Długo zastanawiałam się nad napisaniem tego artykułu. Chciałabym być bowiem absolutnie szczera z kibicami i obiektywna za razem. Mam możliwość przekazania Czytelnikom, co mnie irytuje i smuci, nie tylko jako dziennikarkę, nawet nie jako zapamiętałą miłośniczkę skoków, lecz przede wszystkim jako Polkę. Od kilku miesięcy mam bowiem wrażenie, że jestem uczestnikiem tragikomicznego spektaklu, którego fabuła jest mdła i banalna. Zacznijmy jednak od początku.
Pierwszy raz prawdziwie odczułam stałość pewnych zjawisk zachodzących w Polskim Związku Narciarskim w chwili, gdy trener Hannu Lepistoe został odprawiony z powodu nieefektywności, a Apoloniusz Tajner zapragnął dać szansę młodemu trenerowi. Początkowo uznałam to za jakieś niedomówienie i zwyczajny żart. Szybko okazało się, jak bardzo się myliłam. Nie dość, że PZN zachował się w całej tej sytuacji nietaktownie i nieelegancko, to jeszcze oddał kadrę narodową w ręce młodego trenera, który dotychczas nie odnotował większych sukcesów.

Doskonale pamiętam reakcje tysięcy kibiców: ich oburzenie, zwątpienie i niedowierzanie. Wszyscy chcieliśmy wtedy wierzyć, że młody szkoleniowiec coś zmieni; chcieliśmy wierzyć, bo nie pozostawiono nam innego wyboru. Polscy specjaliści ze świata skoków zachwalali nowego trenera, a ja ciągle nie mogłam uwierzyć, że tak bezpardonowo usunięto doświadczonego i doskonałego Fina.

Przypomniały mi się wtedy słowa Heinza Kuttina, który stwierdził swego czasu, że współczuje każdemu zagranicznemu trenerowi pracującemu z polskimi skoczkami. Następnie ogarnęło mnie przeczucie, że nie będziemy mieli już nikogo lepszego niż Lepistoe. Postanowiłam jednak nie wyciągać wniosków, zanim nie zobaczę rezultatów pracy nowego szkoleniowca. Dziś mamy styczeń, myślę więc, że czekałam dość długo. Nie zamierzam domagać się zwolnienia Łukasza Kruczka, chcę jedynie przedstawić swój punkt widzenia.

Niestety, nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona tym, co widzę. Nie jestem nawet zadowolona. Hannu Lepistoe nieco zdynamizował polskie skoki, zobaczyliśmy nowych i młodych zawodników. Pojawiła się szansa na dobre wyniki, coś jednak nie zadziałało jak należy. Łukasz Kruczek tego nie naprawił. Co więcej, odnoszę wrażenie, że nasi młodzi zawodnicy nieco podupadli pod jego skrzydłami. Nie zyskali większej pewności siebie. Nastąpiła stagnacja, która w chwili obecnej nie rokuje poprawy.

Teraz, kiedy zniecierpliwienie obserwatorów i kibiców sięga zenitu, Adam Małysz wylatuje na jakiś czas do Lahti. Ma trenować pod okiem tego, któremu podziękowano tego lata za pracę z polskimi skoczkami. PZN zastrzega oczywiście, że to jest forma konsultacji, ja jednak mam wrażenie, iż cała ta sytuacja to wynik pata, jaki nastąpił w skokach narciarskich w naszym kraju. Przeciętny obserwator dostrzeże w tym wyjeździe z pewnością szczyptę komizmu, nie zamierzam temu zaprzeczać.

Co w tej całej sytuacji myśli prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner? Utrzymuje, że jest zadowolony z pracy Łukasza Kruczka i z całą pewnością nie planuje zmieniać trenera kadry. Twierdzi, że wyjazd Małysza do Lahti wywołany został tym, że skoczek potrzebuje autorytetu, którym z całą pewnością jest Hannu Lepistoe. Zastanawiać może tylko jedno. Skoro ten sam fiński szkoleniowiec jeszcze kilka miesięcy temu był nieefektywny, cóż się zdarzyło, że teraz może pomóc Adamowi? Doprawdy, trudno mi ocenić, czy zaistniała sytuacja jest bardziej tragiczna, czy komiczna.

Ocenę pozostawiam Wam, Drodzy Czytelnicy. Mnie pozostaje jedynie wierzyć, z niemal już dziecinną naiwnością, że odpowiedzialni za tą sytuację ludzie podejmą wreszcie jakieś konstruktywne działania.