Robert Mateja w trakcie ostatniego sezonu udowodnił, że był nie tylko niezłym skoczkiem, ale też dobrze sprawdza się w roli szkoleniowca. Z trenerem kadry młodzieżowej rozmawialiśmy o postawie jego podopiecznych podczas minionej zimy.
Skokinarciarskie.pl: To był dobry sezon dla polskich skoczków, a duży wpływ na postawę naszej kadry miała również Pana grupa. Jak Pan ocenia występy swoich podopiecznych?

Robert Mateja: Myślę, że pozytywnie. Grupa juniorów zrealizowała nasze założenia, zawodnicy osiągnęli swój cel. Podobnie w grupie seniorów, choć nie do końca - z bardzo dobrej strony pokazał się Krzysiek Miętus. Reszta może nie zawiodła, ale miała słabszy sezon. Andrzej Zapotoczny borykał się z kontuzją, dopiero jesienią rozpoczął mocniejsze treningi. Nie można było się spodziewać, że będzie dobrze skakał, ale zrobił dobrą robotę i myślę, że to zaprocentuje w przyszłości.

Niektórzy twierdzą, że wykonał Pan lepszą pracę, niż Łukasz Kruczek - stawiają Pana osiągnięcia nad jego. Czy próbujecie się prześcignąć, czy jest ścisła współpraca pomiędzy kadrami?

Oczywiście, współpraca jest. Całkiem inaczej pracuje się w kadrze A i kadrze B. W kadrze A jest trudniej, bo cały czas jest się "na wokandzie", wszyscy śledzą ich poczynania. Wiadomo, jak jest w Pucharze Świata - to bardzo ciężkie zawody. Nasz zawodnik, Olek Zniszczoł, pojechał na Turniej Czterech Skoczni i tam okazało się, jak jest trudno. Trzeba być bardzo silnym.

Myślę, że Łukasz w swojej roli spełnia się znakomicie - złapał bardzo dobre kontakty, dogaduje się z dyrekcją Pucharu Świata. U nas było lżej. Co do fachowości Łukasza i mojej - to nie nam osądzać.


Wspomniał Pan o Olku Zniszczole, który nie zachwycił podczas TCS, ale później przyszły dobre wyniki w Zakopanem. Kibice, niektórzy dziennikarze wręcz domagali się, aby Olka wystawiać na kolejnych konkursach PŚ, jednak zdecydowaliście, że będzie startować w zawodach Pucharu Kontynentalnego. Czy z perspektywy czasu uważa Pan, że to była dobra decyzja?

Oczywiście, to była słuszna decyzja - taki mieliśmy plan i trzymaliśmy się go. Rozmawialiśmy o tym z Łukaszem, obstawałem przy swoim. Wyszło nam to na dobre - mieliśmy bardzo dobry występ w Erzurum, choć trochę szkoda złotego medalu drużynowego.

Podczas konkursu indywidualnego na mistrzostwach świata juniorów mieliśmy kontrowersyjną sytuację związaną ze zmianą belki - jak Pan ocenia tamte wydarzenia, co tam się właściwie działo?

Jury ma swoje zadania, ale myślę, że skrzywdzono tam Klimka. Zawodnik, który zdobył srebrny medal, skoczył od Klimka osiem metrów krócej, a jury tłumaczyło, że był zbyt mocny wiatr, a nie skakali jeszcze mocniejsi zawodnicy. Później w decydującej serii srebrny medalista uzyskał 108 metrów - z prostych wyliczeń wychodziło, że Klimek może skoczyć 117 metrów. Argumentowaliśmy, że on też się przestraszył i tę serię też powinni anulować - to pozostawili bez komentarza. Takie jest prawo jury, oni decydują i my nie mamy na to wpływu.

Olek i Klimek na koniec sezonu stali się mocnymi punktami kadry na Puchar Świata. Czy są już jakieś plany, w której grupie szkoleniowej znajdą się w przyszłym sezonie?

Jakieś szkice są, ale w tej chwili trudno się wypowiadać. Musimy wszyscy się zebrać - prezes, trenerzy, Adam - i wtedy będziemy decydować. Chciałbym, żeby to poszło w dobrą stronę - pożyjemy, zobaczymy.