Jak dziś poinformowała "Rzeczpospolita", profesor Jerzy Żołądź i doktor Jan Blecharz nie są już członkami zespołu szkoleniowego polskich skoczków. PZN nie przedłużył z nimi umowy, która wygasła 30 maja b.r. Nikt z kierownictwa związku nie odezwał się do nich i nie proponował zawarcia nowej umowy. Szefowie PZN-u nie tylko nie mieli dla nich żadnej propozycji, ale i nie znaleźli czasu na to, by im po prostu podziękować za kilka lat współpracy i za udział w wykreowaniu największej gwiazdy polskiego sportu ostatnich kilku lat.
Trener naszej kadry, Pan Apoloniusz Tajner wielokrotnie podkreślał, że w sukcesach Małysza mają udział wszyscy czterej członkowie zespołu szkoleniowego, i kategorycznie sprzeciwiał się, by próbować dzielić tort na cztery nierówne części. Nazywał swoją grupę "czterema muszkieterami", dając do zrozumienia, że u nich też obowiązuje zasada: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Teraz Polacy wyjechali na tygodniowe zgrupowanie do Ramsau w Austrii. Poza Apoloniuszem Tajnerem i Piotrem Fijasem z ekipą wyjechali biomechanik Piotr Krężałek i fizjoterapeuta Jakub Michalczuk.
Jerzy Żołądź jest profesorem fizjologii w krakowskiej AWF. Na tej samej uczelni, w Zakładzie Psychologii, pracuje Jan Blecharz. Pierwszy z nich współpracował z trenerami Apoloniuszem Tajnerem i Piotrem Fijasem od czterech lat, drugi - o rok dłużej. Za ich kadencji zmęczony i zniechęcony do skoków Małysz zmienił się w wielką gwiazdę tego sportu, zdobył dwa medale na zimowych igrzyskach w Salt Lake City i cztery medale na mistrzostwach świata, w tym trzy złote. Trzykrotny zdobywca Pucharu Świata, podobnie jak inni polscy skoczkowie, mówił o nich per "doktory". Nie sprzeciwiali się temu nowemu naukowemu tytułowi.

Dlaczego PZN ich zwolniło? Może pensja Kuttina, który nota bene jeszcze niczego nie zrobił dla polskich skoków, zabrała kasę przeznaczoną dla "doktorów"...

Wypowiedzi:

APOLONIUSZ TAJNER: Potrzebuję do współpracy i fizjologa, i psychologa. Z nikim innym nie nawiązałem współpracy i mam nadzieję, że Jerzy Żołądź i Jan Blecharz będą z nami w najbliższej przyszłości. Wszyscy mamy związane ręce, ja po prostu nie wiem, o co chodzi. Obaj deklarują chęć współpracy, ja ich potrzebuję, ale oni nie mają przedłużonej umowy. Wisimy w próżni. Kompetencje Jerzego Żołądzia i Jana Blecharza są bardzo duże i nie mam najmniejszego zamiaru z ich wiedzy i doświadczenia nagle rezygnować. Może ich obecność na letnich zgrupowaniach nie jest tak niezbędna jak w przeszłości, ale chciałbym mieć możliwość konsultowania treningu w każdej chwili. Spotkam się z obu panami po powrocie ze zgrupowania w Ramsau. Może dowiemy się, o co chodzi.

JERZY ŻOŁĄDŹ: Umowa z PZN była bardzo konkretna: przewidywała współpracę konsultacyjną w określonych terminach. Od 30 maja formalnie nie jesteśmy już członkami zespołu szkoleniowego i nasza obecność na zgrupowaniach kadry, o co zabiegał ostatnio trener Tajner, byłaby nadużyciem. Pożegnaliśmy się z prezesem związku tak, jak nakazuje dobre wychowanie: wysłaliśmy listy, dziękując za współpracę. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, nie było żadnych telefonów. Dzwonił do nas natomiast wielokrotnie trener Tajner, zapraszając do współpracy, domagając się wręcz jej kontynuowania. Nie jest to, zdaniem kierownictwa związku, potrzebne. Wypełniliśmy pewną misję, do której byliśmy zaproszeni. Misja miała trwać do igrzysk olimpijskich, potrwała nawet rok dłużej, do mistrzostw świata w Val di Fiemme. Biorąc pod uwagę wyniki polskich skoczków, mamy dużą satysfakcję. Stanowiliśmy zgrany zespół i jeśli któregoś brakowało, było to natychmiast odczuwalne. Była to dla mnie miła przygoda. Przeszkadzała mi w pracy, ale cieszę się, że mogłem w czymś takim uczestniczyć.

JAN BLECHARZ: To był wspaniały okres w moim życiu. Czterech ludzi utworzyło wzorowy zespół: pracowaliśmy razem, szanowaliśmy siebie, lubiliśmy się wzajemnie. Oczywiście, że ojcem chrzestnym tego zespołu był Apoloniusz Tajner. On go potrzebował, wyszukał do niego ludzi, a potem dbał o to, żeby to wszystko funkcjonowało jak trzeba. Nie komentuję tego, że po 30 maja nikt się do nas nie odezwał, nie powiedział słowa o tym, co wspólnie osiągnęliśmy. Przyjmuję rozstanie z grupą naturalnie - takie jest życie. Czy Adam o mnie pamięta? Dzwoni od czasu do czasu, składa życzenia świąteczne. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Nie będzie mnie przy skokach, więc zajmę się habilitacją na uczelni. Mam spore zaległości naukowe.