W drugiej części wywiadu z Aleksandrem Zniszczołem przeczytacie o jego wrażeniach z Pucharu Świata w Zakopanem i mistrzostw świata juniorów w Erzurum, a także o współpracy z Adamem Małyszem...

Skokinarciarskie.pl: Starty podczas Turnieju Czterech Skoczni nie były udane, ale kilka tygodni później w Zakopanem było o niebo lepiej. Czy spodziewałeś się takich wyników? Co się wydarzyło, że forma tak urosła?

Aleksander Zniszczoł: Nie mam pojęcia. Mieliśmy jeszcze Puchar Kontynentalny w Neustadt - tam zająłem 63. i 33. miejsce. Byłem już trochę załamany, ale wiedziałem, że skoro było już dobrze, to czemu ma to nie wrócić? Jakoś się pozbierałem i wynik sam przyszedł.

No właśnie, to był kolejny przełom - świetne skoki, dalekie lokaty, pierwsze punkty w Pucharze Świata, wreszcie dożywotnie prawo startu w Pucharze Świata? Czy czułeś już, że dzieje się coś ważnego i na dłużej możesz zagościć w Pucharze Świata?

Nie, nic takiego nie czułem. Byłem zadowolony z wyniku, choć każdy wynik może być trochę lepszy. Nie można jednak oczekiwać od siebie zbyt wiele, bo wtedy może nie wyjść. Wynik był dobry, cieszyłem się, to mogły być moje najlepsze skoki zimą. Były oczywiście drobne błędy do korekty, ale to był dobry start.


Po Zakopanem wycofałeś się ze startów w PŚ, przygotowując się do mistrzostw świata juniorów. Wielu kibiców zarzucało trenerom, że nie wystawiają Cię w Pucharze Świata. Czy możesz powiedzieć, czyja to była decyzja i czy z perspektywy czasu uważasz ją za słuszną?

Moim zdaniem to była bardzo dobra decyzja, bo zawody Pucharu Świata mają wysoką rangę. Wydaje się, że to tylko trzy skoki i do domu, ale to naprawdę bardzo męczące - fizycznie i psychicznie. Trzeba do takich zawodów podejść trochę inaczej w planie treningowym. Uważam, że to była słuszna decyzja - podjął ją Robert Mateja (a przynajmniej tak sądzę, że to była jego decyzja). Wiem, że była możliwość wyjazdów na PŚ, Robert pytał mnie, czy chciałbym tam startować. Przedyskutowaliśmy sprawę i uznaliśmy, że lepiej będzie z tego zrezygnować.

A czy wpływ na takie decyzje mają Twoi rodzice, może Twój tato, który działa w KS Wisła Ustronianka?

Nie, to są decyzje trenera, a słowo trenera jest niepodważalne i tego się trzymajmy. Zaufanie do trenera to klucz do dobrej współpracy.

Wreszcie przyszedł czas na najważniejszą dla Ciebie imprezę sezonu - mistrzostwa świata juniorów. Dwa srebrne medale to ogromny sukces - jesteś w stu procentach zadowolony czy może jednak pozostaje niedosyt, że nie było złota?

Jestem zadowolony z tych wyników, choć nie do końca. Zepsułem trochę pierwszy skok. Uważam, że zawody były do wygrania bez problemu, gdybym oddał dwa dobre skoki. Pierwszy trochę zepsułem, popełniłem błąd, który przeszkadzał mi przez całą zimę - troszeczkę za wcześnie się odbiłem i nie było takiej siły w końcowym odbiciu na progu i nie miałem odpowiedniej wysokości, aby odlecieć. Te starty mogły być trochę lepsze.


W konkursie indywidualnym mieliśmy dość kontrowersyjną sytuację z odwołaniem części skoków w pierwszej serii - wtedy Klimek bardzo dobrze skoczył. Jak to wyglądało z Twojego punktu widzenia?

Gdyby belka pozostała na tej pozycji, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej. Nie rozumiem jury, dlaczego dali wyższą belkę? Na treningach startowaliśmy z belki dwunastej, a podczas zawodu podniesiono ją na czternastą. Nie mam pojęcia, czemu tak zrobili - skoki z takiego rozbiegu mogły być zbyt dalekie, tam, gdzie byłoby bardzo trudno wylądować. Skok Klimka był bardzo dobry, tak też mówili trenerzy.

W Erzurum był z Wami Adam Małysz, jaką rolę tam pełnił? To był wsparcie bardziej duchowe, czy również były merytoryczne uwagi z jego strony?

Adam był z nami przez cały tydzień, całe mistrzostwa. Fajnie, że z nami pojechał - zwracał uwagę na błędy, które popełnialiśmy, stał w połowie zeskoku i informował o warunkach.



W trzeciej części wywiadu porozmawiamy o zawodach Pucharu Świata w Finlandii i Norwegii oraz o lotach w Planicy.