Thomas Morgenstern to w ostatnich latach absolutna światowa czołówka. Niby za wiele pucharowych zwycięstw w swej karierze nie odniósł, ale niemal zawsze plasuje się w ścisłej czołówce i – co ważne – na wielkich imprezach praktycznie zawsze jest w formie. Sezon 2006/07 może miał minimalnie gorszy niż 2005/06, ale o obniżeniu lotów przez Thomasa praktycznie nie ma mowy. A więc po kolei:
6. Thomas Morgenstern (Austria) – 756 punktów (5/-1) / 30.10.1986

Konkurs w Kuusamo jakby na przekór przysłowiu, iż "biednemu wiatr zawsze w oczy" pokazywał, iż "faworytom wiatr wieje w plecy". Morgi jako jeden z dwóch skoczków z "15" sezonu 2005/06 (drugim Hautamaeki) zdobył punkty – skok 112,5 metra może nie zachwycił, ale na dwudziestą drugą pozycję starczył. Przed nim uplasowały się takie tuzy jak Ulmer, Keituri, Hakola, Hula czy Aren. Ale jak to w piosence "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" – już w Lillehammer Morgi pokazał klasę. 126,5 w pierwszej i 134,5 metra uplasowały go na najniższym stopniu podium (na które wskoczył z pozycji piątej). Dzień później sam Morgi nie wyjaśni chyba pierwszego skoku – ledwie 124 metry starczyło na miejsce dwudzieste dziewiąte. Pół metra bliżej i Thomas skompromitowałby się. Ale w drugiej serii skoczył teoretycznie tylko metr dalej, ale jak to zwykle wyszła "szczegółowa teoria względności skoków narciarskich" i Morgenstern awansował bardzo, bardzo znacząco – bo na miejsce dwunaste.

W Szwajcarii Morgi może nie chodził "jak w zegarku", ale nie można mówić, że wypadł źle – w pierwszy konkursie skoki 128 i 125,5 metra pozwoliły mu zamknąć pierwszą dziesiątkę, dzień później osiągi 129,5 i 133 dały mu pozycję siódmą. To jak przekładało się to na pozycję w PŚ? Ano całkiem nieźle – wyprzedzali młodego Austriaka tylko Ammann, Jacobsen, Schlierenzauer, Kuettel, Małysz i Lappi.

W Oberstdorfie było nieźle. Nie na przykład znakomicie, ale na pewno nieźle. W pierwszej serii wygrał z chimerycznym, a tego dnia wyjątkowo bezbarwnym Daiki Ito i po skoku 130,5 metra Morgenstern był dziewiąty. Spadł o jedno oczko po skoku o dwa metry krótszym. W Ga-Pa była tylko jedna seria, a Thomas szczęścia w niej nie miał. Rezultat 124 metry był czwartą odległością dnia, niemniej Austriak prawie nie ustał. Prawie, oczywiście, czyni wielka różnicę, dlatego nie był na przykład dwudziesty, ale na wyżej niż na dwunaste miejsce wobec niskiej noty za styl (48,5 pkt) nie miał prawa liczyć. Dodam, że w serii KO pokonał Descombes'a Sevoie. W Innsbrucku za to Morgi wziął się za siebie i nie zawiódł publiczności na nowej Bergisel. W pierwszej odsłonie wygrał z niezłym Ipatovem (128,5 metra) i przegrywał tylko z Jacobsenem. Drugi bardzo dobry skok (129,5 metra) pozwolił mu utrzymać owo status quo. W Bischofshofen też wstydu austriackiej publiczności nie przyniósł (zresztą, czy kiedykolwiek przyniósł?). W pierwszej serii wygrał z – nomen, omen – świetnym tego dnia Kamilem Stochem osiągając 133 metry. Utrzymał ową pozycję dobrym 132,5 metra w drugiej. W łącznej klasyfikacji był wysoko (czwarta pozycja), w PŚ zatrzymał się na miejscu siódmym.

W Vikersund znów było bardzo, bardzo dobrze. Po pierwszej serii bardzo dobry skok 206 metrów dawał mu drugą pozycję. W drugiej było o wiele gorzej (189,5), ale nie zmienił jej ani odrobiny. W Zakopanem konkurs był jaki był, Morgenstern zajął w nim miejsce dziesiąte (123 metry). Następne zawody to powrót do Oberstdorfu. Tam Morgi prowadził po pierwszej serii (134 metry), ale w drugiej na Małysza nie było mocnych i skok 131,5 metra zapewnił Thomasowi „tylko” drugie miejsce. W ciekawym konkursie drugim rezultaty 127 i 128,5 metra wystarczyły na miejsce siódme. W pierwszym Titisee Morgi był trzynasty. Po pierwszym skoku (130,5) zajmował ósme miejsce, ale mimo lepszego drugiego (133,5 metra) znów zadziałała teoria względności. Pointner wycofał Morgiego (szóstego podówczas w PŚ) z dalszych zawodów poprzedzających MŚ i… dobrze zrobił. Morgenstern mimo przerwy trzymał się dzielnie na swym miejscu szóstym w PŚ.

W Sapporo znów zdobywał Morgenstern medale. Na K120 mistrzowi olimpijskiemu się to co prawda nie udało (122 i 131,5 metra dały mu piąte miejsce), za to w drużynie skakał bardzo dobrze (w cieniu jednak Koflera i Loitzla) i zdobył nie pierwsze i zapewne nie ostatnie drużynowe złoto. Dodał też brązowy medal do osiągnięć indywidualnych na K90. Dwa skoki po 95 metrów dały mu brązowy medal (ledwie o punkt przegrał srebro z Ammanem – Małysz był tego dnia niedościgniony). Tym samym Morgi jest jednym z dwóch (obok Ljoekelsoeya) aktualnym, indywidualnym medalistą trzech wielkich imprez – Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Świata i Mistrzostw Świata w Lotach – bilans godny pozazdroszczenia.

Po MŚ skakał nieco gorzej. W Lahti Austriacy znów wygrali, ale indywidualnie Morgenstern zanotował wynik najgorszy w sezonie – 107,5 metra i trzydziesta siódma pozycja. W Kuopio zrehabilitował się za tą ewidentną wpadkę – 116,5 i 117,5 metra dały mu piąte podium w sezonie (trzecia pozycja). Ciekawe, że w swej kilkuletniej karierze Thomas wygrał tylko dwa razy, za to aż dwanaście razy był drugi, a siedem trzeci.

Zrobię małą pauzę na moje ukochane statystyki. Wśród zawodników z jednym zwycięstwem najwięcej razy drugi był Florian Liegl (bilans 1-5-2, wszystko w jednym sezonie), a najczęściej na podium stawał Hideharu Miyahira (1-4-5) oraz Johan Saertre i Andreas Kofler (obaj 1-4-4), zaś nie zwyciężając najwięcej razy był na podium Norweg Olav Hansson (0-8-3), jego rodak Ottesen (0-3-6) oraz Martin Koch (0-4-4). Najwyżej trzeci był aż pięć razy Austriak Alfred Groyer. Ale wróćmy do meritum sprawy. Po Kuopio nasz bohater nie osiągał już znaczących rezultatów.

W Oslo w pierwszym konkursie 114 i 111 dało mu miejsce siedemnaste, w nierównym konkursie drugim słaby rezultat 107,5 dał zaskakująco wysokie – dziewiąte miejsce. Na zakończenie w Planicy Morgi skakał to nierówno (189 i 201,5 metra w pierwszym i awans z miejsca dwudziestego trzeciego na piętnaste), to nieco bardziej równo, ale wciąż bez błysku (198 i 210,5 metra w drugim – awans z szesnastego na dwunaste), to znów bardzo dobrze (209,5 i piąte miejsce w trzecim). Szóste miejsce więc zdobył nieprzypadkowo.

No i jak? Ano bardzo dobrze. Morgenstern mimo "awersji" do zwycięstw jest jak znak jakości – niemal pewne jest, że będzie skakał dobrze i bardzo dobrze. W LGP ’07 wygrał w stylu bardzo przekonywującym, stąd można wysnuć wniosek, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością Morgi będzie należał do głównych aktorów również sezonu nadchodzącego. Co ucieszy z pewnością jego licznych wielbicieli i niemniej liczne wielbicielki (może nawet liczniejsze). Akurat młody Austriak jest zawodnikiem tak sympatycznym, że chyba każdy fan skoków życzy mu jak najlepiej – i ja również, jako że zgodnie z założeniami jestem subiektywny, widziałbym chętnie Morgiego w pierwszej trójce PŚ. To wszystko może i nawet powinien osiągnąć już w następnym sezonie.