Podczas minionego sezonu, zwłaszcza w trakcie igrzysk w Pjongczangu, głośno dyskutowano o trafności pomiaru wiatru za pomocą czujników umieszczonych koło zeskoku. Są już pomysły, jak wyeliminować ich wady...
Jako główną przyczynę pomiarów wiatru, które niekoniecznie odzwierciedlają podmuchy realnie działające na skoczka, wymieniano umiejscowienie czujników po bokach zeskoku - a tam warunki mogą być zupełnie inne niż pomiędzy bandami, gdzie rzeczywiście szybuje zawodnik. Dlatego osoby odpowiedzialne w FIS za pomiary zleciły analizę możliwości poprawy sytuacji. Dziś znamy pierwsze wnioski i pomysły:
- Pojawiły się dwa podejścia, które będziemy równolegle testować podczas tegorocznej Letniej Grand Prix. Z jednej strony jest to rozwinięcie chipów, które przyklejano na nartach w trakcie Turnieju Czterech Skoczni - będą one umieszczone również na kasku, a ich kolejna wersja ma uwzględniać także pomiar siły i kierunku wiatru - tłumaczy Bertil Palsrud z komisji skoków. - Dodatkowo sensory będą zawierały moduł GPS, a sygnały z niego pozwolą na zniwelowanie podmuchów wynikających z przemieszczania się zawodnika.
Drugą, prostszą metodą będzie poszerzenie obecnie stosowanego systemu o dodatkowe, statyczne czujniki:
- Kolejne tego typu urządzenia zostaną zamontowane na stalowych linach nad zeskokiem - tak jak to już czynimy choćby z kamerami poruszającymi się nad skoczkami. Różnica jest taka, że lina będzie wisiała dużo niżej - ok. dwóch metrów nad szacowaną parabolą lotu. To wystarczy, by skoczek nie obawiał się zderzenia z czujnikiem - kontynuuje Norweg.
Szkoleniowcy i sędziowie zwrócili też uwagę na inny problem - w minionym sezonie często zdarzało się, że np. skracano rozbieg ze względu na zbyt silny wiatr pod narty, a gdy skoczkowie ruszali, podmuchy nagle słabły - sama rekompensata w tej sytuacji nic nie dawała, bo prędkość na progu była za niska, by móc później odlecieć.
- Podobne sytuacje skłoniły nas do wypróbowania dynamicznej regulacji długości rozbiegu w zależności od warunków wietrznych na zeskoku. W przypadku nagłej zmiany prędkości wiatru belka startowa byłaby przesuwana nawet wtedy, gdy skoczek na niej siedzi - ostatnia korekta byłaby wykonana najpóźniej dwie sekundy po zapaleniu zielonego światła.
Jak podkreśla Palsrud, na razie taka możliwość mogłaby być zastosowana tylko na kilku obiektach, na których istnieje system automatycznego, bezstopniowego przesuwania belki startowej - większość skoczni wymagałaby odpowiednich modyfikacji. Proces miałby być rozłożony na kilka lat.
Gdyby rozwiązanie z przesuwaniem belki okazało się niewygodne dla skoczków, przedstawiciele FIS chętnie przetestują także specjalnie zamontowane na rozbiegu porcelanowe rolki z mechanizmami, które w zależności od warunków przyspieszałyby albo hamowały pędzącego w kierunku progu zawodnika. Skoczni z takim systemem jeszcze nie ma, ale zarządcy skoczni w Oberstdorfie już rozważają jego instalację - ich zdaniem możliwość regulacji prędkości na rozbiegu pozwoliłaby na skuteczniejsze trenowanie pozycji najazdowej.
Pomysły zostaną przedstawione podczas zbliżającego się Kongresu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) w Costa Navarino w Grecji (13-19 maja). Testy czujników zaplanowano na najbliższe lato, nie wiadomo natomiast, kiedy uda się wypróbować rolki na rozbiegu - zdaniem Palsruda jest to perspektywa kilku najbliższych lat.