Po ostatniej aferze z "doktorami" polskiej kadry skoczków, PZN jest w centrum uwagi wszystkich mediów. Prezez Paweł Włodarczyk nie przedłużył umowy z fizjologiem i psychologiem na kolejny sezon. Decyzję uważa za słuszną i wyjaśnia, że to był pomysł Apoloniusza Tajnera, któremu "doktory" nie są potrzebne na codzień. Do tego dodaje wygórowane rządania finansowe obu panów.
To wszystko nie sprzyja dobrej atmosferze wokół skoków. Jak kadra da sobie radę bez psychologa? Niedawno PZN ogłosił, że zamierza współpracować z nowym psychologiem, Katarzyną Zygmunt, żoną znanego polskiego panczenisty - Pawła Zygmunta. Rozmowy o ewentualnej współpracy są w fazie wstępnej, a niewykluczone, że jednak Żołądź i Blecharz dojdą do porozumienia z PZNem i będą współpracowali z Tajnerem na luźniejszych zasadach.

Teraz PZN daje mediom kolejną rewelację. Włodarczyk zapewnia, że PZN na razie jest potrzebny Adamowi Małyszowi. Liczy się jednak z tym, że może kiedyś powstać "Małysz team", który wystąpi ze struktur związku.

"Mnie jako prezesa interesuje najbardziej wynik na igrzyskach olimpijskich. Jeśli Małysz przedstawi propozycję organizacyjno-szkoleniową, która doprowadzi go do jeszcze większych sukcesów, to bym się zgodził. Myślałem o lidze narciarskiej. Żeby to byłą rywalizacja sponsorów. Żeby powstały kluby i rywalizowały. Ale jak na razie nikogo na to nie stać. Prędzej czy później liczę się z tym, że będzie jak w kolarstwie - zawodowe grupy skupiające skoczków różnych narodowości. To może być jednak niebezpieczne, bo zostanie zachwiany cel sportowy. Dla Związku, jak mówiłem, najważniejsze są igrzyska i mistrzostwa świata. A przy grupach zawodowych te cele nie zawsze byłyby takie same" - stwierdził prezes PZN.

"Małysz team" ? Może wreszcie ktoś poza Małyszem odniósłby sukces...