Zawody Letniej Grand Prix w Wiśle były wielkim wyzwaniem organizacyjnym, tym bardziej, że po raz pierwszy w tym mieście odbywały się konkursy tej rangi. Sprawy związane z rywalizacją na skoczni im. Adama Małysza jeszcze długo przed rozpoczęciem imprezy wywoływały wiele emocji - zarówno wśród kibiców, organizatorów jak i samych zawodników - zwłaszcza polskich. Oczywiście media również żywo interesowały się zawodami.
- Każdego dnia na skoczni było 114 dziennikarzy - mówi szef biura prasowego Tomasz Furtak. - Oczywiście było więcej chętnych, niż akredytacji. Zawsze tak jest. Niektóre portale internetowe nie otrzymały jednak akredytacji, gdyż zadeklarowały wcześniej, że będą pisać o LGP w Wiśle i tego nie zrobiły. Zainteresowanie mediów w stosunku do Zakopanego było identyczne. Oczywiście na Pucharze Świata jest większe niż na LGP, ale w stosunku do zeszłego roku było takie samo. Media bardzo pozytywnie oceniły organizację biura prasowego.

Poprosiliśmy o podsumowanie zawodów. Niestety nie wiadomo jeszcze, ilu kibiców było na kwalifikacjach i konkursach.

- Wszystko jest w trakcie liczenia. Szacujemy jednak, że na konkursach było ok. 10 tysięcy osób dziennie.

Okazało się, że rzekome dodrukowywanie biletów to tylko plotka.

- Nie dodrukowywano biletów. Trybuny w Wiśle mają określoną pojemność więc nie można było wpuścić większej liczby osób ze względu na bezpieczeństwo. Nie jest to Wielka Krokiew, na której mieści się 27 tysięcy kibiców. Oczywiście można dostawić sektor z miejscami siedzącymi w sektorze B1, tak jak to zostało zrobione z A7, jednak to nie zmieni ilości osób mogących wejść na skocznię.

Nie wiadomo jeszcze, jak impreza wypadła pod względem finansowym. Jak powiedział Tomasz Furtak, nie zostało to jeszcze podliczone. Na dokładne dane trzeba poczekać kilka dni.

Można było zauważyć, że wokół skoczni zgromadziła się spora liczba kibiców.

- Było to ok. 2000 osób. Jednak nie stali oni poza skocznią z powodu braku biletów, gdyż te były sprzedawane do końca zawodów. Po prostu nie chcieli ich kupić. Spotkałem się z sytuacją na PŚ w Zakopanem w 2001 roku, kiedy mając bilet nie mogłem wejść nie skocznię, gdyż było to fizycznie niemożliwe. Na skoczni znajdowało się wtedy 70 tysięcy widzów.

Debiut Wisły w tak ważnej imprezie był bardzo udany.

- Wszystko wypadło dobrze, czego dowodem jest zadowolenie Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) i propozycja zorganizowania w przyszłym roku Turnieju Trzech Skoczni. Jest to istota sprawy. Nie dostrzegłem żadnych mankamentów. Walter Hofer ocenił imprezę pozytywnie. Jest to inny obiekt niż Wielka Krokiew, nowocześniejszy. Trzeba się do niego przyzwyczaić.

Pomimo dużej liczby osób dojeżdżających samochodami udało się zapanować nad sytuacją.

- Policja radziła sobie bardzo dobrze. Zorganizowano ponad 2000 miejsc parkingowych. Z parkingów kibice mogli za darmo dojechać pod skocznię specjalnym autobusem po okazaniu biletu na zawody. W Polsce wszyscy chcą dojechać na miejsce, pod samą skocznię. Nie ma jednak takiej możliwości. Nawet w Zakopanem trzeba pieszo iść pod skocznię. Na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver trzeba było iść 3 kilometry. Skocznie to obiekty, które nie mogą być wybudowane w centrum. Potrzebna jest góra - chyba że mówimy o skoczniach sztucznych, na których budowę potrzeba jednak dużo więcej pieniędzy.

Z medycznego punktu widzenia zawody można również ocenić bardzo wysoko.

- Było kilka zasłabnięć przy barierkach, ale było to spowodowane wysoką temperaturą i tym, że osoby te chciały się znaleźć jak najbliżej przechodzących zawodników, co powodowało ścisk i w efekcie zasłabnięcia. Nie było żadnych innych incydentów.

- Podsumowując, zawody są oceniane bardzo pozytywnie. Skoczkowie mówili, że dobrze im się tu skacze, skocznia jest nowoczesna. Jest to, obok skoczni w Szczyrku, jeden z najpiękniejszych obiektów na świecie, co potwierdza FIS chęcią organizacji Turnieju Trzech Skoczni w przyszłym roku.

Z rzecznikiem prasowym zawodów Letniej Grand Prix w Wiśle Tomaszem Furtakiem rozmawiała Karolina Jochymek.