Wczoraj na dobre rozpoczął się sezon skoków narciarskich. Ekipa norweska, przyzwyczajona do znakomitych wyników, miała jedynie dwóch przedstawicieli w finałowej trzydziestce, konkurs drużynowy zakończyła zaś na słabym, piątym miejscu.
Jak stwierdzono w norweskim dzienniku "Dagbladet", jedynym światełkiem nadziei tego dnia był Anders Bardal, który po pierwszej serii był dwudziesty, w drugiej zaś, dzięki znakomitemu - najdłuższemu - skokowi na 137 metrów, przesunął się o 15 pozycji. "Jestem zadowolony z dzisiejszego wyniku, zwłaszcza z drugiej serii" powiedział Bardal po konkursie. Drugim i zarazem ostatnim Norwegiem w finałowej trzydziestce był Roar Ljoekelsoey, który zakończył zawody na 23.miejscu.

"Nie przypominam sobie, byśmy osiągnęli tak słabe wyniki" skomentował konkurs trener ekipy, Mika Kojonkoski. "Mówiąc prawdę, nie mam żadnego oczywistego wytłumaczenia, dlaczego tak się stało. Nie było tak, jak być powinno. Chłopcy nie byli rozluźnieni podczas konkursu, w ich głowach roiło się zbyt dużo myśli".

Norweski dziennik przypomina także, iż drużyna norweska od konkursu w Lahti w 2007 roku nie przegrała żadnego konkursu drużynowego, zawody sobotnie zaś były ponownym spadkiem. Roar Ljoekelsoey, Kenneth Gangnes, Anders Bardal oraz Anders Jacobsen osiągnęli jedynie piąte miejsce, które dało im 466,8 punktów - ponad 70 mniej, niż mieli zwycięzcy z Finlandii. "Nie, to zwyczajnie nie był nasz dzień. Dwa konkursy jednego dnia, to z drugiej strony głupota" zauważył na zakończenie Anders Bardal.