Norweskich skoczków z pewnością można uznać za największych przegranych zakończonych Mistrzostw Świata w Lotach. Nie zdołali obronić żadnego tytułu mistrzowskiego, pomimo że z Willingen wyjechali jako główni pretendenci do złotych medali. Po raz kolejny okazało się jednak, że sport rządzi się swoimi prawami, trudnymi do przewidzenia nawet dla znawców dyscypliny.
Po pierwszym dniu zmagań wszystko zapowiadało, że królem lotów pozostanie Norweg. Tym razem ten zaszczytny tytuł mógł należeć do rekordzisty w długości lotu, Bjoerna Einara Romoerena, który prowadził przed Austriakami. Drugi dzień rywalizacji przyniósł gorzkie rozczarowanie - już w skoku próbnym uwidoczniły się błędy na progu, które uniemożliwiły dalekie loty. "Od początku czułem, że nie skaczę wystarczająco dobrze. Pierwszego dnia inni skakali po prostu gorzej, dzięki czemu mogło się wydawać, że ja skaczę bardzo dobrze" tłumaczył Bjoern Einar. "Jak tylko opuściłem belkę, czułem, że nie jestem w stanie wygrać, nie miałem właściwej pozycji dojazdowej, nie kontrolowałem wszystkiego. Niestety, mam z tym problemy przez cały sezon." Słowa zawodnika potwierdził zawiedziony trener, Mika Kojonkoski: "Przez cały sezon pracowaliśmy nad wyeliminowaniem błędów podczas najazdu na próg. W piątek udało mu się ich nie popełniać, niestety w sobotę wszystko się popsuło."

W końcowej klasyfikacji Romoeren stracił miejsce na podium i uplasował się na czwartej pozycji. Anders Jacobsen był 11-ty, Tom Hilde 14-ty, Anders Bardal 19-ty. Obrońca tytułu, Roar Ljoekelsoey, odpadł z rywalizacji po pierwszej serii, zajmując 32-gą lokatę.

Również niedzielny konkurs nie poprawił nastrojów w drużynie. Brązowy medal z pewnością nie był tym, o którym marzyli zdobywcy tytułów mistrzowskich z Bad Mittendorf i Planicy. Za ten wynik najbardziej czuł się odpowiedzialny Anders Bardal, który lądował najbliżej z norweskich skoczków - Bardal w konkursie osiągnął zaledwie 177 i 183 m, mimo że w serii próbnej udało mu się pokonać granicę 200 m. Po swoim drugim skoku dał upust emocjom i uronił kilka łez. "Czuję, że zawiodłem. Nie zrobiłem tego, co do mnie należało. Chociaż wiem, że ogólnie jako drużyna też nie spisaliśmy się najlepiej", mówił rozczarowany Anders.

Innego zdania są jego koledzy z drużyny. "Anders musi otworzyć oczy i wtedy zobaczy, że my wszyscy dzisiaj zawiedliśmy, po prostu nasze skoki nie były wystarczająco dobre - za wyjątkiem drugiego skoku Toma. Żaden z nas nie zrobił tego, co należało, aby zdobyć złoto" powiedział Romoeren. Podobnej myśli był Mika Kojonkoski: "Anders [Bardal] jest bardzo wrażliwy. Wciąż się uczy, jak radzić sobie z presją i jak oddawać skoki na swoim optymalnym poziomie. Musi zapominać o rozczarowaniach z poprzedniego dnia, bo następnego wszystko zaczyna się od początku i trzeba zrobić wszystko, aby było lepiej. Ja jestem zadowolony z jego występu, nie powinien się tak przejmować."

"Zgubiliśmy coś w piątek" kontynuuje Kojonkoski. "Chłopcy zaczęli za mocno chcieć i próbować coś poprawiać. Tym samym stracili luz, a ciśnienie okazało się dla nich za duże." Słowa trenera potwierdza Anders Jacobsen, który zdobył swój drugi tytuł drużynowy: " Musimy skakać bardziej na luzie. W piątek i sobotę bardzo się tym wszystkim przejmowaliśmy, co spowodowało, że potem nasze skoki nie były tak dalekie, jak powinny." Spytany o komentarz do imprezy, Jacobsen powiedział: "Trudno podsumować te mistrzostwa - z jednej strony brąz nie jest taki zły, jednak nie zrobiliśmy wszystkiego, abyśmy mogli czuć się zadowoleni."