No i proszę. Jak to nigdy niczego nie można być w życiu, a już szczególnie w sporcie, pewnym. Przed Turniejem wydawało się, że na Morgensterna i Schlierenzauera nie ma siły. Całe podium zresztą można było w ciemno obstawiać Austriakami, bo przecież w bardzo dobrej formie byli i Kofler, i Loitzl. Bardzo dobrej? Mało powiedziane. W rewelacyjnej! I co? Nico (krótko pisząc).
Ten turniej stał, moim zdaniem, na zupełnie przyzwoitym poziomie. Od początku. Przy czym już w Oberstdorfie było widać kto będzie grał w turnieju pierwsze skrzypce. Ukształtowała się czołówka, która gdyby nie niedzielne pogodowe harce, swoim kształtem byłaby zbliżona do końcowej. Perfekcyjni dwaj główni faworyci z Austrii, sygnalizujący coraz bardziej wielki come back Ahonen, rewelacyjny Hilde, obiecujący Ammann, wciąż imponujący (szczególnie w pierwszym skoku) Loitzl i wyjątkowo pewny i stabilny Neumayer. Pozytywnie zaskoczył też Martin Schmitt, który kilka tygodni wcześniej wydawał się mieć kolejny stracony sezon. Z faworytów odpadł Kofler, który stracił wszelkie szanse przewracając się w drugich pod rząd zawodach PŚ. Najbardziej zawiódł jednak Adam Małysz. 17 pozycja to chyba najodleglejsze miejsce jakie po swoim „wejściu smoka” w sezonie 2000/2001 zajął Polak w konkursie inaugurującym TCS. Zawód był tym większy, że na treningach nasz zawodnik łapał się do ścisłej czołówki. Co do reszty Polaków to można napisać jedno: standard. Stoch nieco lepiej niż w roku poprzednim, Maciek skoczył jak na ucznia przystało, Bachleda jak zwykle.

Humory poprawiły nam się nieco po Garmisch jako, że nasz mistrz zajął tam najwyższe w sezonie, piąte, miejsce będąc po pierwszej serii nawet oczko wyżej. Sam konkurs był niezwykle emocjonujący. Z kilku powodów. Rewelacyjnie w I serii skoczył Ahonen. Drugiego zawodnika wyprzedził o 6,5 m. Kolejną sensacją był stosunkowo słaby skok Morgensterna który dawał mu zaledwie ósme miejsce. Również Schlierenzauer oddał skok, który trudno było nazwać wzorcowym. Młody Austriak znajdował się po nim na piątej pozycji. Druga seria przyniosła emocje godne konkursów o najwyższą stawkę. Doskonałe skoki zawodników będących po I serii na pozycjach 6-9 i apogeum w postaci genialnego skoku Schlierenzauera dającego mu zdecydowane prowadzenie i pobicie rekordu skoczni, który niecałą godzinę wcześniej ustanowił Ahonen. Słabszy od wymienionych, powodujący spadek o kilka pozycji, skok Małysza za chwilę okazał się całkiem dobrym, bo pozwolił mu na wyprzedzenie dwóch znajdujących się przed nim po pierwszej kolejce zawodników. I na koniec wielkiego show skok Wielkiego Niemowy. Bardzo dobry, oddany w nieco gorszych jednak od Gregora warunkach. I wielki triumf 17-letniego Tyrolczyka. Triumf pozwalający mu na objęcie prowadzenia w turnieju po dwóch pierwszych konkursach. Tam jednak, z bardzo niedużą stratą, czaili się stary fiński lis i młody, choć doświadczony, austriacki wilk. Wielką niespodzianką konkursu był Niemiec Michael Neumayer, który w Ga-Pa zaliczył pierwsze podium w karierze. Po raz kolejny dał o sobie znać bardzo dobry w tym sezonie Koudelka. Znów świetnie skakał Hilde, widoczni byli obaj Szwajcarzy. W tle, na razie na poczatku 2-giej 10-tki, ukazała się sylwetka Wasiliewa. Nieco słabszy był Loitzl, ale dalej po 2-ch konkursach zajmował wysoka pozycję. Z polskich akcentów wypada jeszcze zauważyć kolejną obecność Stocha w trzeciej dziesiątce. W przeciwieństwie jednak do poprzedniego sezonu Kamil rozpoczynał marsz w dół.

W środę narciarski cyrk przeniósł się do Austrii. Atoliż w czwartek w Innsbrucku okazało się, że nic z tego nie będzie. Uciekając przed wichurą przeniesiono piątkowe zawody z Innsbrucka na sobotę do Bischofshofen i tym sposobem po raz pierwszy w historii mieliśmy zamiast Turnieju 4 Skoczni Turniej 4 Konkursów na Trzech Skoczniach. Oczywiście, jak się można było spodziewać, zamiana Innsbrucka (na którym Polakowi świetnie się skacze) na Bischofshofen (gdzie idzie mu, powiedzmy, średnio) nie była korzystna dla Małysza. W sobotnim konkursie Wiślak zajął przeciętne 9-te miejsce. Natomiast walka o zwycięstwo niespodziewanie się zawęziła. Na fantastyczne skoki Ahonena i Morgensterna Schlierenzauer odpowiedział odległością kilka metrów krótszą i po pierwszej serii był dopiero szósty. Wyprzedzali go jeszcze Kuettel i dwaj Rosjanie. Problemem nie było jednak miejsce tylko różnica punktowa. Do Ahonena Tyrolczyk stracił bowiem w tym jednym skoku ponad 13 pkt, do swojego kolegi z reprezentacji tylko o punkt mniej. W drugiej serii fantastyczny skok (ale ze znaczną pomocą wiatru) oddał Ammann. Pozwoliło mu to przesunąć się w konkursie z 18-tej pozycji na 3-cią! Wiatr rządził nieco w tej serii i nie dla wszystkich był jednakowo sprawiedliwy. Najlepsi jednak łatwo sobie z nim poradzili. A szczególnie ten najlepszy. Fin pokonał Morgensterna w drugiej serii o ponad 5 m, Schlierenzauera o 6 i wysforował się wyraźnie na prowadzenie w klasyfikacji generalnej Turnieju. Widocznym stało się, że lider PŚ i do kilku dni wstecz wyraźnie najlepszy zawodnik sezonu będzie musiał dokonac cudu by nie oddać pola małomównemu skoczkowi z Lahti. Strata natomiast Schlierenzauera była w tym momencie tak duża, że przekreślała praktycznie możliwość pokonania Mruka w normalny sposób. Cóż więc dopiero pisać o stratach pozostałych zawodników. Podium wydawało się ustalone, a oni mogli jedynie podziwiać przewagę „wielkiej trójki”. Wypełniając patriotyczny obowiązek dodajmy na marginesie, że Kamil Stoch w swoim marszu w dół uplasował się na 25 miejscu a pozostali dwaj nasi skoczkowie zajęli z góry upatrzone pozycje. Przy czym do Maćka Kota specjalnych pretensji mieć nie można.

W sporcie, jak pokazują różne sytuacje (w tym niedzielny konkurs) nic nie jest pewne. W niedzielne popołudnie na skoczni w Bischofshofen działy się rzeczy dziwne. Aczkolwiek zaczęło się normalnie, tzn. Marcin Bachleda skoczył bardzo słabo (wcześniej Kot nie wszedł do konkursu). Stoch skoczył słabo czym spowodował swoją absencję w II serii. Potem warunki pogodowe zaczęły się nieco poprawiać. Na najlepsze trafili Bardal i Jacobsen, co skrzętnie wykorzystali. Jury wstrzymało konkurs czekając aż warunki się pogorszą. Pogorszyły się do tego stopnia, że coraz lepsi, było nie było, skoczkowie skakali coraz słabiej. W tych warunkach zupełnie przyzwoicie skoczył Małysz. Z jego bezpośredniego pucharowego otoczenia nie poradzili sobie (wg kolejności startu): Kofler, Ammann, Loitzl, Hilde, Schlierenzauer. I niemożliwe stało się faktem! Wszyscy z wymienionych poza Koflerem stanowili do niedzieli ścisłą czołówkę cyklu. W jednej chwili cała czwórka wypadła z czołowej 10-tki Turnieju. W trudnych warunkach najlepiej poradził sobie... najlepszy. Ahonen skoczył na tyle daleko, że po I serii zajmował 3 miejsce za wymienionymi Norwegami. W gorszym stylu, ale pewnie do finałowej serii awansował jego najgroźniejszy rywal. Stracił jednak kolejne 5 m i tylko trzęsienie ziemi mogło odebrać Finowi zwycięstwo w Turnieju. Ahonen nie zadowolił się jednak tylko chęcią zachowania przewagi nad Morgensternem. On, jak każdy wielki sportowiec, chciał również wygrać niedzielne zawody. I wygrał! Odrobił spore straty do Norwegów, oddał zdecydowanie najdłuższy skok II serii i z przewagą 8 pkt nad Bardalem zwycięzył w konkursie. W całym Turnieju pokonał Austriaka o prawie 20 pkt.

W drugiej serii znacznie poprawił swoja pozycje Adam Małysz. Z 16-tego miejsca awansował na 6-tą pozycję. Czy był to efekt znakomitego skoku czy pomocy wiatru? Wydaje się, ze pierwszy skok Małysza był, jak zwykle ostatnio, lepszy.

Podsumujmy. Wielki triumf Ahonena! Po raz piąty Mruk zdobył tytuł najlepszego skoczka Turnieju 4 Skoczni. Jest takie powiedzenie ”nigdy nie mów nigdy”, ale myślę, że jeśli nie nigdy to przynajmniej przez długie lata nikt nawet nie zbliży się do wyniku Fina. Chyba, że Austriacy „zespołowo” będą jechać na któregoś spośród siebie. Zreszta za pięć lat to już będą w T4S startowali zawodnicy, którzy mogą się okazać dla przeciwników równie niestrawni jak teraz Ahonen czy w poprzednim sezonie Jacobsen.
Aho przechodzi do historii na zawsze. Bez względu na to czy go ktoś w jego rekordzie pobije czy nie. I jest to chyba zrozumiałe. Jest największą postacią najsłynniejszego narciarskiego turnieju na świecie.
Kończąc wypada się odnieść do sytuacji w PŚ. A ta się znacząco zmieniła. Dominatora Morgensterna najpierw próbował gonić Schlierenzauer, a potem dogonił Mruk. Fin jest teraz zdecydowanie najmocniejszy. A wiemy, że potrafi mieć wyjątkowo długie serie bez porażki. Ale Morgi nie zamierza wcale, jak widać, odpuszczać. Pytanie tylko jak się mają chęci i zamiary do możliwości. Moim zdaniem dla Ahonena może być tylko jeden konkurent. Małysz. Ale w formie. Czy Polakowi uda się ją w końcu osiągnąć? Mimo tego, że w tej chwili niewiele na to wskazuje cały czas wierzę, że tak.

Panie Adamie – czekamy. Przecież tak naprawdę to Pan jest najlepszy.