W naszym cotygodniowym cyklu "Z notatnika statystyka" czas na zawody Pucharu Świata w Lillehammer. Będzie o Andreasie Koflerze, Kamilu Stochu, Piotrze Żyle i kilku innych zawodnikach... Zapraszamy do lektury!
I.

W Lillehammer, podobnie jak w Kuusamo, nie wygrał dotąd jeszcze, włącznie z Małyszem, żaden Polak. Mimo że konkursów PŚ w tej miejscowości rozegrano, jeśli dobrze liczę, 27. Nasz mistrz trzykrotnie stał tu na trzecim stopniu podium. Raz w sezonie 2006/07 i dwa razy trzy lata później. Od soboty wśród tych, którzy stali kiedykolwiek na lillehammerskim pudle jest już dwóch Polaków. Do Małysza dołączył Kamil Stoch.

Największe sukcesy na tej skoczni są udziałem obecnych tuzów skoków narciarskich: Morgensterna i Schlierenzauera. Pierwszy wygrał tu aż czterokrotnie i łącznie stał na podium aż 6 razy, drugi jest pod tym względem niewiele w tyle. Zwyciężał trzy razy i, też po razie, był drugi i trzeci. Może w kontekście wczorajszego i dzisiejszego wyniku Martina Schmitta warto przypomnieć, że on też tutaj kiedyś zwyciężał. I to dwa razy, ale to było ponad 10 lat temu. Jeszcze wcześniej dwukrotnie dokonał tego jego rodak Dieter Thoma.

II.

Tegoroczny sezon to, na razie, istne Kofler show. Trzy konkursy i trzy wygrane. Wejście smoka. Kto wie, czy nie będzie jak Ahonen siedem albo Morgenstern cztery lata temu. Na razie nie widać nikogo, kto mógłby mu zagrozić. Przed sezonem wszyscy śpiewali o Morgim, Schlierim, naszym Kamilu, a tymczasem szaleje ktoś inny. Ktoś, kto całkowicie odpuścił lato. W klasyfikacji najlepszych skoczków w historii Pucharu Austriak nie tylko oderwał się w tym tygodniu od Jacobsena, ale wskoczył do czołowej trzydziestki wyprzedzając takich dawnych mistrzów jak Bredesen, Neuper, Hoellwarth czy Opaas. Minął również przeżywającego kolejny już kryzys Romoerena. Wśród zawodników stojących najczęściej na podium Kofler jest jeszcze wyżej i, mając na koncie 24 podia, zajmuje 25. pozycję.

Jednocześnie Kofler jest w tej chwili ósmym najbardziej pucharowo utytułowanym czynnym skoczkiem. Żeby awansować, czyli wyprzedzić siódmego Kasai, musiałby jednak wygrać jeszcze przynajmniej siedem zawodów, a w dwóch następnych być drugi. No i dodatkowo liczyć na zerowy wzrost pudeł u Japończyka. Myślę, że na reprezentanta Kraju Kwitnącej Wiśni może Austriak liczyć. Przez poprzednie 7 sezonów japoński weteran stał na podium tylko trzy razy. Ostatni raz ponad 22 miesiące temu. Pozostaje zatem wygrać te siedem konkursów :) albo... mieć nadzieję, że Kasai, podobnie zresztą jak Funaki, Hautamaeki i Schmitt, przestanie wreszcie odcinać kupony i zacznie się szanować kończąc piękne niegdyś, mniej więcej do połowy ich trwania, kariery. Wtedy już, z automatu, Kofler wskoczy na czwarte miejsce.

III.

Teraz Polonica. Zaczniemy od Stocha. Sobotnie trzecie miejsce jest, jak pewnie znakomita większość czytelników wie, jego czwartym podium w karierze i, jednocześnie, pierwszym nie pierwszym. Mamy więc do czynienia ze swoistym "debiutem". Do zrównania się z drugim w historii polskich skoków pod tym względem Piotrem Fijasem brakuje jednak nadal aż sześciu "pudeł". Przy czym jak chodzi o ilość zwycięstw, to Stoch dogonił obecnego trenera już w marcu w Planicy. A teraz, żeby nie było tak różowo - niedzielna wpadka była najgorszym występem zawodnika AZS Zakopane od prawie dwóch lat. A jeśli liczyć tylko udziały w konkursach głównych, to od trzech, kiedy to w listopadzie 2008 roku zajął w Kuusamo również 48. miejsce.

IV.

Piotr Żyła. Poezja. W uwerturze sezonu wyrównał, o czym pisałem poprzednio, swój najlepszy wynik indywidualny w karierze. W sobotę wylądował na jedenastym miejscu, wyrównując życiówkę Bachledy z 2002 roku w Kuusamo. Dzień później, po raz pierwszy w życiu, ukończył konkurs w dziesiątce, i to od razu na siódmym miejscu. Oprócz Stocha, z obecnych kadrowiczów taka rzecz udała się jak dotąd, też tylko raz, Huli. W zeszłym roku w Engelbergu. Zarówno Hula, jak i Bachleda mieli jednak przy tych rekordowych rezultatach pomoc w postaci wiatru. Żyle nikt i nic nie musiało pomagać. Przez ostatnie dwa weekendy zawodnik Ustronianki zdobył niemal tyle pucharowych punktów, co przez ostatnie pięć sezonów. Jest w życiowej formie. Oby jak najdłużej.

V.

Maciej Kot. W sobotnim konkursie po raz pierwszy w karierze wywalczył awans do serii finałowej. I za to niewątpliwie należą się brawa. Tym bardziej, że zawody ukończył na dobrym, dziewiętnastym miejscu. W niedzielę, co prawda, Kot powrócił do "średniej kruczkowej", ale i tak weekend może uważać za udany. Zakopiańczyk jest jedenastym czynnym polskim skoczkiem (po Stochu, Huli, Bachledzie, Żyle, Rutkowskim, Krzysztofie Miętusie, Śliżu, Pochwale, Grzegorzu Miętusie i Byrcie), którzy mają już na koncie pucharowe punkty. Tego ostatniego zresztą wyprzedził. Myślę, ze najwyższy czas, żeby to grono powiększyło się o kilka następnych nazwisk, bo w dalszym ciągu za dobrze w tym zakresie nie jest. Z dużą częścią wymienionych wyżej, jak wiemy, też.

VI.

Jan Ziobro. Ostatni z Polaków, o którym można coś dobrego napisać. We wszystkich trzech startach w sezonie dostał się do konkursu głównego. Zawsze to coś. O jego trzech znacznie bardziej doświadczonych kolegach, którzy reprezentowali nas w Skandynawii, pisał nie będę, bo nie ma o czym. Może jedno zdanie tylko. Na trening, a nie na wycieczki! Przepraszam. Miało być: na zawody.

VII.

Teraz znów o innych. Dwusetny konkurs zaliczył w niedzielę Robert Kranjec. 126 razy punktował, ale tylko 38-krotnie był w czołowej dziesiątce. Równe dziesięć razy stał na podium (2-3-5). Raz sześć lat temu w Kuusamo i dwa sezony wstecz na mamucie w Kulm. Uzbierał do dziś 2818 pucharowych punktów. Ciekawostka: najczęściej zajmowaną przez Kranjca pozycją jest miejsce dwudzieste. Zajmował je w zawodach osiem razy. Jak na "najczęstszą" to liczba niespecjalnie imponuje. To dlatego, ze u Kranjca ten rozkład jest bardzo równomierny.

VIII.

W sobotę rodak Kranjca Jernej Damjan po raz 25-ty znalazł się w pierwszej dziesiątce zawodów. Z tego najczęściej był piąty i dziesiąty (po sześć razy). Nigdy nie wygrał konkursu, na podium stał dotąd trzy razy. Raz wyskakał drugie, a dwa razy trzecie miejsce. Z tego co pamiętam, przynajmniej dwukrotnie przy tych podiach majstrował Tepes.

IX.

Japończyk Daiki Ito przekroczył w sobotę barierę 2000 pkt. Po niedzielnym konkursie ma ich na koncie 2022. Wywalczył je dokładnie w stu zawodach. Trzydzieści z nich kończył w pierwszej dziesiątce, ale na podium stał tylko cztery razy. Tak jak Damjan, nigdy nie wygrał. Raz był drugi w Sapporo, a trzy razy (w tym raz też w Sapporo) trzeci. Co ciekawe, Ito, podobnie jak Kranjec, też najczęściej zajmował w konkursach dwudziestą pozycję. I, żeby było śmieszniej, też miało to miejsce 8 razy. Chociaż konkursów było dwukrotnie mniej.

X.

W sobotę Bjoern Einar Romoeren po raz czterdziesty nie zdołał awansować do drugiej serii zawodów. Mimo to w znakomitej większości konkursów (prawie 80%), w których uczestniczy, do finału się dostaje. Faktem bezprzecznym jest jednak, że apogeum formy i kariery ma zdecydowanie za sobą. Co wcale nie oznacza, że się jeszcze nie odrodzi. Już tak było, że po solidnej zapaści pokazał rogi.