Czy rozpoczynający się dzisiaj 57. Turniej Czterech Skoczni będzie kontynuacją szwajcarsko-austriackiego pojedynku o zwycięstwo? Wiadome jest, że również zawodnicy innych narodowości zacierają przed Turniejem ręce.
W tegorocznym Pucharze Świata Simon Ammann ma cztery zwycięstwa, zaś w pozostałych konkursach tylko raz nie stanął na podium - jest wyraźnym liderem. Czuje na sobie jednak oddech Gregora Schlierenzauera, który tej zimy zanotował już dwa zwycięstwa, a na podium stawał sześciokrotnie. Kilka lat temu podczas Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City trwała zawzięta walka między Adamem Małyszem a Svenem Hannawaldem, których pogodził właśnie Simon Ammann - a jego zwycięstwa mało kto mógł się spodziewać. Czy i tym razem pojawi się ten trzeci?

Pretendentów nie brakuje. Z pewnością zawalczą Wolfgang Loitzl, który świetnie sobie poczyna od początku tego sezonu. Podobnie dobrą passę ma fiński młody wilczek - Ville Larinto, nie odpuści także jego rodak Harri Olli. Nie ma co wymieniać tych, którzy wesprą Schlierenzauera i Loitzla - pozostałych reprezentantów bogatej kadry Austrii. Miejsce w pierwszej dziesiątce PŚ trzyma sobie Martin Schmitt. Na najwyższym stopniu podium zdarzyło nam się także oglądać Japończyka Fumihisę Yumoto, ale zdaje się na razie, że był to tylko przebłysk. Coraz lepiej radzą sobie Norwegowie i nie można ich lekceważyć. Polscy kibice na pewno chcieliby, aby ich rodacy odegrali znaczącą rolę w Turnieju.

Nadchodzące zmagania mają specyficzny charakter: wymagają nie dwóch, a ośmiu dobrych, powtarzalnych skoków. Obecny w nich system KO do tradycyjnej rywalizacji dokłada jeszcze walkę między poszczególnymi duetami. Każda chwila nerwów, delikatne zachwianie przy lądowaniu, to wszystko może zaprzepaścić szansę na lepszy wynik... Początek emocji już wieczorem podczas konkursu na skoczni Schattenberg.