Jak podały gazety po samobójstwie Roberta Enke (dla tych fanów skoków, którzy w ogóle nie interesują się futbolem przypomnę, iż był to najlepszy niemiecki bramkarz, typowany do gry w pierwszym składzie na mistrzostwach świata) do szpitala zgłosił się jego rodak, na pewno doskonale wciąż pamiętany przez kibiców naszej ulubionej dyscypliny Sven Hannawald, który podobnie jak Enke cierpi na depresję.
Kariera Svena Hannawalda to ciekawy przypadek, zawodnik wypłynął wcale nie tak wcześnie - w wieku 23 lat - później przez około siedem lat należał do najściślejszej światowej czołówki. Wszyscy pamiętamy jego bezprzykładny triumf w Turnieju Czterech Skoczni na przełomie lat 2001/2002, dwukrotne drugie miejsca - za Adamem Małyszem - w klasyfikacji generalnej PŚ, a także jego spory dorobek medalowy indywidualnie: dwukrotnie (1998 i 2000) był mistrzem świata w lotach, raz (1998) - wicemistrzem tej samej imprezy srebrny medal na skoczni normalnej na Olimpiadzie w Salt Lake City, wicemistrzostwo świata w Ramsau w 1999 na skoczni dużej. Ponadto w 2002 był mistrzem olimpijskim w drużynie, w 1998 - wicemistrzem, w 2001 i 1999 drużynowym mistrzem świata, wygrał 18 konkursów PŚ, 12 razy był drugi, 10 - trzeci. Dorobek zaiste godny pozazdroszczenia. Był także - przynajmniej dla mnie - sporym wyrzutem sumienia, kiedy to polscy kibole (bo nie kibice) traktowali go jak wroga nr 1 i rzucali w niego śnieżkami, jak i gwizdali na jego skoki. Skoczek to bowiem sympatyczny, choć dla wielu zbyt agresywny w radości. Zniknął nagle (po wcześniejszych kłopotach z anoreksją) i ostatnio rzadko było o nim słychać.

Sam Hannawald raczej uspokaja, z jego wypowiedzi wynika raczej, iż owo poddanie się opiece specjalistów ma charakter raczej profilaktyki. Z naszej strony pozostaje tylko liczyć na szybki powrót do zdrowia, którego myślę każdy prawdziwy fan skoków mu życzy.