W sobotę 9 sierpnia rozpoczęły się zawody LGP w skokach narciarskich. Jedni zawodnicy traktują je jako zabawę i trening, a inni jako sprawdzian formy przed nowym sezonem. Niestety muszę przyznać, że zawody latem nie wywierają na kibicu aż takich wrażeń jak zimą. Zimą to przeważnie siadało się przed telewizorem z kubkiem gorącej herbaty albo czekolady w ręce, dookoła siedzieli najbliżsi, za oknem pruszył śnieg, widzieliśmy ludzi śpieszących się do domu, aby zdążyć na transmisję z konkursu, musieli niekiedy pokonywać kilkudziesięcio centymetrowe zaspy śniegu, ale czymże to było, kiedy myślami właśnie stali razem z Adasiem na progu skoczni, jakże wspaniałe było to uczucie, kiedy odstawialiśmy gorący kubek, zaciskaliśmy kciuki i kiedy tylko Polak siadał na belce startowej krzyczeliśmy: "Adaaaś leeeć". Adaś leciał i... wygrywał. W niektórych rodzinach te popołudniowe weekendy były jedynym czasem, kiedy rodzina zbierała się razem. Tak było zimą. A latem?
Część fanów Małysza pewnie nawet nie wie, że są zawody, druga część ludzi nawet jeżeli dokładnie wie gdzie i jak wszystko się odbywa, to nie może oglądać, bo TVP nie transmituje konkursów. Następna część kibiców wyjechała na wczasy, nad jezioro, w góry itp. I tak pozostała niewielka garstka ludzi, którzy w wakacje pozostali wierni Adasiowi. A właściwe nie Adasiowi tylko skokom narciarskim, bo Adam Małysz w LGP udziału nie bierze. I tak koło robi się kwadratowe. Czyli jak wygląda to latem?

Siadamy przed telewizorem, pijemy colę z lodem i staramy się w tym 30 stopniowym upale "zmóżdżyć", żeby zrozumieć co dzieje się na ekranie telewizora. A tam: zero śniegu, przez co mija trochę czasu zanim wzrok nam się przyzwyczai do zielonego igelitu. Mamy też okazje zobaczyć skoczka bez kombinezonu, bo w tych temperaturach prawie wszyscy tam się rozbierają, żeby się nie ugotować. Dla jednych to ciekawy widok, a dla innych to raczej średnia przyjemność oglądać wystające żebra zawodników.

Podsumowując to, co wcześniej napisałam letnim zawodom brakuje tej atmosfery i tajemniczości, która przyciąga nas zimą przed telewizory. Jednak już teraz wiem, że sezon 2003/2004 będzie bardzo interesujący i pełen niespodzianek. Po zawodach w Hinterzarten widać, że na skoczniach królują Austriacy, a dokładnie szestnastoletni Thomas Morgenstern. I powstaje pytanie, czy utrzyma tak wysoką formę do listopada i dalej będzie numerem 1 w austriackiej kadrze?

Jest jeszcze jeden skoczek, o którym warto wspomnieć - Martin Schmitt. W zeszłym roku przeszedł operację kolana, przez co później zaczął treningi. Na początku sezonu nie szło mu najlepiej, jednak trener Hess i sam Martin uspokajali kibiców, że jego forma będzie gotowa na Turniej Czterech Skoczni. Później granica przesunęła się do Mistrzostw Świata. Jak czas pokazał ani TCS ani MŚ nie były dla Martina najlepsze. Skończył się sezon, przyszedł nowy trener i znów wszyscy obiecywali, że Martin wróci do czołówki. Jednak po ostatnich zawodach LGP nie widać oczekiwanego efektu. Martin zakończył zawody na odległym miejscu i wielu jego kolegów z kraju okazało się w dużo lepszej od niego formie. Do zimy jeszcze daleko, więc ma trochę czasu na doszlifowanie swoich narciarskich umiejętności. Mam nadzieję, że wrócą jeszcze czasy rywalizacji Niemca z naszym Adasiem.