Andreas Kofler po znakomitym sezonie 2005/06 nie spoczął na laurach. Kolejny raz pokazał się ze znakomitej strony i udowodnił, iż wysoka pozycja w olimpijskim sezonie nie była przypadkiem. Pokazał dobrą, równą formę przez cały sezon z chwilami wielkimi wzlotami. Obok Morgiego i Schlierenzauera będąc zdecydowanie najsilniejszym punktem austriackiej ekipy.
7. Andreas Kofler (Austria) – 727 punktów (5/0) / 17.05.1984

Początki bywają trudne. Przekonał się o tym sam Kofler, jak większość skoczków z czołówki nie mieszcząc się w "30" w Kuusamo. 82 metry i sześćdziesiąte miejsce stanowiły falstart sezonu. W rozgrywanym w normalnych warunkach konkursie w Lillehammer bohater naszego artykułu też nie zachwycił – po pierwszej serii był dziesiąty (124), ale spadł na czternaste nie dość poprawionym skokiem (127,5). Dzień później znów spadł w drugiej serii z dwunastej (127,5 metra) na dwudziestą (117) pozycję. Pierwsze dobre starty zanotował Kofler w Engelbergu – w pierwszym konkursie był bowiem szósty (129 i 129,5 metra), w drugim jednak było o wiele gorzej (124,5 i 129 metrów dały Austriakowi miejsce szesnaste). Przed Turniejem Czterech Skoczni Andreas zamykał pierwszą "15" PŚ.

Turniej to mieszane starty czwartego zawodnika tej imprezy z sezonu 2002/03. Nieźle skakał w niemieckiej części. W Oberstdorfie w pierwszej serii wygrał z Lazzaronim osiągając 128,5 metra. W drugiej poprawił się o jedno miejsce, mimo słabszej odległości (125 metrów). W Ga-Pa w jedynej serii wygrał z weteranem Okabe (120,5 metra) i zajął pozycję dziewiątą. W Austrii było jednak gorzej. W Innsbrucku jeszcze względnie dobrze – w serii KO pokonał słabszego i starszego z Hautamaekich i po skoku 121 był tuż za pierwszą dziesiątką, niemniej słaby drugi skok (114 metrów) zepchnął go na pozycję trzynastą. Bodaj najgorzej było w Bischofshofen. Przeciętnego Kaltenboecka w pierwszej serii co prawda pokonał bez większego trudu, ale tego dnia nie odegrał większej roli zajmując słabe, dwudzieste drugie miejsce po skokach 125 i 125,5 metra. Cały Turniej skończył na miejscu dwunastym, zaś w PŚ awansował na miejsce czternaste.

Serię przeciętnych wyników zakończył w Vikersund – skoki 169 i 170,5 metra dały mu dwudzieste trzecie miejsce – nie licząc niesławnego konkursu w Kuusamo najgorsze w sezonie. W Zakopanem nie pojawił się w ogóle, zaś w Oberstdorfie powoli zaczął wracać do formy. W pierwszym konkursie był siódmy (121,5 i 133,5 – dało mu to awans z pozycji jedenastej), w drugim – jedenasty (121,5 metra po pierwszej serii zaprzepaściły szanse na dobrą pozycję, w drugiej zanotował drugi wynik – 132 metry, co pozwoliło mu awansować tylko o trzy miejsca). Na pierwsze podium w sezonie czekał aż do konkursu w Titisee-Neustadt. Przegrał tam tylko z Adamem Małyszem, a skoki 136,5 i 142 metry przypomniały nam jakiej to klasy skoczek. Dzień później był "tylko" siódmy (123 i 129,5). W ostatniej przedmistrzowskiej próbie w Willingen Kofler zawiódł – skoki 134 i 132,5 metra na największej z dużych skoczni nie mogły mu przynieść lepszego miejsca niż dziewiętnaste. W PŚ był już wówczas dziesiąty, a także – w konkursie drużynowym – okazał się być pewnym punktem ekipy austriackiej.

Tak było też na MŚ. Indywidualnie, choć bez medalu skakał poprawnie (118 i 125 metrów dały mu ósme miejsce na K120, zaś 94 i 93,5 szóste na K90), a jako członek armady Pointnera – drużyny nie do pokonania w ostatnich latach – wyjechał z Sapporo ze złotym medalem.

Szczyt formy Kofler osiągnął w fińskich konkursach w ramach Turnieju Nordyckiego. W Lahti był po zwycięstwie w drużynie indywidualnie był drugi (124 i 121,5 metra; awans w PŚ na miejsce ósme), powtórzył ten rezultat w Kuopio (120 i 118,5 metra i kolejny awans w PŚ o jedno oczko). W Oslo po pierwszym skoku był dopiero dziewiąty (119,5 metrów), w drugim relatywnie lepszy skok (choć krótszy o 1,5 metra) poprawił go o pięć pozycji. W ostatnim, niesprawiedliwym konkursie Turnieju Nordyckiego skok 104 metry dał Koflerowi pozycję piętnastą. Turniej Nordycki przegrał minimalnie z Małyszem, w PŚ trzymał się dzielnie na miejscu siódmym.

I tego miejsca już nie poprawił ani nie pogorszył w Planicy. Tam skakał w kratkę. W pierwszych zawodach 195,5 i 198,5 metra zapewniły mu miejsce tuż poza pierwszą dziesiątką. Dzień później był piąty (206 i 213,5 metra – awansował na swą pozycję z dziesiątego). Sezon zakończył trzynastym miejscem w jednoseriowym finale (204 metry).

Ogółem siódme miejsce można zaliczyć do kolejnych sukcesów sympatycznego Austriaka. Niewielu skoczków na świecie obecnie może równać się do niego klasą. W Letnim Grand Prix również pokazywał się ze strony zwykle dobrej i bardzo dobrej, tak więc i następny sezon powinien należeć do niego.

PS. Strona FISu szaleje. Nie dość, że przerobiono tabelę z sezonu 2006/07 to wzięto się też za sezon 2005/06 chyba, że FIS zmienił nagle przepisy i tabele z sezonów poprzednich (co oczywiście nie miało miejsca). Zakrawa to na mały skandal, że na oficjalnej stronie znaleźć można takie kompletne bzdury.