Dla wielu, a szczególnie dla norweskiej publiczności zgromadzonej pod Vikersundbakken Norwegia była głównym faworytem do zdobycia złotego medalu. Świetna postawa debiutantów w połączeniu z dwoma doświadczonymi zawodnikami i wspaniałym dopingiem kibiców miały być gwarancją sukcesu norweskich skoczków. Nikt chyba nie sądził, że znajdą się poza podium...
Bjoern Einar Romoeren, były rekordzista świata i najbardziej utytułowany w lotach norweski zawodnik startujący w Vikersund, okazał się być dzisiaj najsłabszym ogniwem drużyny Alexandra Stockla. 30-letni zawodnik z Hosle musi teraz stawić czoła gorzkim komentarzom.

- Nigdy nie jest przyjemnie, gdy nie jest się lubianym - powiedział Romoeren. - Tak to jest, kiedy przegrywa się mistrzostwo świata na własnej skoczni. To oczywiste, że będzie mi się teraz przyprawiać garb. To nigdy nie jest fajne, ale życie nie jest usłane tylko różami. Gdybym skoczył dwa razy po 250 metrów, sytuacja byłaby zupełnie odwrotna. Musimy teraz przeanalizować, dlaczego tak się stało - powiedział samokrytycznie Norweg.

- Jestem rozczarowany. To tak, jakby ustanowić rekord świata, tylko w odwrotnej skali. To nie do opisania, że można tak bardzo zawieść. Nie wiem, co się stało - przyznał Romoeren.

Na skoczni pojawiały się głosy, że może to czas, aby zakończył karierę, jednak norweski skoczek stwierdził, że nie będzie reagował na takie stwierdzenia.

- Nie, naprawdę, nie będę im odpowiadał. Ale to dobrze, że ludzie się angażują. Na pewno wiele osób uważa, że powinienem przejść na emeryturę, ale będzie i wielu, według których powinienem kontynuować karierę. Przyjmę całą krytykę i skoncentruję się na tym, co trzeba poprawić - zapowiedział 30-latek. - Kiedy skacze się tak źle, jak ja, rozumiem, że ludzie są krytyczni - dodał.

- Czuję się naprawdę rozczarowany, że nie zdobyliśmy medalu. Oczywiście to moja wina, ale to niewiele zmienia, i tak nie mamy medalu - powiedział Romoeren. Pytany, co poszło nie tak podczas jego skoków, stwierdził: - Wytłumaczyć tak nieudany skok jest równie ciężko, co wytłumaczyć, dlaczego pobiło się rekord świata - stwierdził.

Trener Alexander Stockl obawia się, że całą winą za "porażkę" norweskiej drużyny zostanie obarczony właśnie Bjoern Einar, a zdaniem szkoleniowca taka opinia jest bardzo krzywdząca szczególnie dla skoczka.

- Teraz najważniejsze jest, żeby przekonać Bjoerna, aby nie czuł się temu winny. To jest konkurs drużynowy i on jest tylko jedną czwartą zespołu. Musimy go jakoś podnieść na duchu. Powiedzieć: okej, nie był to twój najlepszy występ, ale starałeś się dać z siebie wszystko. Każdy mógł skoczyć lepiej, poza Veltą - powiedział Stockl. - Żal mi go, bo robił co mógł, a bierze na siebie całą winę za to, że nie mamy medalu, a to jest głupie. Ponieważ jesteśmy zespołem, kiedy jednemu pójdzie gorzej, kolejni starają się skoczyć lepiej - komentował szkoleniowiec.

- On wie, że nie mamy do niego żalu, że nie jesteśmy dziś na podium. Wiemy, że może się poprawić i on wie, że może być lepszy. Musimy mu tylko dać trochę czasu - mówił Anders Bardal, który również nie pokazał się z najlepszej strony. - To było dla mnie ważne, że mój ostatni skok w Vikersund był dobry, ale to nie był dla mnie udany weekend. Chciałbym oddać lepsze skoki przed swoją publicznością - stwierdził lider PŚ.

Najbardziej zadowolony był Rune Velta, który w obu seriach szybował bardzo daleko - na 229. i 243. metr.

- To był dla mnie fantastyczny weekend w Vikersund - stwierdził srebrny medalista konkursu indywidualnego. - To najwspanialsze loty, jakie kiedykolwiek miałem. Myślałem tylko o tym, by jak najdłużej utrzymać się w powietrzu. To cudowne! - podsumował Rune Velta.

- Wrócimy silniejsi! - powiedział krótko, ale optymistycznie Anders Fannemel.

Pozostaje nam właśnie tego życzyć całej norweskiej drużynie, ale przede wszystkim Bjoernowi Einarowi Romoerenowi, którego piękny lot na 239 metr na Velikance większość sympatyków skoków wciąż pamięta.