Fenomen skoków narciarskich to nie tylko Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer czy Adam Małysz. To nie tylko skoki po 239 metrów i bicie rekordu za rekordem.
To także zawodnicy, którzy dopiero walczą o światową sławę i splendor, ale którzy zasługują na nie mniejszą uwagę, niż gwiazdy "skokowego firmamentu". To także zawodnicy startujący w w ogóle niepopularnym u nas Pucharze Kontynentalnym czy juniorzy. A tych skoczków jest kilkakrotnie więcej, niż tych regularnie skaczących w Pucharze Świata. To tacy zawodnicy jak reprezentanci Holandii, Estonii, Węgier czy nawet Stanów Zjednoczonych. Skoczkowie całkiem nieznani szerszej publiczności, lecz osiągający już nie małe sukcesy.

To właśnie Ci zawodnicy pokazują, o co tak naprawdę chodzi w sporcie, nie trzeba być bowiem otoczonym wianuszkiem wiernych fanów, by czerpać ze sportu zadowolenie i satysfakcję.

W kilku następnych wywiadach z serii chciałabym przedstawić sylwetki niekoniecznie znanych i popularnych zawodników, którzy jednak za kilka lat z pewnością, w co sami mocno wierzą, będą skakać w Pucharze Świata i tam święcić sukcesy.

I choć wiem, że moje wywiady nie wszystkim czytelnikom przypadną do gustu, mam nadzieję, że przynajmniej część z was je przeczyta i w ten sposób pokaże, że jest prawdziwym fanem skoków narciarskich. Zapraszam więc do lektury.

Wywiad przeprowadziła Katarzyna Iskierka

Od czasów, kiedy ze skakania zrezygnował Alan Alborn oraz Clint Jones a Corby Fisher powiedział, że nie widzi sensu trenowania Amerykanów, bo to się najzwyczajniej "mija z celem", u Amerykanów nie działo się najlepiej. Nawet Związek przestał inwestować w tą dyscyplinę sportu.
I choć pewnie nikomu, a przynajmniej niewielkiej ilości z was przyjdzie do głowy ktoś godny uwagi, reprezentujący Stany Zjednoczone, to tacy zawodnicy są. I radzą sobie całkiem nieźle.
Takim zawodnikiem z pewnością jest Anders Johnson, jeszcze junior, który jednak swoim uporem godnym podziwu i zamiłowaniem do tej dyscypliny powinien wzbudzać szacunek każdego miłośnika skoków.

Skokinarciarskie.pl: Na początek powiedz mi coś o sobie. Jakieś podstawowe fakty.

Anders Johnson: No więc mam 19 lat, mam starszą siostrę, Alissę, ona też skacze. Mój tata był kiedyś trenerem amerykańskiej drużyny skoków i kombinacji norweskiej. Swoją przygodę ze skokami zacząłem wcześnie, bardzo wcześnie, właściwie to miałem wtedy chyba trzy lata.

Skokinarciarskie.pl: Czyli skoki to nie przypadek, tylko rodzinna tradycja?

A.J.: Tak, jak już powiedziałem, mój tata był trenerem. I kiedy na miejscu, w Park City otworzyli klub skoków, tata pomyślał, że może by nam się to spodobało. I oczywiście spodobało. Pokochałem ten sport od pierwszego dnia. Nie ma czegoś, czego bym nie lubił w tej dyscyplinie, więc to chyba nie był przypadek.

Skokinarciarskie.pl: A co robisz poza skokami? Chodzisz jeszcze do szkoły?

A.J.: Szkołę skończyłem rok temu, i na razie zrobiłem sobie przerwę. Chcę ten czas poświęcić trenowaniu. Ale tego lata znowu wracam do szkoły, ale w Salt Lake City.

Skokinarciarskie.pl: Jesteś jeszcze bardzo młody, a już większość czasu spędzasz poza domem. Nie brakuje ci rodzinnej atmosfery i przyjaciół?

A.J.: Kiedy jestem daleko, czasami mi ich brakuje. Ale wiem, że jak wrócę to znowu będę ich miał dla siebie. A jak już wspomniałem, nie chodzę teraz do szkoły, więc to całe podróżowanie jest znacznie łatwiejsze, kiedy nie mam na głowie prac domowych i sprawdzianów.

Skokinarciarskie.pl: A masz jakieś inne talenty?

A.J.: Chciałbym... (śmiech) ale chyba nie, przynajmniej nic mi nie przychodzi do głowy.

Skokinarciarskie.pl: Wracając do skoków. Masz jakiegoś idola?

A.J.: (śmiech) Mam chyba zbyt wielu idoli. Ale jak byłem mały to pamiętam, że chciałem być jak Janne Ahonen.

Skokinarciarskie.pl: A jakie masz założenia na swoją karierę, co chcesz osiągnąć szczególnie?

A.J.: Chyba to co wszyscy sportowcy. Chcę kiedyś stać na najwyższym stopniu podium podczas Olimpiady i słuchać hymnu, który będzie grał dla mnie.

Skokinarciarskie.pl: A jakie są twoje pierwsze skojarzenia ze skokami, pierwsze wspomnienia?

A.J.: Jak mój tata zabiera mnie na gniazdo trenerskie podczas treningów. Byłem wtedy jeszcze strasznie mały i to było na starej skoczni w Park City.

Skokinarciarskie.pl: No właśnie a mama się o Ciebie nie boi?

A.J.: Nie, już nie. Skaczę już tyle lat, że chyba do tego przywykła. Zresztą jak tylko może, to przychodzi oglądać mnie i moją siostrę jak trenujemy.

Skokinarciarskie.pl: A skoki to dla Ciebie przygoda, takie szaleństwo czy traktujesz to poważnie?

A.J.: Ogólnie jestem osobą dość szaloną, wiem jak się dobrze bawić, ale też wiem kiedy trzeba być poważnym. A skoki traktuję raczej poważnie.

Skokinarciarskie.pl: A masz takie momenty, kiedy myślisz sobie "to nie ma sensu, daję sobie spokój"?

A.J.: Kiedy pod rząd masz 50 dni i każdy skok jest do niczego, to chyba nieuniknione. Myślę sobie "to wszystko jest do bani, po co miałbym chcieć wracać i próbować od nowa skoro nie wychodzi". A potem skoki wychodzą, i znowu warto się starać.

Skokinarciarskie.pl: Gratulacje. Ostatnio zdobyłeś tytuł Mistrza USA. Miłe uczucie?

A.J.: Bardzo miłe. Do tej pory nigdy mi nie wychodziło na mistrzostwach, więc w końcu fajnie że oddałem na tyle dobre skoki, żeby wygrać.

Skokinarciarskie.pl: A jak radzisz sobie ze stresem przed konkursem?

A.J.: Kiedy byłem młodszy strasznie przeżywałem każdy skok. Teraz mi już przeszło. Czasami tylko za bardzo chcę, i wtedy nie wychodzi w ogóle. Ale na dużych imprezach staram się po porostu skakać dobrze.

Skokinarciarskie.pl: No dobra. Ale uważany jesteś za najbardziej utalentowanego Amerykanina...

A.J.: Nie do końca się z tym zgodzę. Powiedziałbym, że raczej jestem najbardziej doświadczonym. Wszyscy jesteśmy bardzo młodzi. Związek przestał finansować skoki jakieś dwa lata temu, bo stwierdzili, że skoki "są konkurencją dla innych dyscyplin, a nie przynoszą rezultatów". Więc teraz wszyscy pracujemy tak ciężko, jak możemy, chcąc im udowodnić, że się mylili. Uważam, że cała drużyna ma talent, tylko że jesteśmy jeszcze niedoświadczeni. Za kilka lat Chris Lamb, Nick Alexander, Nick Fairall, i Buck Bailey udowodnią, że stać ich na 10 w Pucharze Kontynentalnym a potem zobaczymy...



Skokinarciarskie.pl: No właśnie, jesteś najbardziej doświadczony. Czy koledzy proszą Cię czasem o radę?

A.J.: Czasem tak, ale to takie dziwne, bo jesteśmy w tym samym wieku. Ale staram się, jak mogę, jestem chyba liderem, jeśli o to chodzi...

Skokinarciarskie.pl: Wszyscy jesteście jeszcze juniorami, nie brakuje Ci czasem autorytetu starszego zawodnika?

A.J.: Brakuje. Do tej pory jeździłem z Alanem Albornem i Clintem Jonsem, i byłem zawsze najmłodszy. Bardzo mi tego brakuje, tworzyliśmy całkiem zgraną paczkę. Niestety oni nie znaleźli już motywacji do treningów. Ale spotykam ich dość często, w klubie w Park City, gdzie są trenerami. Czasami trenuję z nimi, co jest całkiem pomocne, zwłaszcza, że dzielą się ze mną swoimi doświadczeniami.

Skokinarciarskie.pl: A postawa Clinta i Alana nie rozczarowuje Cię? Czy może, właśnie na odwrót, jest łatwiej bo nikt na was nie naciska?

A.J.: Jest ciężko. Nie chcę być pesymistą, ale ogólnie rzecz ujmując, wszyscy nas zostawili- związek, trenerzy a nawet zawodnicy. Ale Ci którzy zostali, nie są zwykłymi skoczkami. Wydaje mi się, że jesteśmy wyjątkowi, bo kochamy ten sport i robimy to z miłości. I chcielibyśmy odnieść sukces i udowodnić wszystkim, że chcieć to móc. Z drugiej strony, tak jak mówisz, jest łatwiej, bo nie czujemy żadnej presji.

Skokinarciarskie.pl: Powiedziałeś, że tworzyłeś zgraną paczkę z Alanem i Clintem. A nowi koledzy, nie "zgraliście" się jeszcze?

A.J.: Nie, nie o to mi chodziło. Spędzamy ze sobą strasznie dużo czasu, i w pewnych momentach po prostu nie możemy na siebie patrzeć (śmiech)! Ale to chyba normalne. Jakbym chciał o nich teraz opowiadać to chyba nikt by tego nie przeczytał, takie by to było długie i nudne.

Skokinarciarskie.pl: A jak jest z popularności skoków w Stanach. Chyba nie narzekasz na nadmiar fanek?

A.J.: Raczej nie (śmiech). Znam ludzi mieszkających w Park City od urodzenia, którzy codziennie mijają skocznie, a kiedy im mówię, że jestem skoczkiem narciarskim, to się na mnie dziwnie patrzą i pytają co to takiego. Niewiele jest osób, które wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. W Europie to co innego. Tutaj wszystkie konkursy są w telewizji i macie tyle skoczni. Jak byłem mały, i tutaj przyjeżdżałem zawsze byłem zafascynowany wszystkim co się tutaj dzieje wokół skoków. My tego nie mamy, więc zawsze uważałem że to jest po prostu super.

Skokinarciarskie.pl: Podczas Mistrzostw Świata Juniorów w Zakopanem pokazałeś się, z bardzo dobrej strony (Anders zajął 17 miejsc- przyp. red.). Zresztą wywalczyliście 8 miejsce w konkursie drużynowym...

A.J.: Szczerze mówiąc, to wsyscy byliśmy rozczarowani konkursem indywidualnym, ja też. Moim celem było zmieścić się w 15, a dwa miejsca dalej trochę mnie rozczarowały. W tym konkursie nie wystąpiliśmy, tak jak chcieliśmy. Ale konkurs drużynowy to już całkiem inna sprawa, wszyscy skakali znacznie lepiej, no i w efekcie jesteśmy bardzo zadowoleni z wyniku. Na mistrzostwa jechaliśmy z zamiarem zmieszczenia się w ósemce, więc to była nasza nagroda na koniec sezonu.

Skokinarciarskie.pl: A miałeś taki konkurs kiedy wszystko poszło nie tak?

A.J.: Brotterode... (śmiech) Tam wszystko poszło nie tak. Ale w sumie zająłem tam najwyższą lokatę, więc może nie było aż tak źle.. W każdym razie byliśmy tam przez 10 dni, podczas których udało mi się tylko trzy razy... A jeśli nie byłaś w Brotterode, to Ci powiem, że tam nie ma za dużo do robienia w wolnym czasie...

Skokinarciarskie.pl: Ostatnie pytanie. Jakie są Twoje plany na następne kilka miesięcy? Zobaczymy Cię podczas Letniego Grand Prix?

A.J.: W tym momencie pakuję swoje walizki i jadę na wakacje do Meksyku. Jochen (Danneberg, trener drużyny USA- przyp. red.) przyjechał do nas już w zeszłym tygodniu, także przygotowania do sezonu letniego już zaczęliśmy. Na początku czerwca wracamy do Europy żeby tam poskakać. W lecie weźmiemy udział chyba w większości konkursów Pucharu Kontynentalnego, na Letnim Grand Prix zagościmy najprawdopodobniej w Klingenthal, Libercu i Hakubie.

Skokinarciarskie.pl: Dziękuję Ci bardzo i życzę wytrwałości

A.J.: Nie ma za co. Dzięki!