Skoczkowie i trenerzy, a także sympatycy skoków narciarskich, zaczynają się przyzwyczajać do uczucia frustracji, jakie coraz częściej rodzi się podczas zawodów. Powodem owej frustracji - do której tak naprawdę przyzwyczaić się nie sposób - są coraz bardziej zmienne warunki atmosferyczne, za sprawą których coraz więcej konkursów tej uroczej dyscypliny zmienia się w loterię. Ostatni sezon, kiedy za sprawą wiatru wiele konkursów zostało odwołanych, przełożonych bądź skróconych do jednej serii, daje podstawy do obaw o przyszłość. Akurat skoki narciarskie są dyscypliną, w której nie da się przecenić znaczenia wiatru.
"Nie wiemy, czy idziemy właściwą drogą" mówi drugi trener fińskiej kadry, Janne Väätäinen. "W krajach, gdzie skoki narciarskie są sportem z tradycjami, wielu ludzi tak naprawdę już w nie nie wierzy." "Drugiej takiej zimy skoki narciarskie nie przetrwają" wieszczy Tommi Nikunen na miesiąc przed rozpoczęciem sezonu 2007/2008.

Już latem trenerzy i przedstawiciele FISu spotkali się w celu omówienia sytuacji i przedsięwzięcia środków zapobiegawczych. Rozważono propozycje, a niektóre z nich już wprowadzono w czyn. Miran Tepes, asystent dyrektora Pucharu Świata, osobiście przeprowadził inspekcję miejsc, w których odbywają się zawody PŚ, i z pomocą lokalnych ekspertów położył plany pod budowę zasłon od wiatru. Podkreślono też znaczenie lokalizacji, które trzeba brać pod uwagę przy wznoszeniu kolejnych, nowych obiektów. Wiele jednak propozycji trenerskich spotkało się ze sprzeciwem FISu - między innymi zwiększenie dozwolonych wymiarów kombinezonów oraz trzy serie konkursowe.

Jeszcze jednym czynnikiem frustrującym jest przewidywana i być może już obserwowana w praktyce zmiana klimatu, która w szybkim tempie owocuje coraz krótszymi i cieplejszymi zimami. Sezon rozpoczyna się za niespełna miesiąc w fińskim Kuusamo, gdzie śniegu nie ma ani centymetra, zaś temperatury oscylują wokół zera. Ostatnia zima trwała w Finlandii literalnie dwa miesiące, nie licząc krótkiego śnieżno-mroźnego okresu na przełomie października i listopada - który jako jedyny umożliwił przeprowadzenie inauguracji Pucharu Świata w Ruce. Jeśli Tommi Nikunen ma rację, być może na planowanych obiektach krytych instalować trzeba będzie od razu systemy schładzania, które umożliwią utrzymanie czy wręcz wyprodukowanie pokrywy śnieżnej, niezbędnej do przeprowadzenia zawodów.

Ostatni sezon fatalnie odbił się także na finansach skoków. A jeśli pod znakiem zapytania stanął sponsoring takiej imprezy jak Turniej Czterech Skoczni, sytuacja jest poważna. Niemieckie skoki znajdują się na krawędzi katastrofy, a tamtejszy związek narciarski zmuszony został do sprzedaży prawa do transmisji telewizyjnych szwajcarskiej korporacji medialnej Infront. Deutches Skiverband grożą jednak milionowe straty. "Bardzo ważne jest, by Niemcy pozostały w skokach, ponieważ to one wraz z Polską są w tej chwili siłą napędową tego sportu" mówi Nikunen.

Kibicom pozostaje jedynie żywić nadzieje na mroźną zimę, bo chyba za wcześnie jest jeszcze wyciągać wnioski, że oglądamy powolny schyłek skoków narciarskich...