Idzie o Małysza. Będzie o porównaniach. I wcale nie z najlepszymi okresami jego kariery. Trzy lata pod Tajnerem i sezon ubiegły idą pod dywan. Porównajmy początek obecnego sezonu z początkami tych lat, gdzie Adam Małysz nie wygrywał końcowej klasyfikacji PŚ. Weźmy na tapetę trzy kolejne lata: 2003/04, 2004/05 i 2005/06 i spróbujmy najpierw przedstawić suche fakty. A wyglądają one tak.
Sezon 2003/04.
Do czasu noworocznego TCS miano rozegrać 8 konkursów. Rozegrano tylko 5. Małysz do tego czasu zdążył jednak stanąć dwukrotnie na drugim stopniu podium w Kuusamo, zająć 9-te miejsce w Trondheim, być 12-ty w Neustadt i ponownie 9-ty w szwajcarskim Engelbergu. Przyniosło mu to razem 240 pucharowych punktów. W przeliczeniu na 1 konkurs dawało to Małyszowi punktów 48 (słownie czterdzieści osiem).

Sezon 2004/05.
Sezon Polak rozpoczyna niespecjalnie. Jest w Kuusamo dwukrotnie 19-ty. W Trondheim jest już lepiej. Zajmuje odpowiednio pozycje 15-tą i 7-mą. Tydzień później w Harrachovie zwycięża i jest 11-ty po czym w Engelbergu zajmuje najpierw ósme a potem 5-te miejsca. W 8 zawodach Polak zdobywa 277 pkt, co daje na jedne zawody ciut ponad 34,8 punktów.

Ostatni z wymienionych sezonów - 2005/06.
Moim zdaniem najgorszy do tej pory sezon Małysza w XXI wieku. Ale w tymże sezonie Wiślak do czasu rozgrywania TCS (rozegrano 7 zawodów bo jedne, w Engelbergu, się nie odbyły) był siódmy i piąty w Kuusamo, zajął 10-tą i 5-tą pozycję w Lillehammer, wywalczył siódme i ósme miejsce w Harrachowie i tylko w Engelbergu był poza pierwszą dziesiątką zajmując 13 lokatę. Razem zgromadził wtedy 240 punktów, co w przeliczeniu na jedne zawody daje ponad 34,3 pkt.

A jak wygląda sytuacja Polaka w obecnym sezonie?
Do dzisiaj odbyło się 7 konkursów indywidualnych. Małysz zdobył 184 punkty. W porównaniu z tamtymi sezonami znacznie mniej. Szczególnie, że w tym sezonie żadne zawody nie przepadły. Średnio w jednych zawodach naszemu mistrzowi przypadło w tym sezonie równe 26,3 pkt. O ponad 8 mniej niż w najgorszym pod tym względem 2005/2006. Ani razu Polak nie znalazł się też w pierwszej szóstce zawodów. W takiej sytuacji, po pierwszej części sezonu, Małysz w tym stuleciu też jeszcze nigdy nie był.

Oczywiście można powiedzieć, że wszystkie te liczby to tylko dorabianie teorii do tezy. Tym bardziej, że tak naprawdę zdecydowanie najlepszy z analizowanych sezonów (2004/2005) ma te początkowosezonowe statystyki prawie najgorsze tak pod względem punktów w ogóle jak i w przeliczeniu na jedne zawody. A został zakończony wysokim, czwartym, miejscem w klasyfikacji PŚ, 4-ma wygranymi konkursami i 9-ma miejscami na podium. Więc może ten sezon, jako że na razie przedstawia się jeszcze gorzej, będzie przynajmniej na jego miarę? Może będzie. Tylko, jak na razie, nic tego nie zapowiada. Tam był zły początek i spory progres z apogeum w końcu stycznia. Tutaj jest stabilne kręcenie się wokół 10-tego miejsca.

Postulowałem o trening w Ramsau, odpoczynek zamiast startu w Engelbergu, poświąteczny kolejny trening w Ramsau i start na TCS. Wydawało się to, po doświadczeniach sezonu 2002/03, niespecjalnie trudne do wymyślenia (a raczej powielenia). Postąpiono inaczej. Stochowi to chyba pomogło, Małyszowi na pewno nie. Oby się nie okazało, że przez pazerność na parę punktów w Szwajcarii Turniej Czterech Skoczni będzie dla Małysza kolejnym nieudanym. Moim zdaniem gdyby postąpiono tak jak piszę wyżej Małysz walczyłby w TCS o najwyższe laury a Stoch biłby się o pierwszą dziesiątkę. A tak....

Kamil powinien skakać na poziomie zeszłego roku. A z Adamem to mi się już koncepcja skończyła. Oby w końcu odpalił. Bo, jak widać, cały czas nie może. I to chyba nie jest, w przeciwieństwie do początku zeszłego sezonu, tylko sprawa pecha. Wietrznego pecha. Są jeszcze liczne elementy do poprawy. Ale gdzie je było ćwiczyć jak trzeba było koniecznie startować w Engelbergu...