Wczoraj do opinii publicznej dotarła informacja, iż Polski Związek Narciarski nie przedłuży kontraktu z fińskim szkoleniowcem Hannu Lepistoe, natychmiast pojawiły się także nazwiska jego ewentualnych zastępców. Należy jednak przyjrzeć się całej sytuacji z nieco innego, być może dla wielu działaczy niewygodnego punktu widzenia. Czy istotnie chodzi o to, by wygrała oferta najlepsza? Czy raczej taka, na którą PZN będzie miał wpływ.
Na początek przyjrzyjmy się sytuacji w jakiej znajduje się nowo powołany szkoleniowiec. Wydawać by się mogło, że wystarczy być świetnym trenerem, aby mieć na stworzenie zgranej drużyny więcej niż dwa sezony. Zdecydowanie nie wystarczy być tylko trenerem, trzeba być kimś więcej. Przede wszystkim trzeba mieć silną psychikę, trener Heinz Kuttin kilkakrotnie powtarzał "Współczuję każdemu zagranicznemu trenerowi polskich skoczków. Tutaj presja jest tak wielka, że nie da się pracować". W obecnej sytuacji nie można nie przyznać racji austriackiemu szkoleniowcowi.

Załóżmy więc, że mamy trenera cudotwórcę, a także zrozumieliśmy, że wyniki nie rodzą się z niczego i oddaliśmy wszystkie możliwe środki by wesprzeć szkoleniowca. Czegoś jednak brakuje. Czego? Czasu i zaufania. Jeśli jest w Polsce jeszcze ktoś, kto naprawdę wierzy że w naszych realiach można stworzyć jednolitą drużynę w dwa sezony, muszę zaprzeczyć. Niedopuszczalne jest, by ktokolwiek ingerował w wizję trenerską. Dobry trener to taki, którego się w żaden sposób nie ogranicza. W tym wypadku słuszne wydają się być zapatrywania PZN, by zatrudnić szkoleniowca z Polski, z pewnością był by mniej wymagający niż jakikolwiek inny zagraniczny kandydat.

Czy jednak skorzystanie z najłatwiejszego wyjścia będzie dobrym pomysłem? Zauważmy, że tak naprawdę, przez ciągłe zmiany na stanowisku trenerskim nie mamy jednolitej drużyny. Zamiast w spokoju i z determinacją realizować wizję jednego szkoleniowca, systematycznie miotamy się między kolejnymi kandydatami na posadę rzekomego cudotwórcy.

Tracą na tym jednak zawodnicy, bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że jeśli taki stan rzeczy się utrzyma to nie wypracujemy dobrej formy choćby jednego z nich. Spójrzmy na ten problem z jeszcze innej perspektywy, bardziej międzynarodowej. Jeśli PZN nie zmieni swojej polityki, wkrótce Polska kadra może zacząć kojarzyć się nie z wyzwaniem dla czołowych trenerów, lecz z kiepskim straszakiem. W tej sytuacji zrozumiałe jest oburzenie kibiców wynikające z decyzji działaczy. To smutne, że nie potrafiliśmy docenić możliwości tego niezwykle wykwalifikowanego i doświadczonego szkoleniowca. Wielu pyta czy może pojawić się ktoś lepszy od trenera Leoistoe, szczerze w to wątpię. Nie zapominajmy, że nie jesteśmy jeszcze na dnie, jednak ostatnie działania PZN sukcesywnie Nas do niego przybliżają. Wypada wierzyć, że ktoś wreszcie powstrzyma tą spiralę. Z całą pewnością nie zrobi tego żaden polski szkoleniowiec.