W piątek Sąd Najwyższy Brytyjskiej Kolumbii wydał wyrok w sprawie o równouprawnienie skoków narciarskich. Skoczkinie domagały się włączenia konkursu skoków kobiet do programu igrzysk w Vancouver, wskazując na pogwałcenie kanadyjskiej konstytucji. Sąd orzekł, że całkowite prawo decyzji należy w tej kwestii nie do lokalnego komitetu organizacyjnego, lecz do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który nie jest związany prawem kanadyjskim.
Skoczkiń nie dopuszczno do startu w XXI Igrzyskach Olimpijskich, które odbędą się w lutym 2010 w Vancouver. W marcu panie oddały sprawę do sądu, oskarżając komitet organizacyjny igrzysk (VANOC) o dyskryminację ze względu na płeć, i proces ruszył w kwietniu. Niestety, nie zakończył się dla skoczkiń pomyślnie.

Sędzina Lauri Ann Fenlon zgodziła się, że niedopuszczenie kobiet do olimpijskich startów w zawodach skoków narciarskich jest dyskryminacją. Wyrok sądu wskazał jednak, że to "nie VANOC jest odpowiedzialny za tę decyzję i nie ma możliwości jej zmiany, nawet jeśli jej nie popiera".

Skoki narciarskie pozostaną jedyną dyscypliną olimpijską, w której kobiety nie mają prawa startu. Ironią jest, że gdyby do skoków narciarskich mężczyzn przyłożyć te same kryteria, także panowie nie mieliby prawa skakać na olimpiadzie, jednak są dopuszczeni "na drodze wyjątku i tradycji". (Aby dana konkurencja mogła być wpisana do programu olimpijskiego, musi być powszechnie uprawiana w wielu krajach świata: dla konkurencji męskich – w co najmniej 75 krajach na 4 kontynentach, dla kobiecych – w co najmniej 40 krajach na 3 kontynentach.) Sędzina Fenlon napisała w uzasadnieniu, że skoczkiniom odmówiono występu w zawodach jedynie ze względu na płeć.

Skoczkinie są rozczarowane wyrokiem sądu. "Zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy, pozostaje nam mieć nadzieję na lepszy obrót spraw w przyszłości" mówi Jessica Jerome. "Chciałyśmy wywalczyć korzyści dla całej dyscypliny, nie tylko dla obecnie skaczących dziewcząt. Ta decyzja dotyka wiele utalentowanych narciarek."