Kolejny odcinek cyklu statystycznego. Dzisiaj areną jest Sapporo, a aktorami - Roar Ljoekelsoey, Takanobu Okabe, Daiki Ito i kilku innych zawodników. Zapraszamy do lektury!
1.

Oslo ma Małysza, Ga-Pa Weissfloga, Engelberg Ahonena, a Okurayama ma - oczywiście - Roara Ljoekelsoeya. To jest pan i władca najsłynniejszej skoczni w Azji, choć inni tutaj też gruszek w popiele nie zasypiali. Niektórzy zresztą dalej pilnują interesu i co roku obowiązkowo jeżdżą na Hokkaido, a ich statystyki dotyczące dużego obiektu w Sapporo wyglądają coraz bardziej okazale.

Wracając do Ljoekelsoeya, który też zawsze - w przeciwieństwie do wielu groźnych rywali - znajdował czas, żeby tu przyjechać. No więc mu skocznia za dobry gest pięknym za nadobne odpłacała. Norweg zwyciężył tutaj aż pięć razy, dwukrotnie był drugi i raz stanął na najniższym stopniu podium. W jego ślady szedł Morgenstern. Choć, jak wskazują doświadczenia tego weekendu, trochę mu przeszło. Też już tu osiem razy pudłował, tyle że rzadziej udało mu się wygrać. Jego bilans podiów to 3-3-2.

Trzy razy zwyciężał również w Sapporo Martin Schmitt. Oprócz tego raz był drugi. Dwukrotnie na najwyższym podium konkursów w stolicy Hokkaido stali do tej pory Nykaenen (2-1-1), Widhoelzl (2-1-0), Kogler (2-0-2), D. Thoma i Akimoto (2-0-1) oraz Weissflog, Funaki i nasz Adam Małysz (2-0-0). Od niedzieli dwukrotnym zwycięzcą z Sapporo jest też Daiki Ito. Przy czym po razie stał on również na pozostałych stopniach podium.

2.

Na wstępie ukłon pod adresem Takanobu Okabe. Jest, jak wiadomo, najstarszym zwycięzcą konkursu PŚ. Wygrał trzy lata temu w Kuopio mając dokładnie 38 lat i 135 dni. Od wczoraj jest również najstarszym uczestnikiem konkursu PŚ. Startując 29 stycznia na Okurayamie wyśrubował swój rekord do niebotycznej granicy 41 lat i 95-ciu dni. I pomyśleć, że żaden ze współczesnych skoczków-Europejczyków nie „dożywa” nawet do 35-tki. Wszyscy wymiękają dużo wcześniej.

Przy okazji przypomnijmy, że Japończyk to pięciokrotny zwycięzca pucharowych konkursów. Po dziewięć razy stawał też na pozostałych stopniach pucharowego podium. Niedzielne zawody były jego 197-mym konkursem. 137 z tych konkursów zakończył punktując, z tego 58 razy był w czołowej dziesiątce. Kariera Okabe miała nie tylko swoje blaski. Były też cienie. Przynajmniej 24 próby (tyle mam, jak dotąd, udokumentowanych) dostania się do konkursu głównego zakończyły się dlań niepowodzeniem.

3.

Polonica

Hula - Może nic nie piszmy? Będzie najlepiej.

Wyjątkowego pecha miał w Sapporo Maciej Kot. W obu konkursach wiatr, delikatnie pisząc, mu ewidentnie nie sprzyjał. Wywalczył jednak kolejne trzy punkty, co pozwoliło mu dobić punktowo do niespecjalnie genialnego tandemu Pochwała-Karpienko. Oni, podobnie jak Kot, wywalczyli przez całą karierę 42 pucharowe punkty. Mam nadzieję, że Polak już w Val di Fiemme opuści to niezbyt atrakcyjne sportowo towarzystwo. Dodam, że sobotnie zawody były trzydziestym konkursem młodszego Kota w PŚ. Niestety, po raz 24-ty, Polak nie zdobył punktów.

Krzysztof Miętus po ponad dwóch latach przerwy zdobył punkty. Ostatni raz do czegoś takiego doszło na mamucie w Kulm w sezonie 2009/2010. Miejmy nadzieję, że na następne punkty naszego skoczka nie przyjdzie nam czekać równie długo, co na te sobotnio-niedzielne. I miejmy nadzieję, że ta weekendowa dobra postawa to bardziej efekt zdecydowanego wzrostu formy, niż mocno wiejącego pod narty wiatru. Notabene. Dobrze, że do Sapporo nie poleciał nadredaktor Heller, bo byśmy się pewnie dowiedzieli, że teraz to nie tylko Koch, ale i Freund jest szczęśliwym potencjalnym posiadaczem flaszeczki fundowanej przez polskich skoczków.

Piotr Żyła, tak jak w Zakopanem i Tauplitz/Bad Mitterndorf, miał w Sapporo sporo szczęścia. Ale formy z grudnia jak nie miał, tak nie ma. Jednakże sobotnia trzynasta pozycja to trzeci najlepszy w jego karierze konkurs. Przynajmniej jeśli chodzi o osiągnięty rezultat. Jak do tej pory lepsze wyniki uzyskał tylko dwukrotnie w grudniu w Lillehammer.

Byłem, co jest udokumentowane na portalu, przeciwnikiem latania Kamila Stocha klasą biznes. Pod jednym warunkiem - że ta lepsza klasa nie przełoży się na podium. To też jest udokumentowane :) Skoro się przełożyła, to stwierdzam, że warta skórka wyprawki. Opłacało się. Przy okazji - już teraz obecny sezon można uznać za najlepszy w karierze Polaka. Ma bowiem w tej chwili w klasyfikacji generalnej 740 punktów. O jedno oczko więcej, niż przez cały ubiegły sezon. A przecież w tym sezonie przed nami jeszcze kupa konkursów. Jeszcze jedna okrągłość - w niedzielę Polak po raz trzydziesty zakończył zawody w czołowej 10-tce.

4.

Niemcy

Severin Freund stracił cnotę. Po raz pierwszy w tym sezonie nie wszedł do rundy finałowej. W siedemnastym konkursie. Ale w końcu zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz. Jak to w takiej sytuacji mówią kobiety: lepiej późno niż wcale :)

Prawie weteran Hocke zapunktował po raz 85-ty. Najlepsze dwa występy miał dziesięć lat temu, kiedy stał na podium. Raz wygrał i raz był trzeci. Ale to pamiętają tylko górale. Może nie najstarsi, ale w średnim wieku.

W sobotę po raz 60-ty brał udział w konkursie głównym inny reprezentant Niemiec - Wank. Licząc już niedzielne zawody, to w 32 przypadkach punktował. Niedzielny konkurs to 70-te zmagania Niemca z Pucharem. Oprócz tych 32 punktowań, 29 razy nie wszedł do serii finałowej, a dziewięciokrotnie nie udało mu się przebrnąć konkursowych kwalifikacji.

Swój sobotni, 180-ty już w karierze, udział w konkursie Michael Neumayer uczcił tym, że zdobył dwusetny punkt w tym sezonie. Niemiec po raz trzeci w sezonie znalazł się w sobotę w dziesiątce. Po raz trzeci w życiu zrobił to też w Sapporo. Co ciekawe, w obu przypadkach chodzi o miejsca 8, 9 i 10. natomiast w niedzielę Neumayer po raz setny znalazł się w pierwszej dwudziestce. Przy czym w czołowej dziesiątce tylko w 26% przypadków. Na podium ponad 32-letni nasz sąsiad stał dotąd jedynie dwa razy. Obydwa na najniższym stopniu. Dwa lata temu w Willingen i w sezonie 2007/2008 w Ga-Pa.

5.

Japończycy

Po sobotnim, pierwszym w karierze, zwycięstwie w PŚ, Daiki Ito przekroczył próg 2500 wywalczonych pucharowych punktów. Na chwilę obecną ma ich już 2613. Ta wygrana pozwoliła mu też na ogromny awans w tabeli wszech czasów. Ze 135-go miejsca awansował na 86-te. Dzięki niedzielnemu zwycięstwu jest o jeszcze siedemnaście pozycji wyżej. Jego bilans podiumowy: 2-3-4. Cała sobota to dla Japończyka same okrągłości. 150-ty konkurs w karierze i 110-ty punktowany. Po niedzieli, rzecz jasna, obie te liczby są o jeden większe.

Taku Takeuchi punktował już w pięćdziesięciu zawodach. Z tego siedem razy kończył w czołowej dziesiątce, piętnastokrotnie w drugiej i aż 28 razy w trzeciej. Pierwszy (i jak dotąd jedyny) raz na podium skoczek Kraju Kwitnącej Wiśni stanął w zakończonym niedawno Turnieju Czterech Skoczni (Innsbruck).

Dwa tragiczne jubileusze Tochimoto. W sobotę po raz dziesiąty nie przebrnął kwalifikacji, w niedzielę po raz trzydziesty nie wszedł w konkursie do serii finałowej. Ten sezon jest dla niego koszmarny. Podejrzewam, że właśnie definitywnie skończyło się dla niego w tym roku skakanie w pierwszej lidze. Choć - być może - ze względu na wysoki limit Japończykom (z braku laku) przyjdzie go jeszcze musieć wystawić. Bo Yumoto nie wygląda w tej chwili ani trochę lepiej. Tyle że Yumoto z reguły pod koniec sezonu prezentuje się całkiem poprawnie.

6.

Austriacy

Rekord sezonu in minus wsród Austriaków. Co prawda raz już się zdarzyło, że było ich tylko trzech w trzydziestce, ale wtedy wszyscy trzej zmieścili się w czołowej dwunastce zawodów, a Kofler konkurs wygrał. W sobotę nie dość, że najlepszy z nich (też Kofler) był dopiero dziewiąty, to jeszcze miejsca pozostałych były dużo słabsze, niż w najsłabszym dotąd dla nich Lillehammer. Mogą się zasłaniać brakiem Schlierenzauera i Kocha, ale fakt jest faktem.

Morgenstern zaliczył w niedzielę 210-ty punktowany konkurs. W pierwszej dwudziestce znalazł się równo po raz dwusetny. Co nie przeszkadza stwierdzić, że druga połowa stycznia to dla Austriaka zdecydowanie dwa najgorsze weekendy w sezonie. Jak tak będzie skakał w lutym, to o końcowym podium Pucharu Świata może - bez dwóch zdań - zapomnieć.

Andreas Kofler stanął w niedzielę po raz dziewiąty w tym sezonie na podium (trzydziesty raz w karierze) i jednocześnie, o 21 punktów, przekroczył barierę 6000 punktów w karierze. Z czynnych skoczków wyprzedzają go jedynie Morgenstern, Kasai, Ammann, Schmitt, Hautamaeki, Schlierenzauer, Loitzl i Funaki - o ile tego ostatniego można mianem czynnego skoczka określić. Bo dla mnie to, od kilku już lat, sportowy Breżniew ’82, którego raz w roku doprowadzają do stanu względnej uzywalności.

Wolfgang Loitzl był w niedzielę tylko trzynasty, ale te 20 punktów pozwoliło mu wyprzedzić w punktowej klasyfikacji wszech czasów Funakiego. Na razie o całe osiem oczek. Loitzl ma ich łącznie 6342 i jest siódmym najlepszym pod tym względem czynnym skoczkiem świata.

7.

Norwegowie

Lider Norwegów zaliczył w sobotę swoje jubileuszowe piętnaste w karierze i dziewiąte w sezonie podium. Był pod tym względem przez jeden dzień był liderem, ale w niedzielę dziewiąty raz na podium w sezonie wskoczył też Kofler.

Barierę 100 punktów przekroczył w sobotę Andreas Stjernen. Lubi chyba Sapporo. To już piąty, a w niedzielę szósty, raz, kiedy zdobył tu punkty. Wszystkie pozostałe zdobycze wywalczył w konkursach w swoim kraju. W niedzielę Stjernen punktował po raz dziesiąty. Dopiero po raz trzeci w życiu znalazł się w drugiej dziesiątce. Szesnasta pozycja w niedzielnych zawodach to najlepszy jego wynik w tym roku. Najlepszy rezultat w życiu też uzyskał na Okurayamie. Rok temu był tu ósmy.

Nie zasypiali w ten weekend gruszek w popiele dwaj inni Norwegowie. Vegard Sklett przekroczył barierę czterystu, a Rune Velta - trzystu pucharowych punktów.

8.

Czesi

Już od poprzedniego weekendu obecny sezon jest najlepszym w wydaniu Romana Koudelki. W Sapporo po raz pierwszy w życiu przekroczył granicę pięciuset punktów w sezonie. Ma ich teraz w klasyfikacji generalnej Pucharu 524. Dokładnie o 113 więcej, niż w najlepszym dotąd sezonie 2007/2008. Koudelka był już tej zimy aż dwanaście razy w dziesiątce. Ale na pudło jeszcze, mimo że kilka razy był blisko, ani razu nie wskoczył. I po stronie jego „medalowych” pucharowych aktywów dalej tylko jeden skromny brązik z zeszłego roku z Harrachowa.

Lukas Hlava dzięki świetnym, nie notowanym dotąd w karierze wynikom w tym sezonie, zrównał w końcu ilość swoich punktowanych i niepunktowanych konkursów, w których brał udział. Jednych i drugich zaliczył jak do tej pory po 36, przy czym w tym sezonie ten bilans wynosi 13:2.

Pierwszy z japońskich konkursów był dla Jana Matury 150-tym. Nie wypadło to zbyt okazale, bo Czech nie wszedł do drugiej serii. Po części zrekompensował to sobie w niedzielę, rozpoczynając drugą 150-tkę od zdobycia 27-go miejsca w finale. Jego finale numer 54. Była to jednocześnie jego trzydziesta obecność w trzeciej dziesiątce konkursu.

9.

Słoweńcy

Dziś możemy już tak oficjalnie napisać. Zanosiło się na to przynajmniej od jakiegoś czasu, a dokonało w sobotę. Robert Kranjec uzbierał tej zimy swoje najwięcej punktów w jednym sezonie w historii. Do tej pory najlepszy był dla niego sezon 2009/2010, kiedy wywalczył łącznie 503 pucharowe punkty. Od niedzieli na koncie Słoweńca widnieją 534 oczka. W tęże niedzielę skoczek z Kranja zanotował 140-ty konkurs, w którym punktował. Tych nieudanych zawodów, w których nie zdobył punktów, też ma stosunkowo dużo - dokładnie 76.

Jurijowi Tepesowi też w Sapporo zagrali. Przekroczył barierę 300 punktów. Ma ich 306.

W sobotę po raz dziesiąty w konkursie, w którym startował, nie punktował Peter Prevc. Ale odbił to sobie wczoraj i po raz trzeci w życiu znalazł się w dziesiątce.

10.

Inni

W sobotę po raz trzydziesty w konkursie wystąpił Anssi Koivuranta. Fin uczcił to tym, że po raz dwudziesty znalazł się w serii finałowej. Na przyzwoitym czternastym miejscu. To jego siódmy najlepszy wynik w karierze.

Kanadyjczyk Boyd-Clowes w sobotę trzeci raz z punktami, a w niedzielę dziesiąty raz bez punktów w konkursie. Rzecz ciekawa. Wszystkie dotychczas zdobyte w PŚ punkty udało mu się wywalczyć właśnie w Sapporo. Jest tych punktów raptem osiem. Ale są. Taki Kubacki, przykładowo, dalej ich nie ma.

więcej statystyk na blogu autora »