Nie ustają spekulacje związane z, narzucającymi się wręcz po obejrzeniu meczu Polska - Irlandia Północna, zmianami personalnymi w sztabie szkoleniowym naszej reprezentacji piłkarskiej. Przesądzona jest już ponoć dymisja selekcjonera kadry. Co gorsza, po boiskowych wybrykach reprezentantów Polski w Belfaście, włodarze Feyenordu też przestali się nim, w sensie ewentualnego zatrudnienia, interesować. Jednym słowem Beenhakker, wydawałoby się, może zostać na lodzie.
I tu informujemy, że niekoniecznie. Bardziej właściwe byłoby stwierdzenie, że zostanie na śniegu. Od dłuższego czasu mówi się o nici przyjaźni, jaka zawiązała się pomiędzy trenerem naszych piłkarzy a Adamem Małyszem. Jej początek można datować na zawody Pucharu Świata w Zakopanem w zeszłym roku. Wtedy to Beenhakker po raz pierwszy w życiu oglądał konkurs skoków i zrobiło to na nim, jak przyznał, piorunujące wrażenie. Na tyle duże, że wypełniając wolny, a było go trochę, czas między zgrupowaniami kadry, zaczął uczęszczać na eksternistyczny kurs menadżerów i trenerów skoków narciarskich z krajów niegórzystych, który w lecie zeszłego roku (tuż po Mistrzostwach Europy w Austrii) zorganizowano w Brukseli, gdzie mieszka. Holender ukończył go, ze względu na rozliczne obowiązki, z pewnym poślizgiem (tuż przed świętami Bożego Narodzenia) i, będąc w styczniu powtórnie na zawodach w Zakopanem, zdradził się z tym w rozmowie z Apoloniuszem Tajnerem. Już wówczas ponoć prezes miał stwierdzić, wtedy w formie żartu, że bramy PZN są w takim razie dla Leo szeroko otwarte. Nie spodziewał się chyba, jak prorocze będą to słowa...

A może się jednak spodziewał?

Minęło dwa i pół miesiąca, a rozmowy między narciarską centralą a Holendrem są, jak twierdzi anonimowy członek władz PZN, dość mocno zaawansowane. Beenhakker, który - mimo robienia dobrej miny do złej gry - już od jakiegoś czasu spodziewa się pożegnania z PZPN i, oczywiście jedynie w ramach wolnego czasu, wymienia co rusz e-maile z wysoko postawionymi przedstawicielami PZN, miałby się zajmować skautingiem wśród uzdolnionych skokowo dzieci i młodzieży holenderskiej mającej polskie korzenie i przywracaniem ich krajowi. Może w tym względzie przenieść na teren skoków swoje doświadczenia zdobyte w tym zakresie w piłce nożnej i wyniesione z kilkuletniej pracy w Polsce. Obserwował przecież te, zakrojone ostatnio na szeroką skalę, czynności praktykowane przez PZPN.

Ustalono już podobno wielkość, nie podpisanego jeszcze co prawda, kontraktu (wiemy jedynie, że opiewa na kwotę znacznie mniejszą od tego zawartego przez Holendra z Listkiewiczem), zakres obowiązków i szczegóły rozliczania obywatela Niderlandów z wykonanej pracy. Złośliwi twierdzą, że to więcej niż do tej pory uzgodnił z selekcjonerem PZPN.

Wszystko zależy od tego, co będzie miał do powiedzenia w sprawie dalszej pracy Beenhakkera w Polsce Grzegorz Lato. Jeśli zdecyduje się na zerwanie kontraktu to niewykluczone, że będzie zmuszony nie tylko do wypłacenia Holendrowi sporego odszkodowania, ale również do częstego oglądania go dalej w Warszawie. Tam też bowiem odbywają się przecież liczne ostatnio konferencje prasowe PZN. A o obecność Leo na takowych można być spokojnym. Czego, w końcu, nie robi się "for money"?

Kto wie, czy ostateczne decyzje nie zapadną już po dzisiejszym meczu z San Marino. Tu, podobnie jak w spotkaniu z Irlandią Północną, jesteśmy faworytem. Gdybyśmy dziś (przez przypadek) swoich niewątpliwych, jak zawsze, przewag na murawie nie wykorzystali, można zacząć rozważać wariant "wyprowadzenia" Leo z PZPN. Być może zwycięży trzymany na razie w najgłębszej tajemnicy tzw. wariant wymienny, traktowany do tej pory w kategoriach niezbyt poważnych, ale mający po obu stronach (mam na myśli PZN i PZPN) swoich, wcale nie odosobnionych, zwolenników. Chodzi o pozbycie się, na zasadzie wymiany, trenerów Beenhakkera (z PZPN) i Celeja (z PZN). Oprócz rozlicznych wad tej propozycji (jak np. zagospodarować w PZPN pana Celeja?) ma ona jednak, zdaniem wnioskodawców, niewątpliwie jeden zasadniczy walor. Odsuwa Beenhakkera od polskiej piłki nożnej, a Celeja od polskich skoków narciarskich. I tu trudno się z postulującymi ten wariant nie zgodzić.

Redakcja śledzi na bieżąco rozwój wypadków w tej sprawie i obiecuje natychmiast informować Czytelników o każdej otrzymanej w tym zakresie informacji.