W miniony weekend trener Mika Kojonkoski został poinformowany, że fińska prokuratura wszczęła śledztwo w jego sprawie. Szkoleniowiec Norwegów jest podejrzany o wprowadzenie w błąd fińskiej policji drogowej - dokładniej o zaniżenie swojego dochodu, a co za tym idzie o zmniejszenie wysokości mandatu.
Fiński szkoleniowiec został zatrzymany przez policję w październiku 2008 roku w Muurame, po tym jak przekroczył ciągłą linię wyprzedzając inny pojazd. Zgodnie z obowiązującym w Finlandii prawem kary ustalane są na podstawie dochodu. System informatyczny sprawdzający numery identyfikacji podatkowej w samochodzie policji nie działał. W związku z tym Kojonkoski został poproszony o podanie wysokości swojej pensji. Według informacji fińskiej policji trener podał kwotę 3000 euro, po uwzględnieniu tych danych oraz odliczeniu trójki dzieci i żony mandat obliczono na kwotę 500 euro.

Jednak po opublikowaniu danych o zarobkach w Norwegii za rok 2008, fińska policja doszukała się oszustwa ze strony Kojonkoskiego. Okazało się, że trener zarabiał 14000 euro, więc tym samym mandat powinien wynosić 1500 euro.

Mika Kojonkoski był zdziwiony oskarżeniem: "Jestem zaskoczony. Kiedy zatrzymała mnie policja zostałem poproszony o podanie wysokości miesięcznego wynagrodzenia i uczciwie odpowiedziałem. Mam wynagrodzenie podstawowe i premię, która jest wypłacana w zupełnie innym terminie. Dlatego podałem kwotę podstawowej pensji."

Prokurator z Jyvasykla Martti Porvali poinformował, że fińska policja zwróciła się o wszczęcie dochodzenia. "Nieważne, kiedy premia jest wypłacana, powinna być uwzględniona przy obliczaniu wysokości mandatu" - tłumaczył prokurator. Dodając, że Kojonkoski powinien podzielić cały roczny dochód, czyli pensję podstawową i premię na 12 miesięcy i na podstawie tej kwoty powina być obliczona wysokość kary.
W przypadku orzeczenia winy trenerowi Norwegów grozi kara pozbawienia wolności do trzech miesięcy.