Mika Kojonskoski przeczytał publikację w Garmisch-Partenkirchen i nie ukrywał oburzenia. "To jest całkowita fikcja. Dziwię się, że publikowane są artykuły oparte wyłącznie na spekulacjach" - stwierdził trener Norwegów.
Po zamieszaniu wywołanym przez przypadek Svena Hannawalda, FIS w 2004 roku wprowadził przepisy dotyczące wagi zawodników. Zastosowano współczynnik BMI, który obecnie u skoczków powinien wynosić od 18 do 20. W przypadku zbyt niskiej wagi zawodnicy zmuszeni są skakać na krótszych nartach.
Spytany przez norweskich dziennikarzy Kojonkoski zaprzeczył informacjom o rzekomym skracaniu nart przez swoich podopiecznych: "Nie, nie robiliśmy tego. Wszyscy nasi skoczkowie mieszczą się w wyznaczonym przez FIS BMI. Magazyn ma błędne informacje."
"Owszem są chudzi, ale jeśli spojrzymy na czołowych sportowców w różnych dyscyplinach, chociażby w biegach czy skokach wzwyż - skoki narciarskie nie są wyjątkiem. Tak wygląda profesjonalny sport" - kontynuował Fin.
Wielu zawodników krytykowało oparcie przepisów wyłącznie o współczynnik BMI. "Według mnie BMI nie jest najważniejsze, należy brać pod uwagę również inne aspekty. Dwa czynniki wpływają na lot. Nie tylko masa ciała, ale również jego kształt. Dużą wagę odgrywają tutaj szerokie ramiona, co można zauważyć u wielu Austriaków. Kilku naszych skoczków, jak Sigurd Pettersen mają wąskie ramiona, a to oznacza mniejszą powierzchnię lotną" - stwierdził Kojonkoski.
Trener Norwegów podsumował całą sytuację: "Plotki są częścią tej gry. Moim zdaniem chcieli po prostu sensacji, która miała nas wybić z przygotowań i zdenerwować."