Od dziś cyklicznie prezentować będziemy podsumowania sezonu zimowego poszczególnych drużyn. Zaczynamy od największej sensacji zimy - Norwegów. Już prawie 11 miesięcy minęło od momentu, gdy Mika Kojonkoski przejął dowodzenie w reprezentacji Norwegii. Fin, słusznie uważany za jednego z najlepszych trenerów na świecie, podjął wyzwanie rzucone mu przez wymęczoną niepowodzeniami i konfliktami kadrę skoczków norweskich. Zadanie było niezwykle odpowiedzialne - wynieść kraj, (że użyję wyświechtanego, acz prawdziwego sloganu) gdzie zrodziły się skoki narciarskie, z powrotem na piedestał. Kojonkoski rozpoczął z rozmachem: od zaproszenia bez mała kilkudziesięciu skoczków norweskich na wspólne zgrupowanie i osobistego przesłuchania wszystkich, którzy ubiegali się o miejsce w kadrze narodowej. Wszechstronne testy wyłoniły siedmiu najlepszych zawodników, którzy znaleźli się w kadrze narodowej na sezon 2002/2003. Byli nimi: Anders Bardal, Tommy Ingebrigtsen, Roar Ljoekelsoey, Henning Stensrud, Olav Magne Doennem, Bjoern Einar Romoeren i Sigurd Pettersen.
Żadna to rewolucja. Z tej grupki tylko Pettersen był debiutantem, mającym za sobą jedynie starty w Pucharze Kontynentalnym. Pozostała szóstka to zawodnicy, którzy niejednokrotnie mieli okazję zaprezentować się w Pucharze Świata. Nie świadczyło to o jakichś szczególnie konserwatywnych zapatrywaniach Kojonkoskiego. Wręcz przeciwnie - na przestrzeni ostatnich kilku sezonów wielokrotnie zastanawiano się nad całkowitym odmłodzeniem reprezentacji. Wybór Kojonkoskiego pokazał że, paradoksalnie, kraj o bardzo szerokim zapleczu w skokach narciarskich, nie ma kim zastąpić stałych członków kadry. Wszyscy wierzyli jednak, że Mika Kojonkoski dokona cudu. Sam Fin tonował nastroje: "Miejsc na podium PŚ możemy się spodziewać dopiero za dwa lata" - zapowiadał. Szef reprezentacji Norwegii do spraw skoków i kombinacji norweskiej Jan-Erik Aalbu optymistycznie prognozował, że drużyna osiągnie poziom światowej czołówki w sezonie 2003/2004. Po satysfakcjonujących występach w Letnim Grand Prix przyszedł czas na sezon zimowy i prawdziwe porównanie się ze światowymi potęgami.
Już na samym początku potęgom zagrał na nosie ktoś, kogo nikt się nie spodziewał w tym towarzystwie. O takich przypadkach dziennikarze mówią "człowiek znikąd", choć w tym przypadku to opinia mocno przesadzona. Sigurd Pettersen, bo o nim mowa, zapoczątkował najbardziej udany dla Norwegów sezon od wielu lat...
Poniżej chciałabym przeanalizować formę Norwegów jako drużyny i przedstawić wykres oparty na zestawieniu punktów uzyskanych przez kadrę norweską w ciągu sezonu (włączając niezaliczające się do PŚ konkursy o Mistrzostwo Świata). Oczywiście zestawienie to nie jest w pełni adekwatne, między innymi ze względu na ograniczenia w liczbie zawodników w czasie MŚ. Rezygnujemy też z uwzględniania konkursów drużynowych, gdyż punktacja za nie jest nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do konkursów indywidualnych. Mimo tych przeszkód wykres taki będzie oddawał wahania formy norweskich zawodników jako drużyny. Wyraźnie widzimy, że Norwegowie zaczęli sezon z wysokiego pułapu i utrzymywali wysoką formę w pierwszej części sezonu aż do drugiego konkursu w Titisee-Neustadt. Trzeba pamiętać, że w międzyczasie odbyły się zawody PŚ w Trondheim, gdzie gospodarze mieli większą kwotę startową, a co za tym idzie, większą szansę zdobycia punktów. Następnie do konkursu w Bischofshofen utrzymywała się względnie stała tendencja, choć niestety nie na najwyższym poziomie. Dopiero zwycięstwo Bjoerna Einara Romoerena w ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni dało impuls do poprawy. Od tamtego momentu forma Norwegów była coraz lepsza. Najlepsze wyniki osiągnęli oni w Sapporo, choć trzeba pamiętać o nieobecności kilku zawodników światowej czołówki w tych konkursach. Zawody w Kulm i Willingen to kolejny dołek Norwegów, choć były to już lepsze występy niż te z przełomu grudnia i stycznia. W Predazzo świetna forma Tommy Ingebrigtsena wykrzesała z kolegów nadludzkie siły, co zostało uwieńczone brązowym medalem w drużynie. Potem było już jednak coraz słabiej. Zawodnicy tracili siły. Sezon skończyli w niezadowalającej formie.
Łatwo zatem zauważyć, że dobrych zawodników Norwegom nie brakuje. Mają wielki potencjał, ale w ich przypadku słowem-kluczem jest na pewno stałość.



Koniec części pierwszej. Jutro ciąg dalszy artykułu. Zapraszamy!