Podczas dzisiejszego konkursu Pucharu Świata na skoczni K185 Kulm oglądaliśmy dalekie loty. Szczególne wrażenie robi wyczyn Gregora Schlierenzauera, który lądując na 215,5 m, ustanowił nowy rekord obiektu i wygrał konkurs, choć do Simona Ammanna tracił po pierwszej serii ponad 10 punktów.
Ammann nie szczędził słów krytyki dla kierownictwa zawodów, które zdecydowało się na podniesienie rozbiegu na drugą serię konkursu. Decyzję taką podjęto mimo faktu, że w pierwszej serii właśnie Szwajcar przekroczył punkt HS skoczni aż o 7,5 metra.

Odległość HS oznacza, do jakiej strefy lądowanie po skoku uważa się za bezpieczne. Regulamin FISu mówi, że w razie przekroczenia przez zawodnika punktu HS jury zawodów ma obowiązek zebrać się i ocenić sytuację. Czasami zdarza się, że konkurs zostaje wstrzymany, a następnie rozpoczęty z krótszego rozbiegu - tym razem jury podjęło zupełnie odwrotną decyzję.

"To nienormalne, że rozbieg wydłuża się, choć punkt HS został przekroczony" powiedział po konkursie Ammann. "Przecież nasze bezpieczeństwo też powinno się brać pod uwagę."

Gregor Schlierenzauer swój nadzwyczaj długi skok ustał z wyraźnymi problemami i na pewno nie obyło się bez bólu, co zobaczyć można było także w telewizji. Stanem bohatera dnia był zaniepokojony także Walter Hofer, bezpośrednio odpowiadający za wszystkie decyzje podejmowane podczas konkursu.

O zbyt wysokim ustawianiu rozbiegu w zawodach skoków narciarskich mówi się od wielu lat, jednak wciąż i wciąż mamy nieszczęście oglądać absurdy, gdy kosztem zdrowia skoczków usiłuje się podnieść widowiskowość już i tak niezwykle emocjonującej dyscypliny. Loty narciarskie per se są dla zawodników obciążeniem i obok pozytywnych doznań duchowych dostarczają prozaicznych dolegliwości bólowych. Są poza tym bardziej ryzykowne niż skoki na skoczniach mniejszych, zatem tym większe środki ostrożności powinny być zastosowane podczas zawodów przeprowadzanych na mamutach.

Dlaczego więc dzieje się inaczej? Wszyscy mamy w pamięci kończący sezon 2004/2005 konkurs w Planicy, kiedy Janne Ahonen cudem wyszedł cało z poważnego i dramatycznego upadku po zbyt długim skoku. Dzisiejszy lot Schlieriego mógł się zakończyć podobnie. Ile podobnych, niebezpiecznych lotów obejrzymy jeszcze w przyszłości? Rzeczą zupełnie zrozumiałą wydaje się pogoń za rekordem i dążenie do coraz lepszych wyników, jednak czy nie zbyt wysoką ceną są igraszki z życiem skoczków i pozbawianie ich szansy na wyrównaną, bezpieczną walkę? Wiemy, że skoczek, który wychodząc z progu ma zbyt dużą prędkość, albo zmusi się do skrócenia skoku, albo poleci możliwie najdalej, narażając się na kontuzję. Odpowiedź na pytanie, czy są to zasady fair play, jest oczywista.

Miejmy nadzieję, że przynajmniej podczas jutrzejszych zawodów na Kulmie kierownictwo spisze się lepiej i głównym priorytetem będzie dlań bezpieczeństwo skoczków - jak powinno być zawsze.