Adam Małysz przekroczył był właśnie (o 3 oczka) okrągłe 10 000 uzyskanych w Pucharze Świata punktów. Polak jest w tej klasyfikacji drugi, za rzeczonym Ahonenem. Wynik wart jest odnotowania. Żeby sobie uzmysłowić jaka to ogromna liczba wystarczy te punkty przeliczyć na hipotetyczną ilość zwycięstw. Jak łatwo wyliczyć, wychodzi 100 wygranych! Czyli ponad 2 razy więcej niż ma ich na liczniku dotychczasowy lider klasyfikacji w ilości zwycięstw, Matti Nykaenen. Dla przypomnienia - Fin wygrał w karierze 46 razy.
Przy takiej okazji widać dopiero, jak ogromny wysiłek musi być włożony przez lata i ile wyśmienitych miejsc trzeba zająć w nieprzebranej ilości zawodów, żeby móc się cieszyć takim efektem końcowym. Zadałem sobie trudu, żeby policzyć, ile razy zajął Małysz punktowane miejsca, z których przecież każde składa się na te 10 000 punktów. Otóż nasz skoczek, do tej pory, 226 razy sięgał po punkty PŚ. Z tego 74 razy stał na podium, 68-krotnie zajmował miejsca między czwartym a dziesiątym, 44 razy był w drugiej 10-tce, a 40 w trzeciej. Okazuje się, że z wszystkich zajmowanych pozycji najczęściej Małysz zajmował trzy pierwsze, odpowiednio 38, 19 i 17 razy. Najrzadziej, bo tylko po razie, dane mu było okupować miejsca 29 i 30. Do dzisiaj tylko raz był też 10-ty, ale w Villach po raz drugi w karierze zajął to właśnie miejsce. Te 226-krotne sięganie po punkty daje mu, jak na razie, 5-tą pozycję w tabeli wszechczasów. Za Ahonenem, Kasaim, Goldbergerem i Ljoekelsoeyem. Przy czym, Austriaka Polak powinien po tym sezonie wyprzedzić. Już po Trondheim Polak wyprzedził Widhoelzla, który po poprzednim miał od Adama 2 punkty więcej. Przewaga Kasai i Ljoekelsoeya jest na tyle duża, że w tym sezonie Małysz ich nie wyprzedzi, zakładając nawet, że wszyscy trzej będą skakać na poziomie z zeszłego roku.
Jak to już zaznaczyłem wcześniej, na prowadzeniu w klasyfikacji punktowej jest Janne I Wielki Ahonen. Zdobył (pisałem o tym w artykule poświęconym Finowi), jak dotąd, 13 873 oczka punktując 294 razy (w stosunku do przywołanego artykułu dane zmienione o tegosezonowe wyniki). Porównując ze statystykami Małysza, w które również trudno uwierzyć, widać czego przez te lata dokonywać musiał "Mruk". Tym bardziej, że jak wiemy ilość zwycięstw (za które otrzymuje się przecież najwięcej punktów) na jego koncie jest jednak mniejsza niż u Adama.
Na te 294-krotne punktowanie złożyło się 97 miejsc na pudle, 123 miejsca w przedziale 4-10, 62 miejsca w 10-tce drugiej i 12-cie w trzeciej.
Adam może pobić jeszcze różne rekordy. Wydaje się jednak, że rekordu punktowego i ilości miejsc punktowanych uzyskanych przez Fina nie osiągnie. I dobrze. Coś w końcu trzeba zostawić innym.
P.S. Ciekawostka. Dobrze, że Małysz nie jest średniakiem. Takim z pogranicza pierwszej 30-tki. Gdyby był, przykładowo, zajmował na każdych zawodach 30-te miejsce, to zebranie tych 10 000 punktów zajęłoby mu, jak nietrudno zgadnąć, 10 000 konkursów. Przyjmując, optymistycznie bardzo, że w sezonie odbywa się 25 konkursów, uzbieranie tej ilości zajęłoby Polakowi, bagatelka, równe 400 lat. I to jest dowód na to, że lepiej jest być Małyszem niż np. Moellingerem. Choćby dlatego, że będąc już w poważnym wieku można siedzieć na zapiecku, a nie zachowywać się w starczym wieku jak młokos i skakać! Po to, żeby jeden punkt zdobyć. Ot, co.
Czemu akurat Moellingerem? A czemu nie? Taki Mechler, na przykład, się już chyba nie nadaje. On będzie musiał żyć dłużej niż 400 lat. Choć to jedno trzecie miejsce w sezonie 2003/2004 może mu skrócić cierpienia. Tylko po co zbierać te punkty aż do dziesięciu tysięcy?