Największy faworyt konkursu mistrzostw świata w Vikersund, Martin Koch, o mało nie zakończył zawodów bez medalu. Mimo upadku Austriak stanął na najniższym stopniu podium. Jak tłumaczy wydarzenia na skoczni?
- Sam nie wiem, co się stało - mówił Koch po skoku zakończonym upadkiem. - Zwykle bez problemu ustaję taki skok - stwierdził zdenerwowany.

Presja ciążąca na Austriaku była tym większa, że tuż przed nim Robert Kranjec uzyskał aż 244 metry.

- Doskonale wiedziałem, że muszę skoczyć daleko. Jestem zadowolony ze swojego osiągnięcia, jednak przytrafił mi się wielki pech. Gdyby nie to, byłoby wręcz perfekcyjnie! Los często mi nie sprzyja, zawsze musi się przytrafić coś złego - mówił rozczarowany Koch. - W tej chwili nie pozostaje mi nic innego, jak skakać kolejne dwa lata - żartował.

Gdy złość ustąpiła, Koch nie ukrywał swojej radości z trzeciego miejsca:

- Brązowy medal jest tym wspanialszy, że dwa lata temu podczas MŚ w lotach zająłem dopiero dziesiąte miejsce. Myślę, że bez złota też a się żyć - zakończył.