Gdy dziewiętnastoletnia Daniela Iraschko stawała na rozbiegu mamuciej skoczni w Bad Mitterndorf, myślała zapewne tylko o tym, że za chwilę spełni swe wielkie marzenie. Mniej chyba zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkie poruszenie wywoła swoim lotem. Rzeczywiście - po słynnym dwustumetrowym skoku Danieli w światku skoków narciarskich porządnie zawrzało. Oto bowiem nie można było już ukryć faktu, że chęć skakania na nartach objawia się w równym stopniu u obu płci i że pomimo różnych nieszczęśliwych uwarunkowań społecznych, kobieta jest w stanie dolecieć na nartach do linii dwustu metrów. Nawet najzagorzalsi przeciwnicy równouprawnienia, zarówno ci, którzy uważają kobiety za słabe i rachityczne stworzonka, jak i ci, którzy po prostu nie potrafią uznać czyjegoś sukcesu ("z taką prędkością nawet worek ziemniaków by tyle poleciał"), musieli jakoś pogodzić się z faktem, że kobieta posiadła wystarczające umiejętności techniczne, by takowy skok porządnie wykonać i go - co najważniejsze - ustać.
Szczególnie jednak zawrzało w Norwegii. Bowiem to właśnie Norweżka, osiemnastoletnia Anette Sagen jest aktualnie liderką kobiecego "Pucharu Świata". Jak na razie wygrała trzy z czterech oficjalnych konkursów, w czwartym zajęła drugie miejsce właśnie za Iraschko. Anette jest teraz w życiowej formie. Przeskakuje rywalki średnio o 10 metrów, w zeszłym tygodniu skokiem na 121 metrów pobiła kobiecy rekord Holmenkollen. Skok Danieli zbiegł się akurat ze złotym medalem Sagen w Europejskich Igrzyskach Młodzieży w Słowenii. W licznych wywiadach Norweżka mówi: "Nigdy nie byłam w lepszej formie niż w tym sezonie!". Iraschko oraz inna Austriaczka Eva Ganster miały obiecany start na mamucie już jesienią. Sagen czuje wielki żal do organizatorów lotów narciarskich, że dziewczętom tak ciężko jest załatwić start na skoczni mamuciej. "Jest wiele skaczących dziewcząt, których umiejętności nie są jeszcze zbyt imponujące, ale nie rozumiem, dlaczego nie docenia się osiągnięć tych najlepszych" - zastanawia się Anette. "Pięć najlepszych dziewczyn w danym sezonie powinno mieć prawo startu na mamucie w Planicy"- twierdzi Norweżka.

Tymczasem jak grom z jasnego nieba spadła niepokojąca wiadomość. FIS przedstawił Norweskiemu Związkowi Narciarskiemu wytyczne, by rozdzielać Puchary Kontynentalne i Puchary Świata od konkursów kobiecych. Oficjalnie podano, że organizacja konkursów kobiecych bardzo podnosi koszty całego przedsięwzięcia. Nieoficjalnie wiadomo, iż FIS uważa, że kobiece zawody niepotrzebnie odwracają uwagę od konkursów męskich, które są dla FIS żyłą złota. Postanowiono zatem, że tradycyjny konkurs na Holmenkollen odbędzie się bez udziału kobiet, które startowały tam przez trzy ostatnie sezony. Rozczarowanie i frustracja dziewcząt sięgnęły zenitu. "Holmenkollen to takie nasze okno na świat" - mówi osiemnastoletnia zawodniczka norweska Line Jahr - "Dzięki niemu ludzie mogą zobaczyć, że kobiety też skaczą. Dzięki niemu dziewczynki zgłaszają się do klubów, bo widzą, że to nie tylko czysto męski sport." Na dodatek przewodniczący komisji FIS do spraw skoków narciarskich, Torbjoern Yggeseth wsławił się wypowiedzią: "Dziewczęta powinny rywalizować na skoczniach 90 i 70-metrowych. Holmenkollen jest dla nich za duże". Yggeseth udzielił także dobrej rady Anette Sagen: "jeśli chce skakać na mamucie, to niech pojedzie do Planicy i zgłosi się na przedskoczka. Myślę jednak, że żadne jury nie zgodzi się na to, by kobieta "przedskoczkowała" na skoczni mamuciej". Nie tylko na mamuciej zresztą. Organizatorzy grudniowego PŚ w Trondheim odesłali Anette - najlepszej skoczce na świecie w tym sezonie - jej zgłoszenie, twierdząc, że przedskoczkami nie mogą być "niedoświadczeni chłopcy do szesnastego roku życia oraz dziewczęta". Później okazało się, że FIS zabronił organizatorom konkursów wystawiania dziewcząt jako przedskoczków, po tym gdy w zeszłym sezonie w czasie konkursu PŚ w Falun Szwedka Erika Westlund zaliczyła upadek jako przedskoczek. Przesłanie tego zarządzenia było jasne - "dziewczyna na skoczni to niebezpieczeństwo". Pechowy upadek skaczącej od czwartego roku życia Eriki dał federacji pretekst do przypięcia wszystkim dziewczętom łatki skoczka-nieudacznika.

FIS postanowił zatem, że kobiecy konkurs na Holmenkollen nie odbędzie się. Organizatorzy zastrzegli jednak, że w razie zmiany zdania FIS, są absolutnie gotowi taki konkurs przeprowadzić. Okazało się również, że i Norweski Związek Narciarski naciska na międzynarodową federację, by zawody te jednak się odbyły. Przed paroma dniami przyszła wiadomość: udało się! 9 marca dziewczyny wystąpią na królewskiej skoczni Holmenkollen. Jeśli tysiące mieszkańców Oslo zawiodą się na swej męskiej kadrze narodowej, zawsze będą mogli liczyć na swą rodaczkę Anette Sagen, która na pewno będzie walczyć o zwycięstwo.

Wygrana bitwa o Holmenkollen to jednak dopiero mały sukcesik w stronę wyprowadzenia kobiecych skoków z zupełnego podziemia. Niestety zła wola ze strony FISu jest przerażająca. Również wielu tych, którzy mienią się "kibicami skoków" nie traktuje skaczących kobiet poważnie i nie szanuje ich niewątpliwego wysiłku. W skokach narciarskich najważniejsze jest nie to, z jakiej belki się skacze, tylko jakie odległości się osiąga. Skaczącym kobietom absolutnie nie chodzi o to, by mieć taką samą długość rozbiegu jak najlepsi mężczyźni w PŚ, nie chodzi im też o to, by z mężczyznami rywalizować. Chcą być najlepsze w swojej klasie i wyróżniać się wśród innych kobiet. W większości sportów kobietom stawiane są nieco niższe wymagania niż mężczyznom. Tak też powinno być w skokach, ze względu na słabszą u kobiet siłę wybicie z progu i różnice w budowie ciała. Na szczęście jest garstka działaczy, którym na sercu leży rozwój kobiecych skoków. Dziewczyny mają też pełne poparcie ze strony "kolegów po fachu": "Widziałem skok Danieli Iraschko - to było niesamowite. Jeśli tylko dobierze się im wystarczający rozbieg, dziewczyny mogą polecieć bardzo daleko. Nie mam nic przeciwko skaczącym kobietom, no może pod warunkiem, że nie będę z nimi przegrywał" - śmieje się Anders Bardal. Bjoern Einar Romoeren wprawdzie nie wierzy, że skoki kobiet mogą się rozwinąć aż tak jak męskie, uważa jednak, że sport ten powinien być wspierany na normalnych zasadach i najlepsze dziewczyny powinny mieć prawo startu na skoczniach mamucich. Sigurd Pettersen dodaje: "Z dziewczynami na skoczni jest po prostu ciekawiej!"

Jakie są zatem widoki na przyszłość? Na razie nie ma mowy o kobiecym konkursie na Igrzyskach Olimpijskich, a najbliższa wymieniana data to 2010 rok. W przyszłym sezonie być może zostanie zorganizowana seria konkursów z prawdziwego zdarzenia - Puchar Kontynentalny, który odbywałby się w Norwegii, Szwecji, Finlandii, Niemczech, Austrii, USA i Kanadzie. Najprawdopodobniej podczas przyszłorocznych Mistrzostw Świata Juniorów w Stryn (Norwegia) odbędzie się pierwszy oficjalny konkurs kobiecy. Jak to wszystko się potoczy? Czy to kolejne puste słowa ze strony FIS? Miejmy nadzieje, że nie, zwłaszcza, że Torbjoern Yggeseth chciał już kiedyś powstrzymać pewnego pana o nazwisku Jan Boklöv i na szczęście mu się nie udało.

więcej o skokach kobiet >>