Koniec kariery Adama Małysz wyzwala we wszystkich Polakach emocje. Łzy wzruszenia, wyrazy wdzięczności i uwielbienia. Każdy chciałby podziękować Mistrzowi za to, co zrobił nie tylko dla skoków narciarskich, czy całego sportu, ale przede wszystkim dla nas, rodaków. To dzięki niemu mogliśmy być dumni, że jeden z nas, nasz krajan, skromny chłopak z Wisły, jest najlepszy na świecie, a jego mistrzowska dyspozycja trwa przez tyle lat. Wielu kibicom Adam dawał radość, a swoim młodszym kolegom "po fachu" motywację do ciężkiej pracy.
Dziś zamieszczamy pierwszą część pięknego 13-zgłoskowca opisującego całą karierę Adama Małysza. Jego autorem jest nasz czytelnik i znawca skoków narciarskich - Marek Zając.

Adameusz
(czyli kariera Mozarta skoków narciarskich w trzech aktach) Część I.

Narty! Kochane moje. Wyście są jak zdrowie.
Ile Was cenić trzeba ten tylko się dowie,
Kto Was z nóg zdjął. Dziś urok Wasz w całej ozdobie
Moim piórem opiszę bo mi wciąż po głowie
Chodzi to, com Wam winien.

Zaczynałem w rowie
Gdziem bez butów w swym pierwszym skoku wylądował.
(W pierwszym swym skoku w życiu). Wuj mnie potem chował
przed Matką i przed Ojcem, bom był cały siny.
(Wyrżnąłem wtedy mocno i z tej to przyczyny
staram się nie upadać odtąd z własnej winy
pamiętając jak dużo rzecz taka kosztuje).
A my od tego czasu kochamy się z wujem.

Jako dziecię nie byłem ja Schlierezauerem.
Sukcesy miałem mniejsze. Po jaką cholerę
Miałem zresztą małpować drogę Nieminena?
Szesnastoletni geniusz. A teraz go nie ma
Od prawie lat dziesięciu, choć ledwie rok starszy.
To samo jest z Peterką. Próbował być twardszy
Niż Fin, ale nic z tego. Choć starał się, walczył
(I to, przyznajmy szczerze, świętując sukcesy
I próbując wymazać młodzieńcze ekscesy,
Które jego udziałem były zaraz po tym
Gdy, jako młode chłopię, Puchary dwa złote
Wydarł był doświadczonym, znamienitym skoczkom),
Próbując wrócić na szczyt. Z fatygą widoczną.
Najpierw wygrał w Kuusamo, potem jeszcze w Ga-Pa
Lecz zniknął w mgle niebytu. Siedem lat w niej człapał
Zanim się zdecydował zakończyć te męki.
Kto go dzisiaj pamięta? Kto mu powie "Dzięki"?

Ze mną było inaczej. Jako nastolatek
Byłem całkiem do rzeczy. Nie idol dzierlatek,
Ale miałem sukcesy. Nawet dosyć duże.
Wygrałem trzy konkursy (wywołałem burzę),
Ale do Nieminena tudzież do Peterki
Równać się mnie nie śmiano. Bo z analiz wszelkich
Wyszło różnym mądralom, że się wnet opuszczę.
No i się opuściłem. Rzecz zaraz wyłuszczę.
Anioł mnie w nocy naszedł. Archanioł Gabryjel.
I mówi do mnie: "Adam. Zmiłuj się. Nie żyję,
Jeśli w ciągu sezonów trzech z dużym okładem
Choć raz pokonasz Niemca." "Nie pękaj. Dam radę"
- Palnąłem w odpowiedzi bez zastanowienia.
No i miałem za swoje. Trzy lata cierpienia.
Odwaliłem tę jego pokutę trzyletnią.
Nigdy więcej. Już lepiej żebym w …. wdepnął.
Jako się okazało przegrał z Lucyferem
Zakład o dużej randze. I wybawicielem
Mogłem być, w myśl zakładu, tylko ja. Lecz w roli
Którą mi imć Lucyfer grać w sztuce pozwolił.
Byłem zmuszony. Słowo. Gdybym choć raz wygrał
Lucyfer, Diabli Książę, ta piekielna hydra,
Od razu do Pon Bócka (przyrzekł Gabrielowi)
Polecieć miał w try miga naskarżyć, co robi
Gabryś. Święty mój kompan. Archanioł kochany.
Miałem na to pozwolić? Na Chrystusa rany
Nie mogłem!
Przegrywałem więc nie dość, że z Schmittem
To jeszcze i z Duffnerem albo z Thomą Dietrem.
Ba. Żeby wiarygodną uczynić porażkę
Przegrywałem z Loefflerem. A nawet z Suchackiem.
(Choć nie Niemiec - do rymu najbardziej pasował.
Ufam, że nie będzie z tej racji pomstował).
Ot i jest tajemnica mojej słabszej formy.

W wieku XXI-szym przestałem być korny.
Zacząłem uwerturą. 30-tego grudnia
W wieku jeszcze XX-tym. Około południa.
Pobiłem rekord skoczni, o ile pamiętam.
Zająłem czwarte miejsce. Jak pamięcią sięgam
Wśród pewnych dotąd formy i siebie rywali
Zburzyłem sielski nastrój. Nie byli ze stali.
W Ga-Pa byłem już trzeci. A potem wygrałem
Na Bergisel. Wokoło wszystkim się kłaniałem.
To samo w Bischofshofen. Zwycięstwo i Audi,
Które mi urzędnicy z Cieszyna wydarli
Każąc podatkiem większym niż to wszystko warte.
Próbowałem się bronić. Oni szli w zaparte.
Nic to. Nieważne. Mamut Harrachov zdobyty,
Gdziem oba razy wygrał. Również w Salt Lake City.
I huzia do Sapporo! Po drodze upadek.
Coś w Nagano mam pecha. Kiedy tam przyjadę,
Za wyjątkiem debiutu pięknego, rzecz jasna,
To mi coś nie wychodzi. Za to inne miasta
Są mi dużo życzliwsze. Szczególnie Sapporo.
Wtedy zaś wyjątkowo. Wygrałem o sporo
I to nawet dwukrotnie. Główny rywal spalił
Się zupełnie. I Kulę od siebie oddalił.
Tak. Kryształowa Kula. Przedmiot kultu królów.
Przegrał ją Martin w walce nierównej do bulu
(Nie wiem czym dobrze skreślił i z dobrym akcentem,
Ale się podpierałem Panem Prezydentem).
Bo Kula, musisz wiedzieć czytelniku młody,
Ten Puchar (takiej sobie, wręcz średniej urody)
To nie jest tylko kula. Kula jako taka.
To obiekt pożądania. Norwega, Polaka,
Fina, Niemca, Szwajcara, Austriaka, Włocha.
Każdego, kto choć trochę narciarstwo pokochał
I choć trochę w nim znaczy. Wracając do sprawy:
Walka trwała w najlepsze, chociaż bez obawy
Można było obstawiać zwycięzcę batalii
Zwyciężyłem w Willingen, potem w Skandynawii
Wygrałem trzy konkursy, pola nie oddając.
W Słowenii odpuściłem duży zapas mając.
Dałem wygrać Schmittowi na koniec sezonu
Tak, żeby po Planicy nie wracał do domu
Z całkiem spuszczoną głową po stracie pierwszeństwa.
Chciałem okazać chłopu trochę człowieczeństwa.
Mimo, że nie musiałem. Na mistrzostwach w Lahti
Sędziowie rywalowi puścili pod narty
W drugim skoku tornado. Zabrali mi złoto.
Mimo to, do zawodów na średniej z ochotą
Przystąpiłem ogromną i konkurs wygrałem.
Drugim skokiem. Cudownym. Wojtek Skupień chwałę
Moją ogłosił zaraz ludziom wszem i wobec
Podnosząc mnie do góry - ideału wzorzec -
I pokazując na mnie jak na mistrza świata
Mimo, że przecież po mnie Martin jeszcze skakał.

Skończył się złoty sezon. Piękny, przełomowy.
Wcześniej nikomu nawet nie przyszło do głowy,
Że można marzyć w ogóle o takich rekordach.
Że można wygrać Turniej, że w dalekich fiordach
Można skocznię przeskoczyć (nie tylko tę jedną,
Bo przecież skok w Willingen to przeskoku sedno),
Mistrzostwo świata zdobyć, zwyciężyć w Nordyku
(Same wiktorie mając tamże na liczniku),
Wygrać ponad połowę konkursów w sezonie
I Kryształową Kulę zagarnąć na koniec.

To był sezon - marzenie. Coś niebywałego
Wcześniej w historii skoków. Było więc do czego
Równać, jeśli się chciało dalej być na topie.
No i się też równało. Ale o tym powiem
Już w następnym odcinku. Przez kolejne lata
Mozart skoków narciarskich zachwycał pół świata
(Bo druga połowa się nie interesuje).
I pomyśleć, że kiedyś znał go tylko wujek…

c.d.n.