Już od paru konkursów kibice coraz głośniej mówili o wymianie jakiegoś zawodnika z naszej kadry na konkursy Pucharu Świata. Najpierw za sprawą kwoty startowej odpadł Murańka, potem jednak Kruczek trzymał twardo zawodników, na których postawił od początku sezonu. Słabo spisywali się Krzysztof Miętus i Dawid Kubacki. Bachleda i Hula bronili się pojedynczymi wyskokami.
W końcu w trzecich zawodach TCS, po kolejnej nieudanej próbie przebrnięcia przez kwalifikacje, szkoleniowiec zdecydował się zamienić Miętusa na Rafała Śliża, który przyzwoicie skakał w Pucharze Kontynentalnym.

Niestety, ku naszej rozpaczy, Rafał był najsłabszym Polakiem w kwalifikacjach... Czy ta zmiana coś dała? A może to nie wina skoczka, że skakał bliżej?

- W Sylwestra dostałem telefon i nie pozostało nic innego, jak tylko się pozbierać i przyjechać do Innsbrucka. Sylwestra spędziłem zatem z mieszanymi uczuciami. Cieszyłem się z powołania do kadry na Turniej Czterech Skoczni, a z drugiej strony - zaraz po północy pomaszerowałem do łóżka, by możliwie jak najwcześniej rano wyjechać do Austrii. Do Innsbrucka dotarłem w sobotę wieczorem. Nie ukrywam, że jestem trochę zmęczony tą podróżą, ale jakoś trzeba sobie z tym radzić - skwitował zawodnik z Wisły jeszcze przed skokami.

Po zawodach był niezadowolony z rezultatu. - Nie jestem zadowolony z tego skoku w kwalifikacjach. Dwa poprzednie na treningach były bardzo dobre. Ale w tym najważniejszym znów czegoś zabrakło. Niestety trochę go spóźniłem - tłumaczył 27-latek.

Może zabrakło trochę odpoczynku? Nie jest do końca poważne ściąganie skoczka "z marszu". Moim zdaniem należało to zrobić przed Turniejem. Szanse na rehabilitacje Rafał będzie miał w Bischofshofen, wtedy powinniśmy zobaczyć czy zmiana Miętusa wniosła coś do naszej reprezentacji.