Niedzielny konkurs w Engelbergu należał do najciekawszych w historii Pucharu Świata - dużo się w nim działo, była potrzebna dramaturgia, a także - a może nawet przede wszystkim - świetnie wypadli Polacy, co zawsze cieszy, ale właśnie w związku z tym naszło mnie kilka refleksji.
Łukasz Kruczek ma pełne prawo do zadowolenia, w końcu dawno temu nie było tak dobrego startu Polaków. Tak dawno, że zatarło się to w pamięci i nasz trener nie pamiętał, że kiedyś taka sytuacja miała miejsce. Nie pamiętał, ale NIE MUSIAŁ pamiętać, bowiem Łukasz Kruczek trenuje naszych skoczków i nie musi znać na wyrywki historii Pucharu Świata w skokach narciarskich. Niemniej dziennikarz, który napisał (a niejeden był taki, oj niejeden), że pierwszy raz w historii trzech Polaków było w pierwszej dziesiątce PŚ popisał się straszną nierzetelnością - taki pismak bowiem ma obowiązek sprawdzić, czy rzeczywiście coś takiego nigdy nie miało miejsca.

A miało, i to u nas w Polsce! Faktycznie - było to bardzo dawno temu - wielu naszych czytelników o tym wie, ale być może zajrzy tu ktoś, kto interesuje się skokami narciarskimi od przypadku do przypadku, a także - w co nie wierzę, ale może trzeba się czasem łudzić - właśnie któryś z tych domorosłych pismaków. Napiszę więc czarno na białym:

27 stycznia 1980 roku na Wielkiej Krokwi w Zakopanem odbył się konkurs Pucharu Świata, w którym wygrał Piotr Fijas, dosłownie o włos wyprzedził nieodżałowanego Stanisława Bobaka, zaś piąte miejsce zajął Stanisław Pawlusiak - nie tak trudno znaleźć tę informację, wystarczy trochę dobrej woli. Dziennikarz ma obowiązek publikować sprawdzone dane, niestety mało kto o tym pamięta.

Dlatego z chęcią przywołam jeszcze jednego "babola" z portalu Onet.pl - tam napisano, że Kofler zwycięstwo zawdzięcza słabszemu skokowi Morgensterna z pierwszej serii. Dobrze, tylko przecież Andi miał lepszy wynik także drugiej serii - a to już można było sprawdzić dosłownie od razu - w protokole pokonkursowym.

Zresztą Onet podpadł mi już wcześniej - po konkursie PŚ w Zakopanem w 2010 roku zapis konferencji prasowej wyglądał jak ekskluzywny wywiad - cóż, można i tak.

Niestety, tacy dyletanci pracować ciągle będą i za swoją "pracę" dostawać pieniądze, co jest smutne, bo zawsze wierzyłem i wierzę, że wolny rynek weryfikuje też jego uczestników. Na szczęście takich dyletantów nie ma w sztabie szkoleniowym polskiej reprezentacji - wręcz przeciwnie - wszyscy to świetni fachowcy (a też nie raz i nie dwa czytałem żałosny argument, że Łukasz Kruczek nie będzie dobrym trenerem, bo nie był dobrym skoczkiem - ćwierćinteligent, który to napisał chyba nie słyszał nigdy o Pointnerze - do którego, choć sympatii nie żywię, to nie chcę mu w niczym ujmować klasy trenerskiej, o Rohweinie, o śp. Hessie, nawet o Apoloniuszu Tajnerze - którzy też nie skakali na jakimś zawrotnym poziomie, podobny argument padał nawet częściej w stosunku do Roberta Matei, który przecież nie był wcale tak słabym skoczkiem - ale dziennikarzyna pamięta mu tylko końcówkę kariery i częste upadki na bulę), dlatego w niczym nie należy umniejszać sukcesu Polaków z Engelbergu - po prostu TRZEBA mieć szacunek do historii, którego to szacunku niestety niektórym brakuje.