Niewątpliwie kilka rzeczy się rzuca. Przynajmniej mi. Ponumeruję je może dla większej przejrzystości tekstu.
1. Ruch Małysza z wyjazdem do Finlandii wynikał bardziej z desperacji i próby znalezienia antidotum na największy od 10 lat brak formy, niż z pełnego przekonania, że Lepistoe to antidotum posiadywa. To była raczej demonstracja nieufności wobec duetu Tajner-Kruczek, niż zaufania do Fina. Jedno jest pewne: jak już do tego doszło, to jeśli potrzeba było większej ilości jednostek treningowych, to trzeba było je wykonać, a nie wracać do Zakopca i zajmować najgorsze od 1999 roku miejsca w konkursie.

Ja uważam tak. Małysz zrobił dla skoków wystarczająco dużo, żeby nie musieć się liczyć z niczyją, w tym moją, opinią w kwestii sposobów przygotowania formy i samemu decydować, komu ma w tej mierze zaufać. Natomiast każdy ma prawo się do tych posunięć odnieść.

Moim zdaniem sama ucieczka od Kruczka i jego mentora była nad wyraz zasadna. Natomiast kierunek jazdy niekoniecznie. A już rychły powrót na konkursy w Polsce był pomysłem zupełnie poronionym. To samo z treningiem w Ramsau. Trzy dni treningu i do Engelbergu na zawody.

Mam nadzieję, że "spokojny trening z Lepistoe" da jednak finalnie inne efekty niż "spokojny trening z Kruczkiem" w Ramsau i że opowiadanie o przeziębieniu i katarze nie służy jedynie usprawiedliwieniu mającego ciągle miejsce braku jakiejkolwiek formy.

2. Jeśli Małysz ma zdobyć olimpijskie złoto albo przynajmniej medal, to muszą zostać podjęte radykalne środki, żeby temu zadaniu sprostać. Ze zmianą prezesa i trenera włącznie. Obecny wodzirej PZN-u wielokrotnie udowodnił, że myślenie kategoriami interesu polskiego narciarstwa nie bardzo pokrywa się z jego wizją. A trener pokazał (też wielokrotnie), że na piastowane stanowisko się nie nadaje. Wyjściem z sytuacji nie jest też, moim zdaniem, zatrudnienie Lepistoe na stanowisku osobistego trenera Małysza.

3. Przed obecnym sezonem była szansa na kupienie paru trenerów z najwyższej półki. Teraz pewnie te szanse są znacznie mniejsze. Trudno. Trzeba wyciągnąć kasę i wyłożyć na stół. Zrozumcie, ludzie z PZN-u. To ostatnia szansa, aby polski skoczek w ciągu najbliższych 30 lat stanął na olimpijskim podium! Naprawdę wam na tym nie zależy?

I to nie powinien być jeden trener. Również kadra B musi mieć dobrego, europejskiej klasy, szkoleniowca. A jeśli tak, to zmiana na stanowisku trenera kadry B nastąpić MUSI.

4. Sytuacja w peletonie staje się pomału nudna. Loitzl ze Schlierenzauerem mają jednak, jeśli chodzi o formę, dużą przewagę nad resztą. Ammann zaczyna z lekka odstawać. Może być tak, że nie wytrzyma do końca sezonu. To nie jest Małysz sprzed kilku lat, a i przeciwnicy chyba mocniejsi od adamowych. Może dojść do tego, że Szwajcar w swoim niewątpliwie najlepszym sezonie nie zdobędzie żadnego znaczącego trofeum. Turniej Czterech Skoczni już przegrał, Puchar Świata właśnie mu się z rąk wyślizguje (pamiętajmy, że przed nami jeszcze kilka konkursów na mamutach, gdzie Helwet dość sporo, przynajmniej do jednego z konkurentów, straci), a na Mistrzostwach Świata też będzie ciężko. Tym bardziej, że cały czas musi być zaangażowany w walkę o PŚ. Austriaków jest dwóch, więc ta odpowiedzialność inaczej się rozkłada. Ponadto na MŚ szykują specjalnie formę kolejni ich zawodnicy, zawsze gotowi podmienić na fotelu lidera drużyny, nieco być może zmęczonych sezonem, kolegów. A przecież cały czas idzie w górę forma Wasiliewa, Olliego i Niemców (bo przecież nie tylko Schmitt zaczyna dobrze skakać). Jeśli Ammann to mimo wszystko wytrzyma i na MŚ zdobędzie tytuł, to tylko bić brawo. Ale wątpię.

5. Gregor Schlierenzauer z ostatnich czterech konkursów trzy wygrał i raz był drugi. Od czasu, kiedy napisałem o nim artykuł podsumowujący jego dokonania w dniu 19-tych urodzin, minęły dwa tygodnie. W tym okresie zdołał w klasyfikacji zwycięzców konkursów Pucharu Świata wyprzedzić: ze starych mistrzów Bulaua, Koglera i Vettoriego, a z jeszcze skaczących zawodników Japończyków Kasaiego i Funakiego, Słoweńca Peterkę i Fina Hautamaekiego. Ze swoimi 16-ma zwycięstwami, 11-ma drugimi miejscami i 5-ma miejscami trzecimi plasuje się w tej chwili na 10-tej pozycji w tabeli wszechczasów. Ma dokładnie 19 lat i 13 dni! Do znajdujących się tuż przed nim Hannawalda i Widhoelzla brakuje mu dwóch wygranych, do okupującego siódme miejsce Goldbergera kolejnych dwóch. W tej formie Tyrolczyk nie powinien mieć kłopotów z przegonieniem ich jeszcze w tym sezonie, a być może nawet przed Mistrzostwami Świata. Również w klasyfikacji skoczków najczęściej okupujących podium PŚ młody Austriak szybko pnie się w górę. Na dziś, ze swoimi trzydziestoma dwoma obecnościami na podium zajmuje 18-tą pozycję. Do 10-tego Kasaiego brakuje mu równych dziesięciu "pudeł". Wydaje się niemal pewne, że i w tej klasyfikacji Schlierenzauer będzie po sezonie w pierwszej 10-tce.

Choć z tym byciem "niemal pewnym" to różnie jest. Niespełna dwa lata temu, po zakończonym sezonie 2006/2007, byłem przekonany, że wyprzedzenie Nykaenena w tabeli wszechczasów będzie miało miejsce najpóźniej z końcem teraz trwającego sezonu. Tylko jakieś trzęsienie ziemi mogło temu, tak wtedy myślałem, zapobiec. Trzęsienia niby nie było, a Nykaenen dalej jak był, tak jest i będzie na czele, i to znacznie dłużej niż do końca tego sezonu.

Myślę, że jedynie tajnerowskiej polityce dwóch ostatnich lat możemy zawdzięczać to, że zamiast radować się przegonieniem genialnego Fina przez Małysza tej wiosny, przyjdzie nam emocjonować się tym faktem dopiero za kilka dobrych lat. I, niestety, to nie nasz wielki rodak wystąpi w roli głównej.

Prezentowany felieton wyraża wyłącznie subiektywną opinię autora i nie powinien być traktowany jako oficjalne stanowisko redakcji w poruszanej kwestii.