Przed Wami ostatnia część wywiadu z Aleksandrem Zniszczołem. Tym razem rozmawiamy o wspomnieniach ze startów w LOTOS Cup, wadach i zaletach popularności oraz planach Olka po zakończeniu sezonu.
Skokinarciarskie.pl: Razem z Klimkiem Murańką jesteście jednym z najważniejszych "dowodów" na to, że program LOTOS Cup przynosi efekty. Jakie masz wspomnienia związane ze startami w tym cyklu? Czy uważasz, że ten program jest potrzebny?

Aleksander Zniszczoł: Bardzo dobrze, że jest taki cykl! Gdy startowaliśmy z Klimkiem, to był dla nas taki mały Puchar Świata. PŚ był dla nas wielkim marzeniem, a tutaj była punktacja, klasyfikacja i nagrody na koniec. Gdyby nie LOTOS Cup, to w Polsce nie byłoby praktycznie żadnych zawodów. Są mistrzostwa TZN, Puchar Solidarności, Puchar Jesieni i nic poza tym. Nadal brakuje zawodów - zimą co tydzień powinny odbywać się zawody. Wiem, że to są duże koszty, ale tak się powinno trenować.

Czy w związku z tym nie brakuje Wam startów?

Nie, zimą mamy bardzo dużo startów. Są Puchary Kontynentalne - tam zawsze jesteśmy. Brakuje trochę obsady w zawodach FIS Cup i podobnych. Być może brakuje na to pieniędzy. Wiem, że koledzy ze szkoły jadąc na FIS Cup musieli sami płacić za wyjazd lub szkoła za to płaciła. Zawodnicy, którzy z dobrej strony pokazali się w FIS Cup czy wyróżniający się, powinni jeździć na takie konkursy.

W kadrze młodzieżowej macie dobre warunki do treningu, nie macie żadnych problemów organizacyjnych?

Nie mamy problemów. Mieliśmy świetną organizację - były obozy z kadrą A i wyjazdy na każde zawody.

A jak widzisz sytuację w kadrze po odejściu Adama Małysza? Wszyscy obawiali się, że nie mamy perspektyw, a tymczasem jest lepiej - przynajmniej gdy mówimy o drużynie.

Umocniliśmy się drużynowo, kadra młodzieżowa też zrobiła duży krok do przodu. Kadra A utrzymuje poziom, Kamil walczy o punkty - Puchar Świata zakończył na bardzo dobrym piątym miejscu. Miał szansę nawet na trójkę, ale potoczyło się trochę inaczej - w kilku startach czegoś zabrakło. Poziom się utrzymuje. A Adam? Cóż, brakuje takiej perełki w polskich skokach... Fajnie, że poziomy kadry A i kadry młodzieżowej się wyrównały...



Sukcesy przynoszą Ci sporą popularność, co było widać podczas mistrzostw Polski, kiedy dzieci podchodziły po autografy. Czy to jest uciążliwe? Z jakimi oznakami popularności się spotykasz?

To cieszy. Trochę uciążliwe jest to na Facebooku - niektórzy ludzie są trochę natrętni i co pięć minut potrafią pisać, ale zawsze odpisuję. Jestem zdania, że nie można ignorować nikogo - trzeba być w porządku w stosunku do wszystkich.

Na stronach internetowych, choćby u nas, często pojawia się wiele opinii dotyczących Twoich występów czy kadry Roberta Matei. Czytasz to?

Czasem, wyrywkowo. Wiadomo, jacy są ludzie, lubią krytykować. Uważam, że łatwo jest siedzieć przy komputerze i komentować, a trudno jest powiedzieć coś komuś wprost. Czasem są fajne komentarze. Sam komentarzy nie piszę, nawet anonimowo.

Jakie masz plany po zakończeniu sezonu?

Muszę nadrobić szkołę - od listopada mnie tam nie było i mam duże zaległości. Niewiele czasu mi zostało, ale trzeba pocisnąć. Za rok matura, trzeba o niej pomyśleć, nie zostawiać nauki na ostatnią chwilę. W wakacje będę chciał pouczyć się angielskiego.

W takim razie życzę powodzenia - zarówno w skokach, jak i w szkole! Dziękuję za rozmowę!

Dziękuję!