czekali kibice – medalu, to w zawodach drużynowych połączą swoje siły i pokażą, że stać ich na wysokie miejsce w drużynowej rywalizacji. Niestety i tym razem medal był poza zasięgiem Polaków.

- Po pierwszej serii nie myślałem o medalu. Wiedziałem, że jesteśmy zaledwie osiem dziesiątych punktu za znajdującymi się na czwartym miejscu Niemcami i liczyłem, że może uda się ich wyprzedzić. W przerwie nie mieliśmy czasu nawet porozmawiać. Jak jeden wchodził to drugi wychodził, rozgrzewaliśmy się, przygotowywaliśmy się do kolejnych skoków. Zdążyłem tylko kopnąć Stefana Hulę w tyłek i zaśpiewaliśmy sobie 'Do boju Polsko'" – przyznał Małysz.

Pomimo wszelkich zawirowań w polskiej ekipie skoczków, różnych spekulacji i przedwczesnych ocen, nasi reprezentanci stanęli na wysokości zadania i pokazali, że potrafią walczyć.

Adam Małysz na razie nie chce podejmować decyzji dotyczącej swej dalszej kariery. Skoczek nie zamierza też oceniać trenerów.

- Staram się wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie jak to ma wyglądać. Ale jeszcze nie mam dla was odpowiedzi jak długo będę skakał i czy znajdę motywację do ciągnięcia tego. Takie decyzje trzeba podejmować na spokojnie, rozważnie. Na pewno doskaczę do końca sezonu, a potem zobaczymy. Bardzo dużo zależy od tego kto zostanie trenerem – powiedział Adam Małysz.