Od dwóch sezonów Polacy zaczęli masowo interesować się skokami narciarskimi. Wszystko to dlatego, że wcześniej niedostrzegany przez nikogo skoczek, Adam Małysz, podniósł swoje umiejętności i dał radę je ustabilizować. Na przełomie lat 1995 i 1996 na światowych skoczniach pojawił się nastolatek z Polski nazwiskiem Małysz. W drugiej części sezonu 95/96 Polak zwykle plasował się w pierwszych "15" każdego konkursu, aż w końcu 17 marca 1996 odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w PŚ (Oslo/Holmenkollen K-115). W następnym cyklu PŚ (1996/97) wcale nie szło mu gorzej, sprawił dużą niespodziankę w Japonii dwukrotnie wygrywając najpierw w Sapporo, a później w Hakubie.
Kolejne lata kariery Adama Małysza były w jego wydaniu wybitnie nieudane. Nie mógł się odnaleźć. Został przesunięty na pewien okres nawet do kadry "C". Myślał o zakończeniu kariery. Płynął rok za rokiem i nagle podczas finałowych zawodów w Planicy (18 i 19.03.2000) spora część z tej nielicznej grupy polskich kibiców zobaczyła odmienionego Polaka. Serca rosły, kiedy na ekranie widzieliśmy jak Adam oddaje równe skoki w granicach 190 metra. Jak się później okazało marcowe konkursy były przedsmakiem wielkich sukcesów. Z niecierpliwością czekaliśmy na rozpoczęcie Pucharowej "karuzeli" w fińskim Kuopio. I początkowo, rzeczywiście, wszystko było w porządku: nieokiełznana radość, że zawodnik z Wisły wygrał kwalifikacje. Niestety zaraz po nich pojawiła się informacja - Adam Małysz złamał przepisy FIS, gdyż jego narty były o... 1 CM ...za duże względem długości ciała. Pech ten jednak nie przeszkodził dobrze usposobionemu Polakowi, który już w następnym tygodniu zaczął piąć się w górę klasyfikacji generalnej. Przyszedł w końcu i czas na 49. Turniej Czterech Skoczni, w którym Adam Małysz był bezkonkurencyjny. Jak się później okazało przez pełne dwa sezony jego przewaga nad całą resztą skoczków była miażdżąca nie licząc, oczywiście, kilku niepowodzeń.
Tym skróconym opisem dziejów najlepszego, jak dotąd, polskiego skoczka narciarskiego chcę jednak nawiązać do obecnej sytuacji, jaka ma miejsce w naszej kadrze. Mamy koniec stycznia. Za chwilę podziwiać będziemy loty narciarskie w Tauplitz/Bad Mitterndorf, później konkursy o PŚ w Willingen, a następnie MŚ w narciarstwie klasycznym we włoskim Predazzo/Val die Fiemme. Trener Apoloniusz Tajner na te pierwsze zawody zabrał Adama Małysza, Marcina Bachledę, Roberta Mateję oraz syna - Tomisława Tajnera. To była chyba jedna z trafniejszych decyzji trenera skoczków w ostatnim czasie. Jednak zaraz po tym jak ustalił "czwórkę" na loty narciarskie poinformował, że zamierza opuścić dwa następne zawody w Niemczech. Wiele osób zadaje sobie pytanie: dlaczego ??? Przecież Pan Tajner na początku sezonu wyraźnie sygnalizował, że będzie walka Małysza o III z rzędu Puchar Świata. Strata Polaka do lidera - Janne Ahonena nie jest duża po wyjeździe do Japonii (52 pkt). A przecież trzeba również oglądać się do tyłu (3. A.Widhoelzl - 23 pkt i 4. S.Hannawald - 96 pkt). Miałem nadzieję, że w razie zaprezentowania przez Adama równej formy i wygrania jednego z konkursów na skoczni Kulm, może A.Tajner zmieniłby zdanie. Szybko jednak zostałem z tymi swoimi nadziejami sprowadzony na ziemię - pojawiła się informacja, że nasz trener definitywnie zrezygnował z wysłania Polaków do Willingen i imprezą priorytetową ogłosił Mistrzostwa Świata. Idąc jednym tropem - Małysz dołoży do swojej kolekcji np.: 100 pkt, rywale prawdopodobnie zbliżą się do niego, później w Niemczech nieznacznie wyprzedzą - w tym czasie Polak będzie odpoczywał i trenował. Wszystko będzie w porządku, jeśli też czynności szefów ekipy doprowadzą Małysza do zdobycia "kolorowego krążka" we Włoszech pod koniec lutego. Ale co stanie się, gdy zabiegi Tajnera nie przyniosą spodziewanego efektu ??? Może się wtedy okazać, żę Hannawald wygrał 3 z 4 najbliższych konkursów i ani mu w głowie oddania drugiego miejsca bądź nawet żółtej koszulki lidera. Janne Ahonenowi również mogą urosnąć skrzydła - co wtedy się stanie... ? Prawdopodobnie Adam będzie zrezygnowany niepowodzeniem w MŚ, stratą cennych punktów w klasyfikacji generalnej PŚ, a na dodatek po sezonie trener Apoloniusz Tajner straci etat w PZN.
Może być też druga opcja. A.Małysz dwa razy stanie na "pudle" w Tauplitz, wtedy zachowa dystans nad najgroźniejszymi rywalami i wszystko będzie możliwe... Wypadałoby wtedy Panu Tajnerowi poddać się fali krytyki i wysłać Małysza do Niemiec. Na pewno byłaby ona mniejsza niż ta, która może się wytworzyć po przegraniu przez Małysza walki o trzeci PŚ z rzędu. Dziwić może to, że od kilku dni Apoloniusz Tajner jest jak chorągiewka w swoich poczynaniach i decyzjach. Zaczyna się mówić oficjalnie o braku współpracy i złej atmosferze w kadrze "A". Dochodzą głosy, że wszystko się robi pod Adama, a on sam decyduje, nie zawsze słuchając uwag trenerów.

Trzeba się zatrzymać - przeglądnąć całą wyżej opisaną karierę Małysza i spojrzeć czy bardziej opłaca się zdobyć kolejny medal na Mistrzostwach Świata, czy raczej zrobić coś bardziej spektakularnego, historycznego - stanąć po raz trzeci na najwyższym stopniu podium podczas ceremonii wręczania Pucharu Świata w Planicy.