Na drugi dzień, a więc bez emocji. I nie tylko o skokach.
Nie jestem bykiem, nawet zodiakalnym. Ale tepfer* działa na mnie jak wielka czerwona płachta na to zwierzę.

Wielokrotnie zastanawiałem się, czy nie jestem czasem normalnie jednostronny i przewrażliwiony. Momentami byłem już skłonny złożyć wszystko na karb moich, typowo polskich przecież, cech: zaściankowości, szowinizmu, antysemitofeminizmu i ksenofobii. Zdarzało się, że przychodziło mi do głowy, żeby w ramach zrekompensowania temu dwugłowemu tworowi tego, co o nim myślę, pójść na kolanach i pielgrzymować na drugi koniec wsi, może Polski, a nawet Europy. No bo faktycznie nikogo ze współczesnych obcokrajowców, nie licząc może Putina, Clintonów, Mandeli i Polpota, tak nie nie trawię. A już ze świata sportu, to na pewno. Poza Blatterem oczywiście. I kiedy już byłem parę razy zdecydowany na to, jakby nie patrząc, posypywanie głowy popiołem, wspomniane bydlę znów się budziło i dokonywało kolejnego czynu, który mnie z kolei pchał do grzechu. I tak w kółko Macieju.

Nie będę tutaj wymieniał rzeczy, które ma na sumieniu tepfer. Nie mam też zamiaru pisać, że miarka się przebrała, bo nastąpiło to tak dawno temu, że de facto nie pamiętam już kiedy.

Chciałem tylko napisać, że dopóki sportem będą rządzić źli ludzie, ludzie których zasady de Coubertina uwierają jak pas cnoty czy gorset, którzy realizują wciąż partykularne interesy łatwych do zidentyfikowania kółek różańcowych i przedkładają je każdorazowo ponad prawdziwie sportową rywalizację, dopóty konkursy skoków będą wyglądały tak jak duża część tych z ostatnich kilku sezonów, mecze piłkarskie i inne dalej będą sprzedawane na pniu, rekord świata kobiet na 100m albo mężczyzn na 200m poprawiany, tak jak w Seulu (1) i Atlancie (2), w jednych zawodach o prawie pół sekundy, medale na MŚ w piłce ręcznej (ale nie tylko) rozdane przed fazą finałową, a karykatury kobiet podnosić będą naraz prawie 200 kilo.

Tylko czekać, jak jeszcze lepiej sfabrykowany robopływak poprawiać będzie rekordy na wszystkich możliwych dystansach, od sprintu po wyścig dystansowy dookoła świata, zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn (będzie wszak obojnakiem), kolarze przejeżdżać będą w ciągu trzech godzin, nie zmęczeni, etap z Lhasy na Lhotse, a "wesołe autobusy" staną się nie tylko domem i miejscem podejrzanych zabiegów skoczków austriackich, ale wejdą do kanonu "lektur obowiązkowych" wszystkich sportowców na świecie (już dzisiaj zresztą skoczkowie austriaccy są tu tylko pierwszym z brzegu przykładem - to tak żeby nie było, że się ich tylko czepiam).
Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą. Więc czasem się zdarza tak, jak wczoraj. Mimo daleko i coraz lepiej w tym zakresie posuniętej logistyki wygrywają nie ci, co trzeba. Ale i tak nie jest najgorzej. Porównując z rezultatami mistrzostw w 2001, 2003 i 2007 roku. Wtedy to były dla "reżyserów" prawdziwie ciężkie czasy.
Nie można dopuścić, by się powtórzyły. Prawda, tepfer?

* - dla osób nie znających moich wcześniejszych wypocin: pojęcie to jest moim osobistym wkładem w dziedzinie innowacyjnej polszczyzny i oznacza dwa w jednym; co, szanując inteligencję czytelnika, pozwolę sobie nie dopowiadać

Prezentowany felieton wyraża wyłącznie subiektywną opinię autora i nie powinien być traktowany jako oficjalne stanowisko redakcji w poruszanej kwestii.