Tu żarty się kończą. Część trzecia to zawodnicy już naprawdę nieźli – z miejsc 32-40 w PŚ, którzy pokazywali się w PŚ, a część z nich zajmowała miejsca w „10” niektórych zawodów. W tej grupie liczba punktów przyrasta już w bardzo wysokim tempie. Natknąć się tu można przede wszystkim na znane nazwiska, czy to młodych, czy starszych skoczków i nie ma już raczej mowy o przypadku.
IT’S LONG WAY TO THE TOP – MIEJSCA 32-40

40. Vegard-Haukoe Sklett (NOR) – 68 punktów / 10.02.1986 (-; 1; 6/6/+1) 22`355 – 23`38

Kolejne odkrycie Kojonkoskiego. W pierwszej części sezonu tylko jeden start w kwalifikacjach w pierwszym Trondheim, za to w drugiej – sześć startów i za każdym razem punkty – 24 w Sapporo, 19 w Willingen i Klingenthal, 18 na lotach w Oberstdorfie, 27 w Vikersund i 13 w pierwszej Planicy – nic to, że z jedną serią. W klasyfikacji lotów Sklett zmieścił się w „30”.

39. Vincent Descombes Sevoie (FRA) – 75 punktów / 09.01.1984 (+19; 3; 22/9/+3) 24`323 – 25`36

Francuz, którego nazwisko jest wielkim wyzwaniem dla redaktora Szaranowicza, w tym sezonie zaskoczył całkiem niezłą formą i zasłużenie zajął najlepsze miejsce w karierze. Skakał co prawda bardzo nierówno – a pod koniec sezonu zgoła słabo – niemniej tym razem zabłysnął nie tylko nazwiskiem. Zaczął dobrze, od 23 pozycji w Kuusamo, w Trondheim spuścił z tonu – miejsca 34 i 41, by znów w Pragelato dwa razy zapunktować (miejsca 21 i 23). W Engelbergu zrazu zajął najwyższe miejsce w karierze (17), by dzień później zepsuć skok (pozycja 41). W Turnieju Czterech Skoczni zaczął nieźle od 24 pozycji, by później zająć odpowiednio miejsca 34, 37 i 49. Powrócił do „świata żywych” w Bad Mittendorf, gdzie podczas trudnych konkursów w lotach był 25 i 23. Ostatni zryw przydarzył mu się w Zakopanem, gdzie w drugim konkursie był 19 (w pierwszym 35), później było już niestety gorzej: 37 i 33 w Vancouver, 46 w Willingen, 53 w Klingenthal, jeden przebłysk w Oberstdorfie podczas lotów (ale 2 punkty raczej wielkim osiągnięciem nie są). Na MŚ też nie skakał za dobrze (33 na K90, 41 na K120), a po nich tylko 39 w Lahti i  43 w Lillehammer – w Kuopio, Vikersund i Planicy nawet nie przeszedł kwalifikacji. Ale nie ma co krytykować, bo suma summarum sezon miał naprawdę udany.

38. Ilja Rosliakov (RUS) – 98 punktów / 18.02.1983 (+18; 4; 19/10/+3) 25`291 – 26`20

Numer trzy w mocnej ekipie rosyjskiej nie zawsze skakał na jakimś niebotycznym poziomie, ale trochę tych punktów uciułał. W Kuusamo skiksował – pozycja 37, by później zapunktować dwa razy w Trondheim (dwa razy 23 lokaty) i znów dwa razy zepsuć skoki w Pragelato (miejsca 46 i 37), w Engelbergu było bardzo słabo – 29 miejsce w pierwszym konkursie i nieobecność spowodowana słabymi kwalifikacjami w drugim, niemniej szczyt formy Rosliakova przypadł na Turniej 4 Skoczni. Jeszcze w Niemczech było tak sobie (miejsca 29 i 21), niemniej w Innsbrucku był już 12 (a po pierwszej serii nawet 7!), czym ustanowił najlepszy wynik w karierze, zaś w Bischofshofen tylko o dwa miejsca gorzej. W całym Turnieju zajął więc wysokie, 17 miejsce. Dobrze jeszcze było w Zakopanem – tam był 24 i 16, później w Vancouver w pierwszym konkursie został zdyskwalifikowany za nieregulaminowy strój. Później było już niestety o wiele gorzej – 44 w Willingen, 38 w Klingenthal, 37 podczas lotów w Oberstdorfie, przeciętne (28 na K90, 34 na K120) wyniki na Mistrzostwach Świata, 45 w Lahti, krótki przebłysk w Kuopio (miejsce 25), fatalny start w Lillehammer (50 pozycja) i nawet nie zakwalifikował się ani do konkursu w Vikersund, ani w Planicy. Może dało znać o sobie zmęczenie w sumie najlepszym sezonem w dotychczasowej karierze.

37. Jernej Damjan (SLO) – 99 punktów / 28.05.1983 (-22; 6; 17/8/+3) 25`206 – 25`295

Całkiem już doświadczony Słoweniec tym razem nieco spuścił z tonu zanotowawszy po prostu słabszy sezon. W Kuusamo niestety zajął pechowe, 31 miejsce, w Trondheim mimo zgłoszenia nie wystąpił w kwalifikacjach, więc na dobre sezon jego rozpoczął się w Engelbergu, gdzie zaprezentował się niezbyt równo (19 i 43 miejsce). Podobna nierówność charakteryzowała jego skoki już do końca sezonu. W Turnieju Czterech Skoczni był 43, 25, 47 i 33 – co raczej nie rokowało dobrych rezultatów w klasyfikacji łącznej, za to w Zakopanem było całkiem nieźle (pozycje 19 i 17 – to miejsce było zwłaszcza efektowne, gdyż przeskoczył o 13 miejsce względem pierwszej serii), w Vancouver dużo słabiej (25 i 40), przed MŚ jeszcze tylko 36 pozycja w Willingen, mimo tych rezultatów pojechał na MŚ do Liberca, gdzie był zaledwie 41 i 37. Po nich już parę razy zajął niezłe rezultaty (oczywiście nie w Lillehammer – gdzie w ogóle do konkursu głównego nie wszedł, ani nie w Kuopio, gdzie był 48, czy też nie w finale w Planicy, gdzie na 33 zawodników był 31), ale na przykład w Lahti był 17, w Vikersund 25, a w pierwszej Planicy – na najwyższym w sezonie dziewiątym miejscu w jedynej serii. Ogólnie ciężko być zadowolonym na miejscu Damjana z takiego sezonu.

36. Andreas Kofler (AUT) – 102 punkty / 17.05.1984 (-23; 7; 15/7/+2) 24`217 – 24`297

A to już w ogóle spadek formy. Kofler po upadku z poprzedniego sezonu w ogóle nie umie się podnieść. Po słabiutkim starcie (32 w Kuusamo, 41 i 39 w Trondheim), nieco lepiej skakał w pierwszym Engelbergu (14 pozycja, w drugim dopiero 37), ale pojechał na Turniej Czterech Skoczni i tam po zrazu trzech punktowanych miejscach (20, 22 i 29) w Bischofshofen nie wszedł do „50”. Następną szansę w PŚ dostał w niemieckich konkursach i też nie był tam gwiazdą ( w Willingen – 32, w Klingenthal – 31, w Oberstdorfie – 20). Skakał w PŚ w drużynie i w Willingen i w Oberstdorfie, ale nie miał większych szans pojechać na MŚ. Wydawało się później, że złapał formę – po 7 miejscu w Lahti na K90 i 16 w Kuopio, niemniej w Lillehammer i Vikersund znów było słabiutko (36 pozycja w obu konkursach), w Planicy został więc wycofany z kwalifikacji. Szkoda, bo to dobry skoczek, niemniej sezon miał stracony.

35. Shohhei Tochimoto (JPN) – 107 punktów / 21.12.1989 (0; 2; 18/11/+2) 18`344 – 19`89

Niemal identycznie Tochimoto zaprezentował się w minionym sezonie, co w poprzednim. To samo miejsce, prawie tyle samo punktów. Czyżby to było wyznacznikiem jego talentu? Nie sądzę. Rozpoczął znakomicie – w Kuusamo był 10, po świetnym skoku w drugiej serii, w Trondheim było nieco gorzej (dwa razy miejsca 21), a jeszcze gorzej w Pragelato (dwa razy 24). Niemniej w każdym z pierwszych pięciu konkursów punktował. Gorzej – i to o wiele – wypadł w Engelbergu – najpierw odpadł w kwalifikacjach, potem był raptem 45. W całym Turnieju Czterech Skoczni tylko raz – w Ga-Pa – wypadł nieźle (był tam 18), a tak to zdobył jeden marny punkcik w Innsbrucku oraz zajął miejsca 40 (Oberstdorf) i w ogóle nie przebrnął kwalifikacji (Bischofshofen). Równie słabo spisał się w Vancouver (pozycje 45 i 38), a w Sapporo nie powalczył z czołówką, zajmując miejsce 20 (ale tu zadecydował słabiutki pierwszy skok – raptem 88 metrów, cud że w ogóle wszedł do drugiej serii). Do MŚ zanotował jeszcze dwa słabe starty w Niemczech (47 w Willingen i 44 w Klingenthal), ale do Liberca pojechał on, a nie np. Yuta Watase wyżej klasyfikowany w PŚ. Nie skakał na K90 (skakał tam Yumoto), na K120 nie zachwycił (34 miejsce), ale w drużynie już drugi raz stanął na najniższym stopniu podium. Do końca sezonu skakał różnie: fatalnie w Lahti (43 miejsce) i Vikersund (34), raczej słabo w Lillehammer (25) i pierwszej Planicy (29), nieźle w Kuopio (17 pozycja). Nie wystąpił w finale sezonu, bo jednak nie załapał się do „30”. Ogólnie chyba poniżej oczekiwań, ale z medalem MŚ.

34. Bjoern Einar Romoeren (NOR) – 113 punktów / 01.04.1981 (-23; 7; 14/10/+4) 27`249 – 27`319

Skoczek-instytucja w zasadzie jak na swoją klasę wypadł katastrofalnie i zadziwiająco często nie przechodził nawet kwalifikacji. Słaby początek w Kuusamo (35 miejsce) i nieco lepsze wyniki w Trondheim (18 i 16 pozycje, po dobrych drugich skokach) nie zapowiadały pierwszej wpadki, jaką były kwalifikacje w Pragelato. W drugim konkursie ich nie było i Bjoern zajął pozycję 25. W Engelbergu zajmował miejsca 36 i 20, więc można powiedzieć, iż początek sezonu miał raczej w kratkę. Kiedy jednak nie wszedł od konkursu w Oberstdorfie, zaś w Ga-Pa pokazał katastrofalną formę zajmując ostatnie miejsce, został na chwilę odesłany do domu. Wrócił dość szybko – już na Kulm, gdzie w lubianych przez siebie lotach był dwa razy na pozycji 18. W Vancouver zajmował dolne rejony drugiej serii (pozycje 26 i 25), całkiem nieźle (poza Willingen gdzie był 39) zaprezentował się w niemieckiej części sezonu zajmując pozycje 15 w Klingenthal i 16 w Oberstdorfie, niemniej do Liberca nie pojechał, a później w norweskich konkursach indywidualnych nie udało mu się sforsować kwalifikacji (choć obiecująco skakał w drużynie w Vikersund). Głęboki regres formy Romoerena.

33. Yuta Watase (JPN) – 142 punkty / 08.08.1982 (+47; 6; 18/9/+5) 26`113 – 26`176

Dość niespodziewanie teoretycznie słabszy Japończyk odnotował wiele całkiem udanych rezultatów (przy czym jedynie na początku sezonu). Już w Kuusamo był 13, w Trondheim wszystko wróciło do słabszej normy – skakał tylko w konkursie drugim, gdzie był 46. Niemniej dobrze wypadł też w Pragelato (pozycje 22 i 12), a znowu nierówno w Engelbergu (start tylko w drugim konkursie i miejsce 27). Szanse na dobrą pozycję w Turnieju Czterech Skoczni stracił w Oberstdorfie, gdzie przegrawszy z Matti Hautamaeki zajął pozycję 35. Niemniej później skakał już dobrze: był 23 w Ga-Pa, 18 w Innsbrucku i 20 w Bischofshofen, co dało mu 21 miejsce w Turnieju. W Vancouver skakał znowu w kratkę: miejsca 37 i 21, ale życiowy rezultat osiągnął w Sapporo: tam po pierwszej serii był nawet trzeci, w końcu plasując się na miejscu piątym (po zresztą słabiutkim drugim skoku). I tu można by zakończyć omawianie startów Watase, ale nie da się ukryć, iż w Willingen był 49, w Klingenthal nie pojawił się w konkursie głównym, mimo uzyskania kwalifikacji, w Oberstdorfie nie wszedł do konkursu (dziwnym więc nie jest, że na MŚ pojechał Tochimoto), w Kuopio był 44, w Lahti (tak jak i potem w Vikersund) odpadł w przebiegach, w Lillehammer był 39, w Planicy – 33 i 32 (w drugim konkursie dało to miejsce przedostatnie). Tak więc końcówkę Watase miał fatalną, a może to jest jego prawdziwy poziom?

32. Stephan Hocke (GER) – 145 punktów / 20.10.1983 (+13; 8; 17/13/+4) 25`61 – 25`153

Hocke wciąż walczy z syndromem pierwszego, świetnego dla siebie sezonu w PŚ, kiedy to w sezonie 2001/02 (kto pomyśli, że to tak dawno było) był 8 w PŚ, wygrał jeden konkurs i na Igrzyskach Olimpijskich zdobył drużynowe złoto. Później było źle i bardzo źle, dość powiedzieć, iż miejsce 32 to jego drugie najlepsze miejsce na koniec sezonu PŚ w całym sezonie! Pierwszy raz oglądaliśmy go w Engelbergu – był tam 22 i 21, pojechał więc na Turniej 4 Skoczni i tam po miejscach 15, 20, 17 i 15 zajął dobre, piętnaste miejsce w klasyfikacji generalnej. Zniżka formy przyszła w Kulm – miejsca 33 i 31, zaś jej apogeum w pierwszym konkursie pod Wielką Krokwią, gdzie nawet nie przebrnął Hocke kwalifikacji. Otrząsnął się jednak i dzień później był już 11. W Vancouver dwa miejsca w trzeciej dziesiątce (23 i 22), raczej nierówne skoki u siebie (31 w Willingen, 18 w Klingenthal, w Oberstdorfie – „szukajcie mnie w kwalifikacjach”), niemniej do Liberca pojechał i – choć jak cała drużyna niemiecka – wypadł fatalnie w konkursie drużynowym, to indywidualnie było całkiem nieźle: 19 na K90 i 12 na K120 (przy założeniu, że był to konkurs jakkolwiek niemiarodajny). Po nich skakał jeszcze w Lahti (pozycja 20), Kuopio (31), Lillehammer (29) i takoż w drugiej Planicy. W pozostałych konkursach nie udało mu się sforsować kwalifikacji. Niemniej – ten sezon, to już było coś!

CDN