Trenerowi Lepistoe zarzucali niektórzy, że pilnuje tylko formy Adama, nie interesując się resztą zespołu. A formy Adama pilnować nie trzeba, bo istnieje sama z siebie. Zgadzając się w dużej mierze z ostatnim zdaniem chciałem tylko napomknąć, ze zdarzali się w historii polskiej kadry trenerzy, którzy będąc w identycznej, co Fin, sytuacji potrafili wiślaka zaprowadzić w ślepy zaułek. Dwóch ich było. I wystarczy. Lepistoe należy się przede wszystkim wielki szacunek, podobnie jak Tajnerowi, za przywrócenie Małysza do światowej czołówki. Więcej. Za wyniesienie go z powrotem na skokowe ołtarze. Po dwóch sezonach, jakie zafundował Małyszowi Kuttin, nie było to łatwe na pewno.
POLSKA (cz.2) – ważny sezon

Kwestię Adama Małysza mamy za sobą. Skupmy się na pozostałych, bo chyba, po raz pierwszy od wielu lat, warto. Warto, bo trener spowodował, że zaczęli inaczej patrzeć na to, co robią. Przynajmniej niektórzy. I można sobie śpiewać, że to nie jest zasługa trenera. A jego bronią wyniki. I to, że jako pierwszy od lat trener potrafił przeforsować młodych do kadry. Tych utalentowanych mam na myśli. Nie tych z koneksjami

Zacząć wypada od najlepszego, poza mistrzem, w tej chwili zawodnika. Kamil Stoch wcale, na początku poprzedniego sezonu takim się nie wydawał. Znacznie lepiej zaczął sezon Stefan Hula. Stoch, autor bodaj największej sensacji w przedolimpijskim konkursie w Pragelato, od tamtej pory nie miał na koncie, zbliżonego do tamtego, sukcesu. A minęły dwa sezony. Do czasu Turnieju 4 Skoczni był mało widoczny. Na przełomie roku Kamil odżył. We wszystkich 4-ch konkursach Turnieju dostał się do II serii (ostatni raz , oprócz Małysza, takiego wyczynu dokonał Skupień siedem lat temu), a w austriackich Innsbrucku i Bischofshofen zajął, odpowiednio, 15-te i 9-te miejsca. W pierwszej 15-tce był Kamil jeszcze dwa razy. Zajął 12-te miejsce w Lahti, a na koniec sezonu, w Planicy, był 11-ty. W 30-tce był jeszcze 9-krotnie, z tego 3 razy na miejscu lepszym niż 20-te.

Bardzo dobrze zaprezentował się na MŚ w Sapporo. Najpierw był trzynasty na skoczni dużej, a potem, na małej, poprawił jeszcze się o 2 miejsca. A mogło być jeszcze lepiej!

Przyszło lato i Kamil wydawał się powracać do tradycyjnej przeciętności. Pierwsze konkursy wskazywały, że dobra forma z zimy uleciała. Nawet biorąc pod uwagę, że lato to sezon przygotowawczy, trudno było się zachwycać. Ale po konkursach sierpniowych i dłuższej przerwie w zawodach nastąpiła zmiana. W październiku zobaczyliśmy materiał na równorzędnego partnera dla Małysza. No, prawie. Pewne zwycięstwo w Oberhofie i bardzo dobre skoki w Klingentahl, gdzie zajął 5 miejsce, pozwalają przypuszczać, że w zimie nasz skoczek na dobre zagnieździ się wśród najlepszych. Myślę, w czym pewnie nie jestem specjalnie oryginalny, że „grozi” mu stała obecność w najlepszej 15-tce.

Następny w kolejce, przynajmniej ze względu na zdobytą w PŚ ilość punktów, jest Piotr Żyła. O Żyle twierdzi się, że to duży talent. Tyle, że nie określa się, na jaką miarę. Ubiegły sezon i jego rezultaty też nie dały na to odpowiedzi. Było kilka jasnych momentów. Choćby konkursy w Neustadt i Klingentahl, gdzie był odpowiednio 19-ty i 20-ty. Dość przypadkowo osiągnięte miejsca w trzeciej 10-tce w Lahti (27) i Oslo (24) zamykają listę sukcesów zawodnika Ustronianki w poprzednim sezonie w PŚ. Było ich tez parę w PK, aczkolwiek mniej i nie tak spektakularnych jak sezon wcześniej. W lecie Żyła znów nie pokazał "zarzucanych" mu dużych potencjalnych możliwości. Wtedy, kiedy można mówić o silnej obsadzie konkursów, Polak nie zdobył ani jednego punktu. Prorokując na przyszły sezon można spodziewać się że, przynajmniej na początku sezonu, Lepistoe da mu szansę na występy w PŚ. Trzeba wierzyć, że Wiślak ją wykorzysta. Gdyby tak się bowiem nie stało, to do kadry puka wielu zdolnych i młodszych jeszcze od Żyły zawodników. Oby była to dla niego motywacja, a nie powód zwiększonej nerwowości. Ja liczę, że tak właśnie będzie i Polak się przełamie. Kadrze potrzeba fighterów. Wymiękaczy było już w niej wystarczająco dużo. Więcej nie trzeba. A silny Żyła potrzebny jest nie tylko sobie, ale i drużynie.

Dużo emocji wzbudziło w środowisku marcowe posunięcie Lepistoe. Fin zręcznym manewrem wprowadził do PŚ piętnastoletniego wówczas Macieja Kota. Jego udział w konkursie drużynowym w Lahti i miejsce Polaków w pierwszej ósemce zawodów pozwoliły mu na regularne starty w I lidze. A to, że w letnich konkursach zdobył punkty, daje mu dożywotnią możliwość występów w PŚ. Pod warunkiem, że selekcjonerzy go do tego wyznaczą. Kot miał w lecie kilka udanych występów. Wydaje się, że reprezentacja powinna mieć z niego duży pożytek. Miejmy nadzieję, że zawodnik będzie prowadzony bez zbytniego pośpiechu. To, że skacze lepiej od większości seniorów to fakt, ale myślę, że powinno mu się dość często pozwalać się sprawdzać w tym roku w Pucharze Kontynentalnym. Tam, zamiast wlec się w 3-cich czy 4-tych dziesiątkach, mógłby walczyć o bardzo wysokie pozycje. Podobnie jak jego dwaj rówieśnicy Kamil Kowal i Krzysztof Miętus. Ten ostatni, zdobywając punkty w letnim PK zapewnił sobie również możliwość startu w PŚ. Myślę, że na razie jest na to jeszcze za słaby, ale w Zakopanem, na swojej skoczni do grupy krajowej może się załapać. Tak jak i młodszy z braci Kowalów. Obaj powinni regularnie skakać w FC i PK. To jest droga do narciarskiej ekstraklasy.

Jeżeli jesteśmy przy tych najmłodszych. Rodzi nam się wielka gwiazda. Wielkości obecnej megagwiazdy. Przynajmniej na to wygląda.

Inaczej. Jest wielki potencjał i są ogromne możliwości. Diament, krótko mówiąc. Klimek Murańka, bo o nim mowa, ma jednak 13 lat. Z jego niespotykanym talentem zdarzyć może się wszystko. Może zaświecić pełnym blaskiem, a może zgasnąć niczym kominowa iskra. Od trenerów zależy, co zrobią z takim skarbem. Przy czym, moim skromnym zdaniem, wystarczy, żeby go nie popsuli. Jest jeszcze drugi aspekt sprawy. Geny. Jeśli Murańka będzie rósł i przybierał na wadze w miarę harmonijnie, nic nie zakłóci rozwoju jego wielkiego talentu. Jednak nie zawsze taki prawidłowy wzrost ma miejsce. I to, uważam, może być tak naprawdę jedyna możliwa przyczyna, dla której zakopiańczyk może nie dojść do wielkich wyników. Na razie wygląda na to, że jest się czym radować i ostrzyc sobie pazury na przyszłość. Tej zimy jest oczywiście za wcześnie na starty małolata w PŚ. Ale w Zakopanem powinien skakać. Żeby to było możliwe trzeba wybrać jeden z wariantów. Albo wariant a’la Kot (drużynówka w Kuusamo i miejsce w pierwszej ósemce), albo starty w PK. Ja optuję za wariantem nr 1. Z prostej przyczyny. Jak nie wypali zawsze można zastosować wariant nr 2. Obecność w PŚ nie jest, a przynajmniej nie powinna być, dla Murańki czymś, co powinno go najbardziej interesować. Powinien skakać w FC i PK i tam nabierać międzynarodowego doświadczenia. Po to, żeby za 3 lata Małysz i Stoch mieli w nim już mocne oparcie w Vancouver. Jeśli takie oparcie znajdą też w Macieju Kocie – mamy pewny medal drużynowy.

Wielkim rozczarowaniem poprzedniego sezonu okazał się Stefan Hula. Zaczął, wydawałoby się, z wysokiego "C". Skacząc w sprzyjających warunkach w Kuusamo potrafił to wykorzystać i zajął 12-tą pozycję. Był to pierwszy i ostatni, godny odnotowania, start zawodnika ze Szczyrku w sezonie. Potem zanotował jeszcze dwa występy, w których zdobył po dwa skromne pucharowe punkty. Było to w grudniu w Lillehammer i w styczniu w Vikersund. O wszystkich pozostałych występach, które w międzyczasie i później Hula "popełnił" w sezonie lepiej zapomnieć. Jemu i kibicom. Szczególnie takim jak ja, którzy wiązali z nim spore nadzieje. Trzeba napisać wprost. To, jeżeli chodzi o reprezentację Polski największy zawód sezonu 2006/2007. I największa porażka Lepistoe.

Obserwując skoki zawodnika w ostatnich LMP można zaryzykować twierdzenie, że również najbliższy sezon nie będzie należał w jego wykonaniu do najlepszych. Obym się mylił, czego sobie serdecznie życzę. Z punktu widzenia reprezentacji byłoby bardzo wskazane, by Hula wrócił do przyzwoitej formy. Choćby po to, by na 16-latkach nie musiano przez cały sezon opierać siły ekipy polskiej w konkursach drużynowych. Mogą tego po prostu nie udźwignąć.

Nie o wszystkich polskich skoczkach artykuł ten traktuje. Ale o czterech jeszcze będzie. W przypadkowej kolejnośći: Śliż, Mateja, Skupień, Bachleda. To są zawodnicy, którzy powinni mieć dożywotni zakaz reprezentowania nas w PŚ. Tak. Po prostu ich występy w ostatnich kilku latach przekonały definitywnie, że szczyt formy mają, może za wyjątkiem Śliża, już zdecydowanie za sobą i że PŚ to cykl, którego progi są dla nich za wysokie. Celowo nie podaję ich wyników w opisywanym wyżej czasie. Nie ma po prostu o czym pisać. Natomiast cała czwórka jest i, uważam, będzie szalenie pożyteczna w Pucharze Kontynentalnym. Pokazali to zresztą wszyscy w kilku poprzednich edycjach tego cyklu. Myślę, że startując w PK w krótkim czasie przyczynili by się bardzo do znacznego zwiększenia limitu Polaków w tych zawodach. Skutkowałoby to konkretnie możliwością startu w PK kilku naszych najzdolniejszych nastolatków.

Nie wszyscy, o których warto napisać zostali tu wymienieni. Ale nie temu miał służyć ten artykuł. Tu padły nazwiska, które powinny się przyczynić do tego, żebyśmy w tym roku zdobywali punkty w dwóch najważniejszych cyklach turniejowych na świecie w tej dyscyplinie sportu. I oby tych punktów było na koniec tyle, żeby można było sezon uznać za niezwykle udany i, co może ważniejsze, prawidłowo przeprowadzony etap na drodze przygotowań do igrzysk olimpijskich i zdobywania olimpijskich medali. Moim zdaniem trener Lepistoe daje tego gwarancję. Przynajmniej w tym sezonie.