Współpraca na linii Małysz-Lepistoe jest korzystna dla Orła z Wisły, czego dowodem są udane starty w Vancouver. Szkoleniowiec, który już raz doprowadził naszego najlepszego skoczka do Kryształowej Kuli, wraca we środę do Polski.
"Z Adamem jest lepiej, niż było dotąd, ale ma jeszcze coś w rezerwie. Ciągle są pewne problemy na progu. Chodzi o budowanie szybkości i siły do odbicia, o jeszcze lepszy najazd i przejście do lotu" tłumaczy Lepistoe. Uważa, że to są właśnie powody, dla których Adam nie stanął w Kanadzie na podium. Skoro Fin wystawił już diagnozę i postanowił przyjechać do Polski, pozostaje mieć nadzieję, że pomoże Adamowi Małyszowi skorygować błędy jak najszybciej - w końcu zbliżają się Mistrzostwa Świata w Libercu.

Co może stanąć na przeszkodzie kontynuacji treningów Małysza z Lepistoe? Wydaje się, że nic, chociaż Fin musi jeszcze porozumieć się z Polskim Związkiem Narciarskim. "Na razie dyskutowałem (...) właściwie tylko z Adamem, jestem też w kontakcie z Łukaszem Kruczkiem, ale rozmawiam z nim o bieżących sprawach, a nie o przyszłości. Teraz pora na ustalenia z PZN. Nie jest na przykład jeszcze przesądzone, czy pojadę z Adamem do Liberca" wyjaśnia trener.

Obawy o współpracę Polaka z Finem są jednak jak najbardziej uzasadnione. Nie tak dawno Apoloniusz Tajner, prezes PZN, przyznał w wywiadzie dla sportowefakty.pl, że Lepistoe popełnił też sporo błędów, prowadząc polską kadrę. "Przeanalizowaliśmy jego sposób szkolenia i uznaliśmy, że był za bardzo ryzykowny" mówi Tajner, nie wyjaśnia jednak, na czym to ryzyko polegało. Można wszakże uznać, że to bez znaczenia - z ryzykiem czy bez, Małysz pod opieką Lepistoe osiągnął dużo więcej, niż trenując z Kruczkiem.