Dzisiaj ciut inna formuła odcinka. Podzieliłem to na dwie odrębne części. W jednej, jakby to powiedział pan Wałęsa, plusy ujemne, a w drugiej - plusy dodatnie. Plusy ujemne z przodu, bo większość z nich nastąpiła dzień wcześniej. Od plusów dodatnich, rzecz jasna.
Smutki

1.

Dla Manuela Fettnera obecny sezon nie jest szczególnie udany. W zasadzie to nie jest udany również ogólnie. Potwierdziło się to w piątek, kiedy zaliczył dwudzieste w karierze nieudane kwalifikacje. Wie na pewno jedno - do Vikersund nie pojedzie.

2.

Jakub Janda potwierdził w piątek, że lotnika z niego nikt nigdy nie zrobi. Postawił sobie za to chyba za cel, że Fettner go w spapranych kwalifikacjach wyprzedzić nie może i zaliczył kwalifikacyjne „oczko”. Ma już 21 nieprzebrniętych kwalifikacji.

3.

Matti Hautamaeki też nie chce być gorszy. Właśnie wyrównał swój rekord z sezonu 1998/99, kiedy trzy razy nie przeszedł kwalifikacji. Do wyżej wymienionych mu jednak daleko i prędko ich nie dogoni. Choć, jak widać, zaczął się starać. Pytanie, czy mu czas na to pozwoli. Do końca sezonu tylko kilka startów, a nie wygląda, żeby był w przyszłym roku w stanie kontynuować karierę. Chyba że na zasadzie Funakiego albo Higashiego. To lepiej, żeby nie.

4.

„Jubileusz” obchodził też Happonen. Piętnasty raz oblał kwalifikacje. On, w przeciwieństwie do utytułowanego rodaka, ma to oblewanie rozłożone w czasie. Spotykało go to w każdym, oprócz poprzedniego, sezonie. A ma ich, tych sezonów, na koncie już dziesięć.

5.

Za to po raz piętnasty w tegorocznych zawodach wystąpił Nikołaj Karpienko. I po raz piętnasty nie zdobył punktów. Przy czym do konkursu w tym sezonie nie dopuszczono go dopiero po raz czwarty. Kazach bije też dwa inne rekordy. Ale okrągło z tego tytułu może być dopiero w Lahti i w Trondheim, więc na razie się nie odzywam.

6.

Kwalifikacyjne „oczko”, podobnie jak Janda, wyskakał Max Mechler. Końcówkę zapowiadającego się dlań na najlepszy w karierze sezonu, ma z lekka ponurą. Dwa razy pod rząd bez punktów w zawodach, teraz nawet eliminacje w plecy. I widać, że forma uciekła. Niemiec uzbierał w tegorocznych rozgrywkach 171 punktów. O 38 mniej, niż w najlepszym do tej pory dla siebie sezonie 2003/04. Jak to tak dalej będzie wyglądało, jak przez ostatnie dwa tygodnie, to o pobiciu rekordu może tylko pomarzyć.

7.

Simon Ammann jest dopiero trzynastym skoczkiem, który stanął w tym sezonie na pudle. Do tej pory najmniej obfity pod tym względem był sezon 1999/00, gdzie „pudłowało” piętnastu zawodników. Są duże szanse, żeby ten „rekord” poprawić. Lepiej wygląda to, jeśli chodzi o liczbę konkursowych zwycięzców. Martin Koch stał się dziewiątym skoczkiem, który wygrał w tym sezonie zawody. W minionych latach wielokrotnie bywało gorzej, a rekordowe w tym zakresie były sezony 1987/88, 1999/00, 2000/01 i 2008/09, gdzie konkursy wygrywało tylko po sześciu skoczków.

8.

Już 140-krotnie punktował Michael Neumayer. Niby nieźle. Ale z tego aż po raz czterdziesty znalazł się w trzeciej dziesiątce. Dlatego nie ma się co dziwić, że mimo tych 140 punktowań ma w dorobku niewiele ponad 2300 punktów. Ostatnio w ogóle cienko przędzie. Wątpię, żeby Schuster zabrał go do Vikersund. Chociaż przy aktualnie fatalnej formie Mechlera i znanej wszystkim niechęci Hockego do mamutów wszystko jest możliwe.

9.

35-ty konkurs w karierze nie był udany dla Koivuranty. Fin nie wszedł do finału - po raz dwunasty w krótkim pucharowym życiu. Przy czym wiatr to mu, zdaje się, w tym momencie nie pomagał.

10.

W trzecim konkursie z rzędu pucharowych punktów nie zdobył Jurij Tepes. W tym sezonie tak się jeszcze nie zdarzyło. Nie ma się więc co dziwić, że drugi Schlierenzauer (chodzi mi o gesty po skokach, nie o klasę) znów pokazywał tatusiowi gdzie go boli. No bo żeby własny produkt, tak bez krępacji, spuścić w kanał? Jure, nie panikuj! To było niechcący i wbrew woli. Sam widziałem.

Zresztą - ojciec znacznie poprawił się w niedzielę i puścił młodego z huraganem pod narty. Syn poprawił się mniej, ale na tyle, że Słoweńcy pokonali wszystkich. Słoweńcy faktycznie na mistrzostwa jadą w gazie i w drużynie są jednym z faworytów do medali. A dzięki temu, że starterem będzie Tepes, to mogą zdobyć nawet złoto.

Wesołki

1.

Heini Klopfer Skiflugschanze (tak się ta skocznia nazywa) gościła dotąd Puchar Świata dopiero, już licząc sobotni konkurs, czternastokrotnie. Co ciekawe, najlepiej skakało się tu - jak dotąd - nie aktualnym, a dawnym gwiazdom. Najbardziej Nykaenenowi i Austriakowi Rathmayrowi, którzy zwyciężyli na bawarskim mamucie po dwa razy. Od soboty podwójnym zwycięzcą na tym obiekcie jest też Martin Koch.

Nie wygrali tu nigdy ani Małysz, ani Ahonen (każdy z nich po razie był drugi), a Schlierenzauer stał tylko na najniższym podium. I też tylko raz. Głowy nie dam, ale to chyba jedyna taka skocznia na świecie, przynajmniej z tych na których regularnie skacze czołówka, gdzie żaden z tej trójki ani razu nie zwyciężył.

2.

Zacznijmy więc, jak tego etykieta wymaga, od Kocha. Jego wygrana była dla niego dwudziestym podium w karierze. I siedemdziesiątą obecnością w czołowej dziesiątce. Stał się przez to 35-tym zawodnikiem klasyfikacji wszech czasów biorącej pod uwagę liczbę podiów wywalczonych przez poszczególnych zawodników. Dołączył do Jandy i Loitzla, ale jest za nimi, bo ma gorszy bilans wygranych. Zwycięstwo Kocha było 210-tym w historii występów Austriaków w PŚ. Drudzy w tej kategorii Finowie mają stratę aż sześćdziesięciu oczek.

3.

Obudził się Ammann. W klasyfikacji, o której piszę przy okazji Kocha, Szwajcar dogonił Goldbergera. Mają obaj na koncie po 63 pudła. Jest jednak za nim, bo Austriak ma o jedno drugie miejsce więcej. To zdecydowanie najlepszy wynik Helweta w tym sezonie. Cieszy go pewnie tym bardziej, że było to jednocześnie setne podium Szwajcarów w historii ich startów w PŚ. W rozbiciu na podia wygląda to, mniej więcej, tak: 30-36-34.

4.

Trzeci najlepszy wynik w karierze zaliczył Lukas Hlava. Wypada dodać, że nastąpiło to w jego czterdziestym przynoszącym mu punkty konkursie. Wszystkie swoje dotychczasowe cztery miejsca w dziesiątce oraz osiem z dziesięciu miejsc w drugiej dziesiątce konkursów Czech uzyskał w tym sezonie. Po zawodach w Oberstdorfie ma w tegosezonowym dorobku 299 pucharowych punktów. O 166 więcej, niż w całej dotychczasowej dziesięcioletniej karierze.

5.

Inny Czech, Roman Koudelka, oprócz dobrej formy i piątego miejsca w zawodach świętował w sobotę jeszcze dwie rzeczy. O cztery oczka przekroczył barierę 2000 punktów w karierze. O jedno oczko przekroczył granicę 700 punktów w sezonie. W sezonie, który jest dla niego zdecydowanie najlepszym w karierze. A w ogóle to sobotnie zawody na mamucie były jego 110-tym konkursem w życiu. W 80% przypadków punktował.

6.

25-ty raz w życiu punktował Vincent Descombes-Sevoie. Poprawił swój najlepszy wynik w sezonie, ale znów wystarczyło to tylko na trzecią dziesiątkę. Na tych 25 punktowań 21 kończyło się właśnie miejscem w trzeciej dziesiątce. W dziesiątce pierwszej Francuz nie był jeszcze nigdy.

7.

Do „Klubu 100” zapukał, na razie cichutko, Krzysztof Miętus. Po sobocie może mówić, że ma zdobyte w PŚ 100 pucharowych punktów. Równe. Do Łukasza Rutkowskiego brakuje mu więc ośmiu oczek. A w niedzielę Polak znalazł się w mamutowym klubie „200”. Od wczoraj rekord zakopiańczyka to 202 m. Lepszy niż Matei i starszego Rutka. Tak na marginesie - kiedyś ten klub był elitarny. Teraz nieco mniej, ale trudno za to przecież winić akurat Miętusa.

8.

Jak to już wcześniej sygnalizowałem, Kamil Stoch po raz setny zdobył w Oberstdorfie pucharowe punkty. I jeszcze coś - od czasu zakończenia Turnieju Czterech Skoczni rozegrano równe dziesięć konkursów. Polak ani raz nie wypadł z dychy. Lepiej - nigdy nie zajął miejsca gorszego niż siódme.

9.

Na 102 spisał się po powrocie po kontuzji Tom Hilde. A tak konkretnie to 102-gi raz punktował. Jednocześnie był to osiemdziesiąty przypadek, kiedy Norweg kończył zawody w czołowej dwudziestce.

10.

W skrócie:

David Zauner zaliczył trzydziesty konkurs Pucharu Świata.

Po raz 175-ty punktował Andreas Kofler.

Dla Andreasa Wanka konkurs na mamucie był 65-tym w karierze. Po raz dziesiąty Niemiec zakończył zawody w drugiej dziesiątce.

Severin Freund od soboty może pisać w CV, że już 25-krotnie finiszował w pierwszej dziesiątce zawodów.

Anders Bardal kończył po raz 65-ty w drugiej dziesiątce.

165-ta udana próba zdobycia punktów przez Bjoerna Einara Romoerena.

130-ty raz skakał w PŚ Gregor Schlierenzauer. Z tego 107-my raz znalazł się w najlepszej dziesiątce zawodów (skuteczność w tym zakresie: 82,308%). Spadła mu natomiast skuteczność „pudłowania”. Stan na dziś: równe 50% (65:130).

Maciej Kot, mimo że nie wszedł do konkursu głównego i zawalił naszym drużynówkę, może się (półgębkiem) też cieszyć. Poprawił rekord życiowy na mamucie - dd soboty to 190 metrów. Oczywiście wynik nie powala. Tym bardziej jak się wie, że dalej skakali nawet Pochwała i Tonio Tajner. Ale lepiej mieć w CV 190 m, niż dwadzieścia kilka metrów mniej.

Piotr Żyła skoczył w drużynówce 217 metrów i wyraźnie się podparł. Dostał za skok noty od 8 do 9,5 pkt. Ciekawe, ile za taki skok dostaliby Ammann albo Morgenstern. Stawiam dolce przeciw orzechom, że poniżej jedenastu punktów by nie zeszło. A tyle wystarczyłoby nam spokojnie, żeby pokonać dziś Czechów.

więcej statystyk na blogu autora »