Odwołanie zawodów Letniej Grand Prix w Zakopanem było tylko jednym z epizodów historii związanej z zaniedbaniami na Wielkiej Krokwi. Apoloniusz Tajner nie ukrywa, że PZN chce przejąć obiekt.
Konflikt pomiędzy Polskim Związkiem Narciarskim a Centralnym Ośrodkiem Sportu jest coraz większy. W Zakopanem nie odbyła się Letnia Grand Prix, a jedynymi tego konkursami na Wielkiej Krokwi były te o Puchar Prezesa PZN na początku października. Takiego problemu nie ma Wiśle - rodzinnej miejscowości Adama Małysza.
- PZN dzierżawi skocznie w Wiśle i trasy biegowe na Kubalonce. Zarabiamy na tym i wydajemy na ich utrzymanie około 1,1 mln złotych. Wychodzimy na zero, ale dzięki temu mamy obiekty takie, jak chcemy - przyznaje Apoloniusz Tajner. - Gdyby Łukasz Kruczek chciał zrobić trening dla skoczków o trzeciej w nocy - proszę bardzo. Nie ukrywam, że chcemy na tych samych zasadach przejąć skocznię w Zakopanem, która jest pod nadzorem COS - dodaje.
PZN nie zamierza całkowicie przejąć skoczni im. Stanisława Marusarza. Chciałby mieć jednak więcej do powiedzenia w kwestii korzystania z obiektu.
- COS ze skoczni nie zrezygnuje, bo wyciąg na Wielkiej Krokwi daje mu dochody. Może jakoś inaczej podzielimy się zyskami, nie chcę przecież COS-u go pozbawiać. Chcemy wziąć skocznię, aby najważniejszy na niej był zawodnik, a nie turysta - zaznacza prezes.
Być może problem rozwiąże się sam. Nie jest wykluczone, że PZN wkrótce nie będzie musiał składać próśb do COS o wynajęcie skoczni narciarskiej w stolicy polskich Tatr.
- Przypadkiem okazało się, że przed wojną prezes PZN Aleksander Bobkowski, zięć prezydenta Ignacego Mościckiego, przekazał związkowi dwie działki w okolicach Morskiego Oka, czyli na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Niedawno dowidzieliśmy się o tym dzięki kwerendzie, którą przeprowadziło PTTK w archiwach - opowiada prezes.
- Chcemy zamienić te dwie działki - w sumie około szesnaście hektarów - na teren, na którym leży skocznia (duża skocznia mniej więcej od 100 m górę jest na terenach TPN). Dla TPN to bez znaczenia, a my nie musielibyśmy nikogo prosić o zgodę na przejęcie Wielkiej Krokwi przed Pucharem Świata. Opiekowalibyśmy się nią cały czas, tak jak w Wiśle-Malince, gdzie ktoś dogląda obiektów non stop. Tu przybije deskę, tam wyrówna zeskok. A w Zakopanem jest problem, kiedy skoczkowie chcą skakać - kończy.