W tej części podsumowania skupię się na ogonie ścisłej czołówki. Będziemy mieć zatem do czynienia z zawodnikami z końcówki pierwszej „30” PŚ – wśród nich znajdują się zwycięzcy (w liczbie dwóch) i raczej brak tu jakichś większych niespodzianek – no może poza Fumihisa Yumoto. Po krótkiej przerwie pojawia się też polskie nazwisko.
WE COULD BE HEROES JUST FOR ONE DAY – MIEJSCA 21-30

30. Kamil Stoch (POL) – 146 punktów / 25.05.1987 (5; 0; 17/9/+4) 21’224 – 21`302

Kamil Stoch okopał się na tym trzydziestym miejscu. Nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś zajmował jakieś miejsce w PŚ aż trzy razy z rzędu – poza oczywiście przypadkiem Adama Małysza, który był trzy razy z rzędu pierwszy (czyli to polska specjalność przy zachowaniu pewnych proporcji). Niemniej ten sezon z różnych przyczyn uznaję za najlepszy w wykonaniu Stocha – choć początek miał wręcz fatalny. Zaczęło się od słabiutkiego, 48 miejsca, w Kuusamo, potem nie lepsze pozycje 47 i 46 w Trondheim i absolutna wpadka w Engelbergu (po przerwie w Pragelato), gdzie dwa razy nie przebrnął Stoch kwalifikacji. W Oberstdorfie w ogóle nie wystąpił, w Ga-Pa był znów 47, dopiero pod koniec Turnieju Czterech Skoczni zdobył swoje pierwsze punkty – za 27 pozycję w Innsbrucku i 28 w Bischofshofen. Dobre rezultaty pojawiły się dopiero w Zakopanem – w pierwszym konkursie była szansa na pierwszą „10” po siódmym miejscu w pierwszej serii – skończyło się na i tak niezłym miejscu 11, w drugim awansował po dobrym skoku na ostatecznie czternaste miejsce. Dobrą passę kontynuował w Vancouver – był tam 19 i 24 oraz (zwłaszcza) w Sapporo – tam po 22 miejscu w pierwszej serii bardzo dobrym drugim skokiem wywindował się aż na miejsce 13. Bardzo słabo dla odmiany wyszły mu konkursy niemieckie – 35 w Willingen, 41 w Klingenthal – do Oberstdorfu na loty nie pojechał. Jego starty na MŚ wydawały się wielką niewiadomą.
To co Stoch zrobił na MŚ na skoczni normalnej można uznać za wielką sensację – w pierwszym skoku osiągnął 99,5 metra co dawało mu miejsce 9, za to w drugim skok o jeden metr dalszy spowodował, iż Stoch znalazł się na pechowym miejscu tuż za podium (a na nim stali Loitzl, Schlierenzauer i Ammann, co pokazuje, iż nie było mowy o przypadku), na skoczni dużej w dość przypadkowym konkursie był 24, a wyczyn z K90 powtórzył w drużynie. Po MŚ fatalnie zaprezentował się w Turnieju Skandynawskim – zakwalifikował się tylko w Kuopio i Lillehammer do konkursów głównych, ale był odpowiednio 45 i 42. Sezon jednak zakończył w sposób udany – w Planicy był 10 i 8. Może wreszcie przebudzi się i zacznie marsz w górę „30”. Niemniej sezon ten Stoch miał naprawdę niezły.

30. Denis Kornilov (RUS) – 146 punktów / 17.08.1986 (6; -8; 20/12) 22`112 – 22`218

Nieco starszy od Stocha Rosjanin (polecam zajrzeć na jego zdjęcie na stronie FIS – co nieco nieaktualne) zanotował jednak regres formy – ten zdolny zawodnik niewiele razy notował dobre rezultaty. Zaczął bezbarwnie – od miejsc 31 i 28 w Trondheim i 39 w pierwszym Pragelato, potem zanotował kilka dobrych startów – 21 w drugim włoskim konkursie, 16 i 22 w Engelbergu, 18 w Oberstdorfie, 28 w Ga-Pa, ale już pod koniec Turnieju był tylko 39 i 33. Z nierównej strony pokazał się w Zakopanem (44 i 27), za to z całkiem niezłej w Vancouver (był tam 20 i 7 – ten drugi start to jedyna „10” w sezonie. Dobrze skakał też w Niemczech (poza wpadką w Klingenthal, kiedy zajął pozycję 54, był 22 w Willingen i 14 w Oberstdorfie). Na MŚ pokazał się z poprawnej strony (pozycje 20 i 22), po nich skakał sporadycznie – po 30 miejscu w Lahti pokazał się dopiero w Planicy, gdzie był 31 i 17. W sumie chyba jednak poniżej oczekiwań.

29. Daiki Ito (JPN) – 193 punkty / 27.12.1985 (6; +2; 21/15/+2) 22`343 – 23`85

Nierówny dość Japończyk, po spadku w dolne rejony PŚ sprzed dwóch lat (mimo zdobycia medalu MŚ był raptem wtedy 60) kontynuuje mozolny marsz w górę stawki. W minionym sezonie parę razy naprawdę mógł się podobać. Nie zachwycił na początku sezonu – 41 w Kuusamo, 32 i 18 (wysepka w morzu ogólnego badziewia) w Trondheim, 35 i 31 w Pragelato, nie uzyskanie kwalifikacji w pierwszym Engelbergu… Dopiero w konkursie drugim zajął 16 pozycję i niezłą serię kontynuował podczas Turnieju Czterech Skoczni zajmując miejsca 19, 26, 22 i 18 – co dało mu 19 miejsce w klasyfikacji generalnej. Później dopiero widzieliśmy go w Vancouver – na miejscach pod koniec punktowanej stawki (24 i 26), zaś u siebie w Sapporo pierwszy raz zmieścił się w „10” – niby skoki 109 i 110,5 metra nie imponują, ale wystarczyło na pozycję 8. W Willingen był oczko wyżej i to był najlepszy rezultat Ito w minionym sezonie (tym razem skakał dwa razy ponad 130 metrów, więc i w lepszym stylu się pokazał). Natomiast słabiutko wypadł w Klingenthal – raptem miejsce 47. Na MŚ indywidualnie dokładnie zamieniał się miejscami z Kornilovem (był 22 na normalnej i 20 na dużej skoczni), za to zdobył drugi raz z rzędu medal w drużynie. Po nich poza 37 miejscem w Lahti i fatalnymi kwalifikacjami w pierwszej Planicy raczej skakał dobrze – 18 w Kuopio, 20 w Lillehammer, Vikersund i w finale sezonu. Ogólnie więc rozbudził nadzieję na lepsze wyniki.

28. Takanobu Okabe (JPN) – 227 punktów / 26.10.1970 (+35; 15; 8/8) 38`90 – 38`138

Postawa Okabe to już sensacja. Ten niesamowicie doświadczony skoczek przeszedł samego siebie. Na początku sezonu raczej nie był brany pod uwagę jako ewentualne wsparcie kadry – ale wobec słabszych skoków swych kolegów wystąpił w Vancouver, gdzie pokazał, że jest w świetnej formie – był tam 17 i 13, w Sapporo niemal zmieścił się w „10” – pozycja 12, w Willingen był 14, a w Klingenthal – 20. Nie dziwi więc fakt, iż weteran zmieścił się w kadrze na MŚ. Tam indywidualnie zaprezentował się nierówno (14 na K90, 45 – na K120), za to w drużynie był głównym autorem trzeciego miejsca Japończyków. Ale dopiero po MŚ Okabe stał się autorem największej sensacji. W Lahti zajął miejsce 9 – mieć 38 lat i zdobyć punkty PŚ, to jest coś, mieć 38 lat i zdobyć medal MŚ w drużynie – jeszcze lepiej, mieć 38 i mieścić się w „10” PŚ – to jest już w ogóle wyczyn, ale mieć 38 lat i wygrać konkurs PŚ? To się w głowie nie mieści! A właśnie to zdarzyło się w Kuopio 10 marca 2009. Po pierwszej serii Okabe był czwarty skokiem na odległość 123,5 , w drugiej też zanotował czwarty wynik (123 metry), ale to wystarczyło. 38 lat i 135 dni! Dość powiedzieć, że dotychczasowy rekordzista Kasai nie miał nawet 32 lat! Zaś sam Okabe ostatnie zwycięstwo odniósł 1 marca 1998 w Vikersund – to skala wydarzenia! Później pojawił się jeszcze w Lillehammer, gdzie był 18 i na tym zakończył sezon! Sezon krótki, ale jakże udany. Oby tak do czterdziestki!

27. Markus Eggenhofer (AUT) – 232 punkty / 11.12.1987 (-; 1; 21/18/+3) 20`354 – 21`101

Eggenhofer zanotował udany debiut w PŚ z jednej strony – z drugiej, mimo wszystko nie stał się jakąś gwiazdą. Ot, równy, niezły skoczek. Widać to było na początku sezonu – 25 w Kuusamo, 27 i 19 w Trondheim, czasem skakał słabo – jak w Pragelato gdzie był 49 i 39. Pierwszy dobry rezultat zanotował w Engelbergu – był tam 8, za to zupełnie zawiódł dzień później – raptem 40 miejsce. W Turnieju Czterech Skoczni zawalił w Ga-Pa, gdzie nie wystąpił w konkursie głównym, poza tym trzy razy był w „30” pozycje 28, 28, 24 dały mu niezbyt wysokie – 27 miejsce w generalce. Poźniej bywało różnie – na Kulm nierówno – miejsca 15 i 30, bardzo dobrze w Zakopanem – tam był 9 i 10, w Willingen był 13, w Klingenthal – 10, zaś w Oberstdorfie podczas lotów – 22. Na MŚ nie wystąpił, co nie dziwi zważywszy na poziom austriackiej drużyny. Po nich poza powtórką z Ga-Pa w Kuopio i Planicy pierwszej, był zawsze w „30” – 21 w Lahti, 23 w Lillehammer, 15 w Vikersund i 26 w finale w Planicy. W sumie niezły sezon (aż cztery razy w „10”), ale że uderzę w tony nieco górnolotne – raczej to rzemieślnik niż artysta.

26. Fumihisa Yumoto (JPN) – 237 punktów / 23.04.1984 (+32; 3; 18/11/+1) 24`220 – 24`322

Wysokie miejsce w łącznej klasyfikacji PŚ Yumoto zawdzięcza raczej jednemu fuksowi, niemniej z drugiej strony – nie jest to Urbanc, któremu nawet fuks nie pomógł. W końcu – pierwszy dobry start miał już w Kuusamo – był tam ósmy. W Trondheim zajął miejsca 20 i 30, a w Pragelato zaczął od miejsca 33, niemniej dzień później w jedynej rozegranej tam serii odniósł Yumoto sensacyjne zwycięstwo! Nie potwierdził jednak formy w Engelbergu (pozycje 37 i 36), zaś w Turnieju Czterech Skoczni po trzech startach z punktami (16, 27 i 25 pozycje) zawalił w Bischofshofen – miejsce 47. Zaś później nie pojawiał się często – nierówno skakał w Vancouver (18 i 42 pozycje), nieźle w Sapporo – 15 miejsce, słabo w Niemczech – po fiasku kwalifikacji w Willingen, był dopiero 52 w Klingenthal. Na MŚ po słabym starcie na K90 (39 miejsce) stracił miejsce w drużynie, co kosztowało go medal, zaś po nich w trzech startach w Turnieju Nordyckim udanie zaprezentował się w Kuopio, gdzie był na dobrym, siódmym miejscu, wcześniej jednak zawalił w Lahti (42), a później nie zachwycił w Lillehammer – pozycja 28. Do Planicy podobnie jak Okabe już nie pojechał. Mimo wszystko nie można nic Yumoto zarzucić, ogólnie wypadł najlepiej w karierze, a to przecież nie bez znaczenia.

25. Roar Ljoekelsoey (NOR) – 259 punktów / 31.05.1976 (+12; 17; 20/14/+3) 32`182 – 32`293

Norweska legenda skoków narciarskich nieco podreperowała swoją pozycje po słabym sezonie 2007/08, ale też o jakimś wybitnym progresie raczej nie ma mowy. W sumie wyszły mu w sezonie tylko dwa starty, ale po kolei. W Kuusamo zaczął z takiego sobie pułapu (pozycja 23), nie poprawił też się znacząco w Trondheim (19 i 24 miejsce), ani w Pragelato (miejsca 20 i 34). W Engelbergu w pierwszym konkursie doszło do pierwszej kompromitacji (tak nazywać będę nie przebrnięcie kwalifikacji w przypadku TAKIEGO skoczka), dzień później jednak zreflektował się plasując się na pozycji 11. Turniej Czterech Skoczni nie wyszedł mu kompletnie – po 37 miejscu w Oberstdorfie, w Ga-Pa doszło do drugiej kompromitacji, co spowodowało wycofanie Roara z dalszej części Turnieju. Odmieniony powrócił na Kulm – był tam 14 i 17. Rokowało to nieźle na zawody w Zakopanem. Roar wygrywał był już ongi w Zakopanem – niemniej nie tym razem – kompromitacja w konkursie nr 1 i 37 miejsce w następnym to bilans jego startów. Pierwszy raz w „10” zmieścił się w Sapporo – był tam szósty, w następnym konkursie w Willingen nawet oczko wyżej, ale już trzy dni później w Klingenthal był dopiero 35, niemniej na lotach w Oberstdorfie był też na dobrej, 13 pozycji. Do Liberca na MŚ nie pojechał, kto wie czy zadecydowały jedynie sportowe względy (choć w sumie chyba najsilniejsza „4” reprezentowała godnie Norwegię z zwłaszcza w konkursie drużynowym, choć też i na K120). Po MŚ skakał ze zmiennym szczęściem – był 11 w Lahti, 24 w Lillehammer oraz 15 i 18 w Planicy, ale też 41 w Kuopio i 32 w Vikersund w sumie jednak można przyznać, iż weteran norweskich skoków miał udany sezon (choć przyjmując miarę subiektywną jego klasy – taki sobie). Co ciekawe – miejsce 25 w PŚ to dla Ljoekelsoeya dokładnie środkowy rezultat (8 razy był wyżej, 8 razy był niżej w karierze) i tu dochodzimy do sedna. 17 sezonów z punktami PŚ to wynik imponujący – tyle samo miał Hoellwarth, więcej – tylko Kasai. Ale do Kasaia jeszcze dojdziemy.

24. Tom Hilde (NOR) – 269 punktów / 22.09.1987 (-20; 4; 24/16/+1) 21`54 – 21`166

Hilde zanotował regres i to olbrzymi w porównaniu z sezonem poprzednim, kiedy to należał do najlepszych zawodników całego cyklu. Początek miał słabiutki! 37 w Kuusamo, 49 w Trondheim, po przerwie w Pragelato już nieco lepiej – 30 i 15 miejsce. Nierówno skakał w Engelbergu – za pierwszym razem zajął bardzo dobre – piąte – miejsce, dzień później był 39. W Turnieju Czterech Skoczni beznadziejnie wypadł w Niemczech (42 w Oberstdorfie, w Ga-Pa – patrz Ljoekelsoey), ale mimo to wystąpił w Innsbrucku i w Bischofshofen i w sumie całkiem nieźle tam wypadł (19 i 25). W następnej części sezonu niezłe starty na Kulm (16 i 8 miejsca) i Vancouver (13 i 9) przedzielone zostały fatalną postawą w Zakopanem (47 i 36). W niemieckiej części za każdym razem punktował za każdym razem: był 23 w Willingen, 12 w Klingenthal i 24 w Oberstdorfie. Na Mistrzostwach Świata wypadł indywidualnie co najwyżej poprawnie (miejsca 16 i 23), za to dorzucił do kolekcji kolejny (srebrny) medal w drużynie. W Turnieju Nordyckim trzeba przyznać, że złapał pewną zadyszkę: raptem 24 w Lahti, 43 w Kuopio, 30 w Lillehammer i 31 w Vikersund – zaiste niezbyt dobre wyniki, niemniej pod koniec udało mu się jeszcze zająć 5 miejsce w Planicy. Sezon skończył 28 pozycją w finale. Uważam, że Hilde jednak dość mocno rozczarował nie stając się jednym z głównych aktorów minionego sezonu.

23. Robert Kranjec (SLO) – 276 punktów / 16.07.1981 (+2; 8; 23/14/+2) 27`144 – 27`250

Kranjec jak to Kranjec – skakał bardzo nierówno, ale udało mu się zająć całkiem niezłe miejsce w generalce i – co mnie w ogóle nie zdziwiło – pod koniec sezonu należał już do najlepszych skoczków. A zaczął sezon beznadziejnie – był 45 w Kuusamo i 40 w pierwszym Trondheim, później miał serie trzech konkursów z punktami (17 w drugim Trondheim, 27 i 13 w Pragelato), by raczej słabo wypaść w Engelbergu (34 i 28 pozycje) i zgoła źle w Turnieju Czterech Skoczni (pozycje 33, 36, 31 i 29 nie dały mu miejsca wyższego niż 31 w całym Turnieju). Dalej było bardzo źle – w Zakopanem zakwalifikował się tylko do konkursu numer 2 – był tam zaledwie 37. Punktów nie zdobył też w Vancouver (miejsca 38 i 32), zaś w Willingen próżno by go szukać wśród tych, którzy przeszli kwalifikacje. Obudził się dopiero w Oberstdorfie – tam był na pozycji 17. Mistrzostwa Świata to indywidualnie całkiem przyzwoite wyniki Kranjeca (11 na K90, 15 na K120), zaś po nich zdecydowanie złapał wiatr w żagle. Jeszcze w Lahti był zaledwie 22, ale już w Kuopio 13, zaś w Lillehammer 19. Potem już nie schodził w ogóle z czołowych miejsc: w Vikersund było blisko podium, ale skończyło się na 5 miejscu, w pierwszej jednoseriowej Planicy zajął siódmą pozycję, a na koniec sezonu ex aequo z Simonem Ammanem skokami 205,5 i 212,5 stanął na najniższym stopniu podium. Zasadniczo rzecz ujmując u tego skoczka każdy sezon wygląda mniej więcej tak samo.

22. Jakub Janda (CZE) – 279 punktów / 27.04.1978 (+27; 13; 21/18) 30`216 – 30`318

Janda odbił się od dna, ale też nie można powiedzieć, ze skakał jakoś rewelacyjnie. Raczej równo przez cały sezon zajmował miejsca głównie w drugiej dziesiątce PŚ. Zaczął dobrze – od 11 pozycji w Kuusamo, w Trondheim też było nie gorzej – pozycje 17 i 11, w Pragelato po chwilowej zniżce formy (25 w pierwszym konkursie) w drugim po raz pierwsze wszedł do „10” (fakt, że na jej samym końcu), zaś w Engelbergu był 15 i 16 – rokowało to całkiem nieźle przed Turniejem Czterech Skoczni. Tam po dwóch punktowanych miejscach w Oberstdorfie (pozycja 25) i Ga-Pa (17) w Innsbrucku zaprzepaścił swoje szanse będąc zaledwie na pozycji 33. 23 miejsce w Bischofshofen nie mogło już uratować miejsca w Turnieju (skończyło się na pozycji 22). Janda pojawił się też na lotach w Kulm i – co u niego jest raczej niespodzianką, bo znana jest fanom skoków jego awersja do mamutów – był tam dwa razy w „30” – na pozycjach 26 i 28. W Zakopanem w pierwszy dzień zajął najwyższe miejsce w całym sezonie – szóste – a po pierwszej serii wydawać się mogło, że może być podium, dzień później jednak nie wszedł do „30” (zabrakło trzech miejsc). W Willingen był na przeciętnym, 20 miejscu, w Klingenthal na dużo lepszym – 13. Nie wystąpił już podczas lotów w Oberstdorfie – widać co za dużo, to nie zdrowo. Na MŚ większej roli nie odegrał (w przeciwieństwie choćby do Mistrzostw sprzed czterech lat!) – zaledwie 33 był na skoczni normalnej i 19 na dużej, a po nich skakał już tylko w Turnieju Nordyckim – po dobrych startach w Lahti (10 miejsce), Kuopio (19) i Lillehammer (22) dał sobie szanse podczas lotów w Vikersund – ale zajął tam przedostatnie, 39 miejsce. Do Planicy już nie pojechał. Ogólnie mam wrażenie, że jednak (mimo sporego awansu względem poprzedniego sezonu) obserwujemy schyłek Jakuba Jandy – a może się mylę.

21. Kalle Keituri (FIN) – 293 punkty / 25.04.1984 (+28; 6; 22/17/+3) 24`218 – 24`330

Trzeba przyznać, że Keituri – skoczek, który głównie obstawiał konkursy u siebie – sprawił w minionym sezonie sporą niespodziankę przebijając się do fińskiego teamu i skacząc na całkiem wysokim poziomie. Pod koniec sezonu dostał co prawda pewnej zadyszki, ale i tak pozostawił dobre wrażenie. Rozpoczął od 15 miejsca w Kuusamo, co jeszcze jakąś sensacją nie było, tak jak dwa 26 pozycje w Trondheim wrażenia wielkiego zrobić nie mogły, to jednak 16 i 11 pozycje w Pragelato to już było coś. W Engelbergu zrazu nie przebrnął kwalifikacji, niemniej w drugim konkursie był już na 6 miejscu (po pierwszej serii będąc tuż za podium). Na fali entuzjazmu świetnie wypadł w Oberstdorfie (8 miejsce), niemniej już w Ga-Pa było dużo gorzej (29 miejsce, mimo dobrego, 15 po pierwszej serii). W Innsbrucku i Bischofshofen w ogóle nie wszedł do „30” (w Innsbrucku był 35 przegrywając z Lacknerem, w Bischofshofen 37 – a jego pogromcą okazał się Eggenhofer). Niemniej już w Zakopanem znowu skakał dobrze – zajmując pozycje 12 i 20). Spadek formy przyszedł w Vancouver – pozycje 27 i 31 to rezultaty dalece nie satysfakcjonujące, zaś w Sapporo zajął najlepsze miejsce w swej karierze: po pierwszej serii był drugi skokiem 127 metrów, w drugim skoczył fatalnie – 96,5 metra, ale wystarczyło na miejsce tuż za podium. W Niemczech pokazał progresję formy: był kolejno 45, 24 i 10. Pojechał na Mistrzostwa Świata, tam jednak raczej był negatywnym bohaterem: słabe miejsca indywidualnie (29 i 31), słabe skoki w drużynie – cóż – może do MŚ jeszcze Keituri nie dorósł. Końcówkę miał już bardzo nierówną – nieźle wypadł w Kuopio (15 miejsce) i Vikersund (19 pozycja), słabiej w finale w Planicy (25 miejsce), beznadziejnie w Lahti (47 lokata), zaś w Lillehammer i pierwszej Planicy zgoła katastrofalnie nie przebrnąwszy kwalifikacji. Ogólnie jednak jakby to powiedział Kuba Wojewódzki: jestem na tak.

CDN