Gregor Schlierenzauer to objawienie w świecie skoków narciarskich. Klasa, jaką pokazał w sezonie 2006/07, a także w LGP, upatruje w nim jednego z głównych faworytów do zwycięstw na światowych skoczniach. Młody, zdolny, sympatyczny, skromny – dzięki tym wszystkim cechom zasłużył na niekłamaną sympatię wśród kibiców i fachowców na całym świecie. Prześledźmy, więc jego starty w minionym sezonie. Dodajmy, iż dokonał on niesamowitego skoku w PŚ, aż o 69 miejsc, co jednak rekordem nie jest, bo taki Matti Hautamaeki przeskoczył kiedyś miejsc 84. Piszę o tym głównie dlatego, iż moi ulubieni komentatorzy z uporem nazywali go "debiutantem w PŚ". A o jednym starcie w sezonie 2005/06 również zapominać nie wolno.
4. Gregor Schlierenzauer (Austria) – 956 punktów (2/+69) / 07.01.1990

Nie wiedzieć czemu Pointner nie wystawił go w Kuusamo. Cóż – wiele nie stracił. Ów konkurs nie stał bowiem na najwyższym poziomie (choć nie mógłbym nie zauważyć, iż dwóch zawodników z pierwszej trójki PŚ zajęło i tam miejsca w pierwszej trójce!). Sezon rozpoczął więc Schlieri z wysokiego "C" w norweskim Lillehammer. Po pierwszej serii był dopiero czternasty (120,5 metra), ale niebotyczny skok na odległość 141 metrów w drugiej dał mu miejsce czwarte. Dzień później nie dał już szans absolutnie nikomu. Po pierwszej serii był trzeci (134), w drugiej wyprzedził Jacobsena i Małysza (137). Jak idzie, to idzie. W Innsbrucku po pierwszej serii był dopiero szósty – skoczył 131 metrów, ale znów piękny skok drugi – 140,5 metra – dał mu zwycięstwo. Nieźle, całkiem nieźle. Wręcz znakomicie. Zwyciężali zawody młodsi od niego, ale nie było ich jednak tak wielu. Dzień później skoki 131,5 i 134,5 metra dawały mu miejsce trzecie. Na Turniej więc austriacki młokos jechał jako trzeci zawodnik PŚ (choć po pierwszym Engelbergu był wiceliderem), przegrywając tylko z Ammanem i Jacobsenem.

W Oberstdorfie znokautował rywali. W serii KO Pikl był dla niego tylko cieniem. Schlierenzauer wygrał pierwszą serię skokiem 135,5 metra, a w drugiej skok 142 metry był ciosem dla rywali. Nota 296 punktów mówiła sama za siebie. W tym momencie wyprzedził w liczbie zwycięstw w PŚ Morgiego, a jeszcze miał swój bilans poprawić. Austriak objął też prowadzenie w PŚ – wydawało się, że nic nie zagrozi już młodziutkiemu Gregorowi. Ale… nie każdy jednak potrafi wygrać PŚ, Turniej 4 Skoczni i zawody najwyższej rangi w tak młodym wieku (wyprzedzę tu nieco wydarzenia, ale chyba każdy czytający ten artykuł pamięta, iż Schlieriemu się to nie udało). Dokonał tego ongi Toni Nieminen, ale… jeśli miałaby kariera Gregora potoczyć się analogicznie, to chyba lepiej, iż tak się nie stało. W Ga-Pa warunki dyktował wiatr, Schlieri bez problemów wygrał z Yong Jik Choiem, ale nie miał szans poprawić się w drugiej serii. Skończyło się na 123 metrach i miejscu czwartym. Niemniej nie stracił Schlierenzauer prowadzenia w Turnieju, ani w PŚ.

Zacięło się coś w Innsbrucku. Tam nasz bohater po prostu nie wytrzymał presji. Znów seria KO była tylko formalnością – rywalem był jego, po prostu słaby i przereklamowany rodak Thurnbichler, z którym uporał się bez trudu, ale co z tego. 122 metry w pierwszej i 119 w drugiej pozwoliły mu zająć miejsce dopiero jedenaste. W Turnieju spadł na miejsce siódme, w PŚ na drugie. W Bischofshofen odpoczął od kwalifikacji i w serii KO miał rywala trudnego, bardzo trudnego – Ammanna. Wygrał z nim (Szwajcar i tak bez najmniejszego trudu zmieścił się na podium zawodów) w pierwszej serii, jak i z całą resztą skokiem 139,5 metra. W drugiej serii poprawił się jeszcze o 1,5 metra i znów wygrał. Turniej ukończył na miejscu drugim, gdyby nie wpadka z Innsbrucka wygrałby bez trudu – ale tak to jest w sporcie. W PŚ przegrywał z Andersem Jacobsenem – jeszcze większą rewelacją sezonu.

Na loty do Vikersund Pointner nie zdecydował się Schlierenzauera zabrać. Pojawił się więc w Zakopanem, tam było jak było, ale odnotować trzeba dziewiątą pozycję Schlierenzauera. W niemieckim Oberstdorfie nie skakał już jak podczas Turnieju. W pierwszym konkursie skoki 124 i 134,5 metra dały mu czwartą pozycję (mimo siódmego wyniku pierwszej serii i dziewiątego drugiej), zaś dzień później mocno przeciętne skoki 127 i 126 metrów raptem dziesiąte. Niepokoił zwłaszcza drugi skok, w którym spadł z miejsca szóstego. W pierwszym Titisee w pierwszej serii zawalił zupełnie – raptem 126 metrów i dwudziesta lokata, niemniej zrehabilitował się świetnym skokiem w drugiej serii – 141,5 – i awansował o dwanaście miejsc. Dzień później wrócił na podium dzięki skokom 128,5 i 130,5 metra przegrał tylko z Adamem Małyszem. Swoje piąte i ostatnie w sezonie zwycięstwo odniósł w Klingenthal. Znów w świetnym stylu skacząc 142,5 i 138,5 metra. Później jednak nie stanął nawet ani razu na podium. W Willingen po pierwszej serii był szósty (139,5 metra), ale spalił drugi skok (raptem 129) i skończyło się na pozycji siedemnastej. Austriacy w drużynie wygrali bez problemu, a Schlieri – co nie dziwi – znalazł się w ich składzie.

Na MŚ również był w składzie mistrzowskiej czwórki (choć jako jej najsłabsze ogniwo), a indywidualnie nie skakał źle, ale nie należał do pierwszoplanowych postaci. Dziesiąte miejsce na K120 (115 i 124,5) i ósme na K90 (92,5 i 93) dowodziły, iż choć wciąż w wysokiej formie młody Austriak jest po prostu sezonem zmęczony.

Po MŚ nie skakał już tak dobrze. W Lahti drużynie oczywiście znów był zwycięski, ale indywidualnie spartaczył – 107 metrów i trzydziesta siódma pozycja. Spadł tym samym w PŚ na trzecie miejsce (wyprzedził go oczywiście Adam Małysz). W Kuopio ostatni raz zmieścił się w dziesiątce – 115,5 i 111 metrów dały mu dziewiąte miejsce (mogło być lepiej, po pierwszej serii był Schlieri ósmy). W pierwszym konkursie na Holmenkollen słaby skok 113 metrów w pierwszej serii pogrzebał szanse na dobrą pozycję (był to 23. wynik serii). W drugiej skok 1,5 metra krótszy był wg teorii względności skoków narciarskich wynikiem o wiele lepszym i Schlierenzauer dopisał do swych osiągnięć ostatnie już dwanaście punktów. W wariackim bowiem konkursie drugim skoczył 97,5 metra, co pozwoliło mu otworzył piątą dziesiątkę. W PŚ spadł za Ammanna, prezentowana forma nie rokowała wyprzedzenia będącego na fali wznoszącej Szwajcara, a drugi Szwajcar – Kuettel – szanse na wyprzedzenie Gregora miał czysto teoretyczne (podobnie jak Morgenstern). Pointner nie wystawił więc młodzieńca w Planicy – skończyło się na lekkim niedosycie, ale czy na pewno? Czwarte miejsce siedemnastolatka to wynik świetny!

LGP pokazało, iż nie należy sugerować się rezultatami z końca sezonu. Dobre starty, dwa zwycięstwa, trzecie miejsce w łącznej klasyfikacji pozwala upatrywać w coraz dojrzalszym Austriaku jednego z głównych kandydatów do zwycięstw w nadchodzącym sezonie.