Kolejna część podsumowania to już zmierzenie się z absolutną legendą skoków narciarskich. Rekordzistą w ilości osiągniętych podiów PŚ w karierze, ilości zwycięstw w sezonie, ilości zwycięstw z rzędu, miejsc w pierwszej "15" PŚ (który to rekord zresztą śrubuje) dwukrotnym mistrzem świata, czterokrotnym zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni, dwukrotnym zwycięzcą PŚ. Mógłbym tak wyliczać. Ale – interesuje nas miniony sezon, a ten to ósme miejsce – i jakkolwiek to brzmi – trzecie najniższe w karierze. O klasie tego skoczka świadczy fakt, iż sezon 2006/07 jak na niego był kompletnie nieudany.
8. Janne Ahonen (Finlandia) – 539 punktów (15/-6) / 11.05.1977

Jak praktycznie cała "15" (poza Hautamaekim i Morgensternem) sezonu 2005/06 rozpoczął od bycia nieklasyfikowanym w fińskim Kuusamo – 90 metrów i miejsce nr 55. Niemniej ciężko było Kuusamo brać na poważnie – co pokazał już Lillehammer. Tam Janne był dwa razy w "10". Ale… coś było jednak nie tak. W pierwszym konkursie skok na 128 metrów w pierwszej dawał mu czwartą pozycję, ale w przeciwieństwie do dawnego Ahonena nie sforsował podium. Wręcz przeciwnie, poprawił się raptem o 4,5 metra (inni poprawiali się o wiele bardziej) i spadł na pozycję szóstą. Dzień później po pierwszej i drugiej serii był siódmy (129,5 i 125 metrów). Tak w zasadzie miało być przez cały sezon – dobrze, ale bez błysku. W Engelbergu błysku w ogóle nie było, a Janne spisał się znacznie poniżej oczekiwań. Pierwszy konkurs to przeciętna, dwudzieste pierwsze miejsce (125 i 123 metry), drugi to niewiele lepsze – czternaste (129 i 127). W PŚ przed Turniejem Czterech Skoczni Janne był jedenasty.

W Turnieju Janne też nie skakał jak przystało na czterokrotnego zwycięzcę. Ale nie znaczy to, że skakał źle. W Oberstdorfie w serii KO wygrał z Landertem naprawdę dobrym skokiem – 132,5 metra i był piąty. W drugiej osiągnął szósty rezultat (131) co dało mu w rezultacie miejsce… siódme. W Ga-Pa pokonał słabego Bolognaniego i jedyny tego dnia skok (118 metrów) pozwolił mu zająć lokatę szesnastą. W Innsbrucku 125,5 metra w pierwszej serii (rywalem Lazzaroni) i 126 w drugiej wystarczyły do miejsca piątego. W Bischofshofen do drugiej serii awansował jako Lucky Loser (przegrał z Jacobsenem), a skoki 128 i 130,5 metra uplasowały Fina tuż za pierwszą „10”. W całym Turnieju był na niezłym – ósmym miejscu, ale… niżej był tylko w 1993 (39), 1994 (16), 1997 (18) i 2002 (26), czyli aż dziesięć razy zajmował miejsca powyżej ósmego. Dobrze to świadczy o klasie Ahonena. W PŚ Janne był na tym etapie ósmy.

Najlepszy wynik sezonu nasz bohater zanotował w Vikersund. Po pierwszej serii był czwarty (202,5 metra), w drugiej skoczył znacznie słabiej (ledwie 187,5), ale nie zmieniło to jego pozycji. W Zakopanem skończyło się na pozycji dwudziestej piątej (117 metrów). W drugiej serii poprawił się, ale jak wiemy – nie dokończono jej. Przed MŚ skakał już tylko w Oberstdorfie. Tam był dwa razy ósmy. Przy czym w pierwszy dzień była szansa na podium – 128,5 w pierwszej serii było jej trzecim wynikiem, w drugiej Fin pogorszył się znacznie (125). Dzień później awansował na miejsce ósme z dziesiątego (124,5 i 131,5). W PŚ Janne był dziewiąty, ale decyzja o wycofaniu Finów z Titisee, Klingenthal i Willingen sprawiły, iż przed MŚ spadł na miejsce jedenaste.

Co z decyzji o wycofaniu Finów wyniknęło wiemy – kompletnie nic. O drużynówce już nie raz w moim cyklu było. Indywidualnie Janne skakał jak w PŚ. Nieźle. Dobrze. Bez medalu. Na K120 nie obronił tytułu (123 i 130 metrów – szósta pozycja), na K90 zawiódł (93,5 po pierwszej serii dawało mu siódme miejsce, skończyło się po skoku 90,5 metra na pozycji czternastej).

Po MŚ Ahonen zwykle punktował w drugiej piątce. W Lahti był ósmy. Dużo nadrobił dobrą drugą serią (123,5 metra), bowiem po pierwszej (117) był tylko siedemnasty. Powtórzył ten wynik w Kuopio równymi skokami (115,5 i 113 metrów). Na Holmenkollen dwa razy zamknął pierwszą dziesiątkę. W pierwszy dzień zanotował awans zgoła niesamowity – ledwie zmieścił się w "30" wynikiem 111,5 metra (był dwudziesty dziewiąty), niemniej awansował o dziewiętnaście pozycji skokiem osiem metrów dłuższym. W drugi dzień była tylko jedna seria – w niej osiągnął 107,5 metra – wobec bardzo słabego poziomu wystarczyło na wspomniane dziesiąte miejsce. W PŚ zrównał się ze swym rodakiem Lappim i był ex aequo dziesiąty.

W pierwszej Planicy podtrzymał ową passę – 204,5 i 203,5 metra równały się siódmej pozycji. W drugiej podobnie – 208,5 i 207 metrów wystarczyły na miejsce dziewiąte. W PŚ awansował na ósme miejsce i – mimo gorszego występu na finał sezonu (204,5 metra i siedemnasta lokata) nie spadł już niego.

Otrzymaliśmy obraz zawodnika, który równo i z precyzją szwajcarskiego zegarka skakał przez cały sezon i – gdyby nie nazywał się Janne Ahonen – można by było mówić o udanym sezonie. Ale to Ahonen – skoczek absolutny, więc? Więc w sumie pozwolę sobie na kilka refleksji. Janne ma już 30 lat. Punktował piętnasty sezon – tyle samo mają Goldberger i Ljoekelsoey, więcej tylko Cecon, Kasai i Hoellwarth. Czternasty raz z rzędu zmieścił się w "15" – raczej już wielkich wyników z sezonów poprzednich nie osiągnie, należy tylko podziwiać go za to, iż nawet relatywnie "słabszy" sezon jest sezonem całkiem niezłym.

I – na zakończenie jeszcze mała ciekawostka. Oto rekordzista w ilości miejsc na podium ustanowił rekord zgoła w tym kontekście zaskakujący. Nikt, w całej historii PŚ, nie był tak wysoko sklasyfikowany w klasyfikacji generalnej bez choćby jednego miejsca na podium. Trzy razy zdarzyło się, że zawodnik kończył sezon na dziesiątym bez podium (Andreas Widhoelzl w sezonie 2005/06, Hideharu Miyahira w cyklu 1999/00 i Jari Puikkonen w jednym z pierwszych edycji Pucharu – 1982/83), ale na ósmym – to się nie zdarzało. Ironią losu jest to, że przydarzyło się do Ahonenowi. A co w następnym sezonie? Na pewno śrubowanie rekordu w "15", może następne podia, może wyprzedzenie Weissfloga na liście zwycięstw – to wszystko Fin może osiągnąć.