Wyniki Adama Małysza odbiegają od tego, do czego najlepszy polski skoczek przyzwyczaił nas przez te wszystkie lata – podczas ostatnich zawodów w Engelbergu, mimo wcześniejszej przerwy w startach, Małysz zajmował odległe miejsca w 2. i 3. dziesiątce. O słabszej dyspozycji Orła z Wisły opowiada Jan Szturc.
„Nie wygląda to dobrze. Wieści, które dobiegały z Ramsau, gdzie kadra A spędziła ostatnie dni, były dość optymistyczne. W Engelbergu okazało się, że Adam zrobił postęp, ale bardzo mały. Tak jak reszta zawodników wciąż popełnia błędy na progu. W momencie odbicia za bardzo rzuca się do przodu. Nogi zostają z tyłu i nie ma już jak odbić się od progu z pełną mocą. Mówiąc obrazowo, to od nóg powinna zacząć się cała zabawa, a u Adama nogi są na końcu” wyjaśnia Szturc. Przyznaje też, że nie może teraz pomóc Małyszowi, gdyż w Polsce nie ma do tego warunków. „Nawet gdybym chciał potrenować z Adamem na jakiejś małej skoczni, nie byłoby gdzie, bo w Wiśle jest zielono”.

Szturc uważa także, że jeśli wyniki Adama nie poprawią się do Turnieju Czterech Skoczni, konieczna będzie dłuższa przerwa w startach i przygotowania tylko pod kątem Mistrzostw Świata w Libercu.

Nadzieją na zwyżkę formy mają być sukcesy Martina Schmitta i rewelacyjnego w tym sezonie Simona Ammana - bo przecież oni też mieli kilka słabszych lat, wątpliwości co do dalszej kariery, a jednak znowu rywalizują z najlepszymi, znowu się liczą. Tego pozostaje nam życzyć Adamowi Małyszowi.