Piętnaście miesięcy temu, przed pierwszym konkursem sezonu 2007/2008 przygotowałem sobie tekst opiewający okrągły jubileusz Adama Małysza - jego 75. podium. Przez te piętnaście z górą miesięcy nauczyłem się czekać. Jestem prawie jak Penelopa. Ale i w moim przypadku to czekanie nie poszło na marne. Tyle, że tekst w większości był do poprawki. Po przeróbkach, oczywistych z punktu widzenia aktualności tekstu, wygląda tak:
W końcu doczekaliśmy się. Ale od początku. Informowani natrętnie tuż przed poprzednim, jak i tym, sezonem przez prezesa oraz obecnego trenera reprezentacji i zapewniani przez nich o niebywałej wprost formie całej naszej ekipy nastawialiśmy się przed każdym z tych sezonów na wielkie sukcesy. Przed trwającym aktualnie sezonem, mając świeżo w pamięci zeszłoroczne zapewnienia uznaliśmy (przynajmniej ja do takich należałem), że dwa lata pod rząd prezes i trener nie mogą powtarzać publicznie tych samych głupot. Liczyliśmy więc na wysokie pozycje naszych zawodników już od początku rywalizacji.

A tu klops. Błędy szkoleniowców w okresie przygotowawczym doprowadziły do tego, że osiągane wyniki są dramatycznie słabe. Koń, jaki był, każdy widział. Niektórzy również go opisali. Dzisiejszy konkurs przerwał czarną passę nieudanych występów Małysza w tym sezonie. No nie ma co owijać w bawełnę - jest to, jak na razie, jego najsłabszy sezon od 2000 roku. Nawet dzisiejszy wynik tego nie zmienia. Przechodząc do meritum: Adam Małysz stanął dziś po raz 75. na podium. Takich okrągłych liczb bez komentarza się nie pozostawia. Tym bardziej, że tym wynikiem Polak zakończył bez mała dwuletni okres absencji na podium PŚ. Ostatni raz stał na nim po zwycięstwie w Planicy pod koniec marca 2007 roku.

Mieszkaniec Wisły nie tyle umocnił się na trzecim miejscu w tabeli wszechczasów w zakresie miejsc na pudle, co zbliżył się na odległość jednego oczka do wyprzedzającego go bezpośrednio Nykaenena. Bilans Polaka to 38 zwycięstw, 19 miejsc drugich i 18 trzecich. U Fina wygląda to tak: 46 wygranych, 22 drugie lokaty i 8 trzecich. Matti już, jak wiemy, statystyk nie poprawi. Obaj tracą sporo do najlepszego w historii z wszystkich "wiecznie drugich" Ahonena, który przynajmniej w tym obszarze zajmuje miejsce zdecydowanie pierwsze. Fin ma już na koncie 105 podiów. Jego bilans w rozbiciu na podia wygląda odpowiednio: 36-42-27. Jeszcze przedwczoraj można było pisać o zdobyczach Ahonena, tak jak o triumfach jego wielkiego poprzednika - w czasie przeszłym. Teraz trzeba brać poważnie pod uwagę, że w przyszłym roku Fin z Lahti może swój wspaniały bilans jeszcze poprawić.

Dzisiejsze podium jest na pewno dla Polaka czymś niezmiernie ważnym. Będzie z pewnością miało duży wpływ na jego nastawienie w pozostałych do końca sezonu konkursach. Może to trzecie miejsce stanowić będzie bodziec do wielkiej pozytywnej przemiany, a może jest tylko "wypadkiem przy pracy". Zobaczymy w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Jako "wyznawca Małysza" wierzę w to pierwsze. Marcowe doświadczenia sezonów 2004/2005 i 2005/2006 mówią, że na dwoje babka wróżyła. W pierwszym z nich Adam po trzecim miejscu w Kuopio do końca sezonu dobrze, może poza nieco przypadkowym piątym miejscem w jednym z konkursów w Słowenii, już nie skoczył. W roku następnym występ w tym konkursie okazał się preludium do zwycięstwa w Oslo, a i w Lillehammer byłoby świetnie gdyby nie słynna migrena. Nie pisząc już o zupełnie przyzwoitych występach w Planicy. Zobaczymy.

Wiadomość dnia jest taka: Adam zaokrąglił rekord! Matti, broń się?