Drugi period sezonu 2010/2011 minął wyjątkowo szybko. Po niezwykle udanym dla polskich zawodników sezonie letnim nadszedł, miejmy nadzieję chwilowy, kres ich dobrej dyspozycji.
Spadek formy przeżywają nie tylko Polacy – również zwycięzca Letniej Grand Prix Daiki Ito nie radzi sobie najlepiej. Gregor Schlierenzauer gorszą dyspozycję potwierdził swoimi letnimi występami w Wiśle. Wiele wskazuje na to, że Puchar Świata również nie będzie dla Austriaka udany, zwłaszcza ze względu na dalekie miejsca i kontuzję kolana odniesioną podczas treningu.

Puchar Świata - period II


(kliknij, aby powiększyć)


Kuusamo lekko nas rozczarowało. Myśleliśmy, że polską drużynę będzie stać na coś więcej niż piąte miejsce. W konkursie indywidualnym Polacy również nie zachwycili. Pomimo, że mogliśmy wystawić aż siedmiu zawodników (przysługiwała nam taka sama kwota startowa jak Austriakom), do konkursu zakwalifikowało się tylko czterech Polaków. W drugiej serii zobaczyliśmy już tylko Adama Małysza. Jednak konkursy w Kuusamo nie są odzwierciedleniem aktualnej formy zawodników – myśleliśmy po niezbyt udanym początku sezonu polskich zawodników.

Kuopio to potwierdzenie w miarę dobrej dyspozycji Adama Małysza – dwa dziewiąte miejsca z kolei są oznaka równej formy. Jednak ciągle czuliśmy niedosyt po letnich sukcesach. Ucieszyliśmy się, gdy Kamil Stoch awansował do drugiej serii – od tej pory w finałowych widywaliśmy go już zawsze.

Pierwszy konkurs w Lillehammer był chwilowym odczarowaniem „dziewiątek” Adama. Orzeł z Wisły był piąty, Stoch 22., a Stefan Hula wreszcie pojawił się w drugiej serii i uplasował się na 29. pozycji.

Następne zawody to jeszcze lepszy występ Kamila Stocha, którego, mamy nadzieję, forma będzie zwyżkować.

Na dwa kolejne konkursy Łukasz Kruczek nie zabrał Klemensa Murańki, jednak zawody w czeskim Harrachovie nie doszły do skutku. Mieliśmy czego żałować – przez kwalifikacje przebrnęli wszyscy nasi reprezentanci.

Engelberg tchnął w nas nowe nadzieje. Trzy konkursy – pierwszy nie był dla nas jakiś szczególny. Ale drugi i trzeci to już zupełnie inna bajka. Po pierwszej serii sobotniego konkursu byliśmy pewni, że ten dzień należeć będzie do Orła z Wisły. Nie do końca. Wygrał, dla wielu polskich kibiców podstępem, Thomas Morgenstern. Austriak miał skakać jako przedostatni, gdyż po pierwszym skoku był za prowadzącym Adamem Małyszem, jednak w wyniku złośliwości rzeczy martwych (Thomasowi zepsuł się suwak), aby nie przedłużać konkursu, panowie zamienili się kolejnością. Niestety, również na podium.

W niedzielne popołudnie przecieraliśmy oczy ze zdumienia – po pierwszej serii Stefan Hula był czwarty, Adam Małysz dopiero siedemnasty, a Kamil Stoch 21. Zapowiadała się olbrzymia klęska naszych najlepszych reprezentantów. Ci, którzy myśleli, że Stefan spadnie gdzieś za dwudzieste miejsce, mylili się. Hula utrzymał miejsce w pierwszej dziesiątce, a Adam i Kamil swoimi świetnymi skokami przeskoczyli odpowiednio na trzecie i dziewiąte miejsce.

Pamiętajmy, aby dotychczasowych początkowych miejsc Adama (9., 9., 5., 9., 14.) nie nazywać całkowitą porażką. Musimy wykazać się cierpliwością. Nasz Mistrz będzie się powoli rozkręcać (2. 3. – dwa ostatnie konkursy w Engelbergu), tak aby najlepszą formą zabłysnąć podczas Mistrzostw Świata w Oslo. Miejmy nadzieję, że reszta naszej kadry również nie pozostanie w tyle i będzie się starać dotrzymywać kroku najlepszym.

Kibice, doping naszej kadrze i wiara w nią są najważniejsze!